niedziela, 22 marca 2015

ROZDZIAŁ 28

- Marcel, obudź się.– Wyszeptałam do chłopaka, wplątując dłoń w jego zmierzwione włosy.
Siedzieliśmy na samym końcu busa moich rodziców. Było tu wystarczająco dużo miejsca aby smacznie sobie pospać, dlatego Marcel spał od kilku godzin, z głową na moich nogach. Jednak ja byłam zbyt podekscytowana aby spać. Ostatni raz byłam w Londynie jakieś 10 lat temu i jednocześnie jestem bardzo ciekawa czy sporo się tu zmieniło. Uwielbiam to miasto i wiele razy prosiłam rodziców, żeby któregoś razu zabrali mnie ze sobą, ale zawsze znaleźli jakąś wymówkę abym została w Holmes Chapel. Pomimo dobrego humoru, który towarzyszy mi przez całą podróż, cały czas myślami jestem przy Zaynie. Czuję, że zawiodłam swojego najlepszego przyjaciela, opuszczając go. I mimo ciągłych uspokojeń ze strony mamy o jego stabilnym stanie, nadal odczuwam niepokój, że w każdym momencie może stać się coś, co będzie tragiczne w skutkach. Na samą myśl przechodzi mnie dreszcz i chce mi się płakać. A to wszystko przez Horana.
Próbując odgonić paskudne myśli dotyczące blondyna ponownie skupiłam się na Marcelu. Powieki nadal miał zamknięte a jego oddech był jednostajny i spokojny.
- Marcel. – Powtórzyłam, tym razem lekko go szturchając.
Po chwili otworzył oczy i spojrzał na mnie.
- Jesteśmy na miejscu. – Odparłam na jego niezadane pytanie, które jeszcze przed chwilą tliło się pewnie w jego głowie.
Uśmiechnął się łagodnie i uniósł się z moich nóg pozwalając mi wstać. Udałam się na przód busa, gdzie siedzieli moi rodzice wraz z babcią chłopaka.
- I jak po podróży? – Zapytała rodzicielka
- Okey. Ale trochę twarde te fotele. – Zaśmiałam się na co mama odpowiedziała tym samym.
- To nie jest limuzyna Lily. – Wtrącił z uśmiechem tata.
- Tak wiem. – Odparłam. – A tak w ogóle to gdzie jesteśmy? – Zapytałam wyglądając przez szybę.
Widziałam jedynie stare kamienice ze sklepami, a po drugiej stronie ogromny, okazały budynek, który zamiast ceglanych murów miał grube szyby, dzięki czemu częściowo było widać pięknie urządzone wnętrze.
- Pod One Hyde Park.
Wow. Widziałam ten apartamentowiec już wiele razy na zdjęciach, ale nie przypuszczałam, że w rzeczywistości będzie aż tak okazały. Wysiadłam szybko z pojazdu i stanęłam przed budynkiem wznosząc głowę ku niebu i podziwiając masywną, ale jednocześnie wyglądającą na lekką konstrukcję. Sięgnęłam do tylnej kieszeni spodni i wyciągnęłam telefon.
- Co robisz? – Usłyszałam głos mamy.
- Zdjęcia. Takie miejsca trzeba uwieczniać. W końcu nie często bywa się pod najdroższym apartamentowcem na świecie. – Odparłam, nie przerywając zaciekłej sesji fotograficznej architektury.
- Oh, Lily… - Westchnęła. – Nie musisz ich robić. Będziecie tutaj codziennie.
- Co? – Odwróciłam się i spojrzałam na nią pytająco.
- Będziecie tutaj mieszkać. – Uśmiechnęła się.
- Mamo, ale… Nie. Nie mogę. – Złapałam się za głowę, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszałam. – Nie chcę tu mieszkać. Niczym sobie nie zasłużyłam na takie luksusy.
- Lily, mamy znajomości z wieloma osobami. Poza tym mamy tutaj mieszkanie.
- Ale…
- Nie ma dyskusji. Będziecie tutaj mieszkać i koniec.
- A co z wami?
- Nami się nie martw. Mamy mieszkanie niedaleko szpitala.
- A babcia Marcela?
- Na przedmieściach mamy przecież dom po ciotce. Wyremontowaliśmy go i od kilku lat był na sprzedaż. Myślę, że to idealne miejsce dla pani Styles.
 
Chyba z nią nie wygram.

- Okey. – Westchnęłam. – Dziękuję. – Odparłam i przytuliłam ją.
- Kobitki, zbierać się. Mamy jeszcze kilka spraw do załatwienia. – Wtrącił tata.
Zaśmiałyśmy się i oderwałyśmy niechętnie od siebie.
- Jutro rano, widzę cię w moim gabinecie. – Odparła mama.
Spojrzałam na nią pytająco.
- Chyba nie myślisz, że będziesz siedzieć tu bezczynie. Przyda nam się nowa pracownica. – Uśmiechnęła się szeroko zarażając mnie tym samym.
Po wyjęciu bagaży, mama wyjaśniła mi jak dostać się do apartamentu, co wbrew moim wcześniejszym założeniom okazało się naprawdę proste.
- I pamiętaj. O 8:00 widzę cię w szpitalu.
- Nie da się później?
- Nie. – Odparła od razu, a ja jęknęłam zrezygnowana.
Pożegnałam się z bliskimi i razem z Marcelem weszliśmy do środka ciągnąc za sobą walizki. Wnętrze było bardzo przestronne i pięknie urządzone. Biel mieszała się z beżem i brązem. Wszystko w ciepłych odcieniach co sprawiało, że ogromnych rozmiarów recepcja, sprawiała wrażenie bardzo przytulnej. Znajdowało się tu mnóstwo kanap z licznymi poduszkami. Na podłogach miękkie dywany, a nad naszymi głowami lampy o jakich nawet nie miałam pojęcia.

Po prostu jedno wielkie WOW.

Po dokładnym rozejrzeniu się po wnętrzu, podeszliśmy do ogromnego, białego biurka, za którym siedziała bardzo sympatyczna brunetka w beżowej, ołówkowej spódnicy i marynarce tego samego koloru. Po wyjaśnieniu nam kilku spraw i wskazaniu odpowiedniego korytarza, pożegnała się z nami, a my udaliśmy się w głąb budynku. Po dojściu do windy weszliśmy do niej i na małej klawiaturze wbiłam kod, który wcześniej dała mi mama. Ruszyliśmy w górę i już po chwili drzwi rozsunęły się, ukazując nam kolejne piękne zakątki One Hyde Parku. Weszliśmy na hol, który rozdzielany był szklaną ścianą z drzwiami od apartamentowca, który jak się domyśliłam należał do rodziców. Po przejściu kilku metrów znaleźliśmy się wewnątrz kwatery. Marcel kontynuował podróż wewnątrz mieszkania, a ja osunęłam się na ziemię z wrażenia, podziwiając okazałość apartamentu z podłogi. Wszystko zapierało dech w piersiach. Było tu nowocześnie i pięknie. Wiele razy wyobrażałam sobie tutejsze apartamenty, ale nigdy nie wpadłabym na to, że jest tutaj aż tak wspaniale.
- Lily! – Usłyszałam krzyk Marcela.
Wstałam z podłogi i poszłam w korytarzem, w którym kilka minut temu zniknął.
- Gdzie jesteś? – Krzyknęłam nie mając pojęcia w którym kierunku podążać dalej.
Po chwili drzwi na końcu korytarza otworzyły się i pojawił się w nich chłopak.
- Chodź. Musisz to zobaczyć. – Chwycił mnie za rękę i wciągnął do pomieszczenia.
Pokój był ogromny jak wszystkie pomieszczenia tutaj, co już chyba nie powinno mnie dziwić. Przy ścianach w kolorze ciemnego grafitu stały czarne meble oraz ogromne łóżko z biało czarną pościelą. Ale to co najbardziej zachwycało to panorama Londynu widoczna przez szybę, zajmującą powierzchnie całej jednej ściany. Akurat zmierzchało więc zarówno miasto jak i sypialnia topiły się w czerwieni zachodzącego słońca. Kolejny już dzisiaj raz usiadłam z zachwytu tym razem na miękkiej pościeli. Wszystko jest tutaj tak doskonałe i okazałe.
- Nie zasługuję na to wszystko. – Usłyszałam ściszony głos Marcela.
W jego wzroku majaczyło zagubienie i smutek.
- Ja chyba też. – Westchnęłam.
- Ty zawsze żyłaś w takich luksusach. Ja nie. – Usiadł obok mnie i przeczesał włosy dłonią.
- Ja i luksusy?
- No.
- Na pewno nie takie. – Odparłam i w tej samej chwili zauważyłam białą kopertę na stoliku nocnym.
Sięgnęłam po nią i po wyjęciu schowanej wewnątrz kartki, rozłożyłam ją.

 
Lily,
Zdajemy sobie sprawę z tego, że zarówno ty jak i Marcel nie będziecie chcieli zamieszkać
w tym apartamencie, wmawiając sobie że nie zasługujecie na takie luksusy. Zasługujecie na nie
najbardziej na świecie. Dlatego przez najbliższe miesiące, a może nawet i lata będziecie spędzać tam
dnie i noce. My bywaliśmy w nim rzadko ze względu na obowiązki w pracy, dlatego cieszymy się,
że nareszcie apartament nie będzie stał pusty i wprowadzicie do niego trochę życia. Mamy nadzieję,
że chwile które w nim spędzicie będą najlepszymi w waszym życiu. Korzystajcie jak najlepiej
z każdego centymetra apartamentu. Możecie wprowadzać różne zmiany, zmieniać układ mebli.
Co tylko chcecie. Wszystkie koszty poniesiemy my. Oczywiście nie przyjmujemy żadnego słowa
odmowy. Tak więc dobrze opiekujcie się nowym domem.
Kochamy cię,
 
Rodzice.

P.S.: Nowe ubrania znajdziecie na drugim piętrze w garderobie.
 

Drugie piętro?!

Położyłam list na łóżku i szybkim krokiem wyszłam z pokoju. Po znalezieniu schodów, weszłam na piętro i od razu w oczy wrzuciły mi się ogromne drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam je. Pomieszczenie było wielkości co najmniej sypialni, w której przed chwilą byłam. Po jednej stronie znajdowały się ubrania dla mnie, a po drugiej dla Marcela. Były tu sukienki, spodnie, bluzki, bluzy, koszulki, dres, różnego rodzaju buty. Rzeczy do chodzenia po domu, na spacer czy zakupy, do pracy albo na wieczorne wyjście. Dosłownie wszystko.
- Wow. – Powiedziałam do siebie, niedowierzając jeszcze w to co widzę.
Podeszłam do mojej części garderoby, przeglądając dokładnie jej zawartość. Usłyszałam kroki Marcela, który po chwili wszedł do środka i stanął wryty tak jak ja przed momentem.
- To wszystko... Jest n-nasze? – Wyjąkał.
- Tak.
- Ale ja… - Urwał, więc spojrzałam na niego.
Stał ze spuszczoną głową, co trochę przeczesując włosy.
- Marcel… - Podeszłam do niego, wtulając się w jego rozgrzane ciało. – Nie przejmuj się tym. Moi rodzice już tacy są. Nic na to nie poradzę. – Spojrzałam na niego. W jego oczach błądził smutek i bezradność.
- Nie wiem czy będę wstanie się do tego przyzwyczaić.
- Może tego po mnie nie widać ale mi też nie jest łatwo. Ale razem damy radę. -Odparłam, a Marcel odrazu zamknął mnie w swoich objęciach.
Staliśmy tak dłuższą chwilę, dopóki chłopak mnie nie puścił.
- Widzę tu dużo ciekawych sukienek. Z chęcią zobaczę jak na tobie leżą. – Uśmiechnął się szeroko.
Wrócił wesoły Marcel. Uff… Całe szczęście.
- Może ta? – Odparł pokazując mi srebrną sukienkę do ziemi z odkrytymi plecami. – Albo nie, ta… W sumie… Nie, ta też nie…
- Nie wiedziałam, że facet może mieć tak duży problem przy wyborze sukienki. – Zaśmiałam się.
- Czy ty się ze mnie nabijasz? – Odparł głosem pełnym porządania patrząc na mnie przymrużonymi oczami.
 
Nadal nie nadążam nad jego ciągłymi zmianami nastrojów.

- Ależ skąd bym śmiała. – Zatrzepotałam rzęsami.
- Oh Lily… - Jęknął i po chwili stałam przygnieciona do ściany z jego ustami na moich.
 
***
 
Zerwałam się z łóżka przestraszona, że spóźnię się do szpitala. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 7:00. Uff… Mam jeszcze trochę czasu. Spojrzałam na Marcela. Mój zryw na szczęście go nie obudził i cały czas spał. Przesunęłam się na brzeg łóżka i postawiłam stopy na zimnej podłodze. Wzięłam telefon i po cichu wyszłam z sypialni, starając się nie przerywać Marcelowi snu. Poszłam do kuchni w której od wczoraj stoją nasze walizki i po wzięciu świeżej bielizny skierowałam się do łazienki na drugim piętrze. Była to największa łazienka jaką w życiu widziałam, a biel która była tutaj jedynym kolorem, jeszcze bardziej powiększała pomieszczenie. Było tutaj ogromne lustro, dwie umywalki, kilka szafek, prysznic oraz wanna, która pomieściła by co najmniej 3 osoby. Postanowiłam skorzystać z prysznica, ponieważ nie mam zbyt wiele czasu na nic więcej. Zdjęłam szlafrok, który swobodnie zsunął się po moich ramionach i weszłam pod ciepły strumień wody. Mogłabym tak stać godzinami, ale moja mama zamiast wybrać normalną, cywilizowaną godzinę na rozmowę, wybrała ósmą rano. Ekstra.
Po umyciu i wysuszeniu swojego ciała, ubrałam bieliznę, nałożyłam makijaż i poszłam do garderoby po sukienkę. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, uśmiech wpełzł na moją twarz, na wspomnienie wczorajszych wydarzeń. Leżały tu jeszcze niektóre ubrania, ale sprzątaniem zajmę się później. Podeszłam do części z sukienkami i wybrałam tę, która Marcelowi podobała się najbardziej. Bardzo krótka i obcisła sukienka z piękną koronką na plecach i widocznym, ale niezbyt dużym dekoltem. Do tego czarne wysokie szpilki. Było dzisiaj dość chłodno więc zdecydowałam się jeszcze na czarny płaszcz i ostatecznie przeglądając się w lustrze, wyszłam z pokoju. Poszłam jeszcze do kuchni po szklankę soku. Gdy stałam przy kuchennym blacie spostrzegłam kolejny list, jak się domyślam od rodziców. Ciekawe gdzie jeszcze ukryli jakąś korespondencję.
 
 
Kluczyki do samochodów znajdziesz w szafce nad lodówką,
a auta w podziemnym garażu w sektorze B.
Uważaj na siebie i jedź ostrożnie.
 
Rodzice.


To jest tu kilka samochodów? Chyba zaraz zemdleje.

- Chyba nie idziesz w tym na rozmowę o prace. – Moje przemyślenia przerwało bardziej stwierdzenie niż pytanie Marcela.
Odwróciłam się w jego stronę. Przyglądał mi się z uwagą. Miał na sobie jedynie spodnie od piżamy, które w seksowny sposób zwisały mu z bioder.
- Czemu nie? – Zapytałam podchodząc do szafki i otwierając ją. Na trzech haczykach wisiały kluczyki od Mercedesa, Range Rovera i BMW. Gdy sięgałam po jedne z nich, poczułam ciepłe ciało Marcela na moich plecach. Położył dłonie na moich biodrach i przyciągnął do swoich. Czułam jak jego erekcja wbija się w moje pośladki.
- Może dlatego. – Wyszeptał mi do ucha. – A skoro ja reaguję tak na widok ciebie w tej sukience, to zareaguje tak również pół miasta.
- Marcel, jadę tylko porozmawiać z moją mamą. Obmówimy wszystkie szczegóły i wracam. Przecież to nic poważnego. – Odparłam odwracając się w jego objęciach. – Muszę iść. Mam pół godziny na dojechanie do szpitala, a teraz do pracy jedzie połowa społeczeństwa więc muszę się spieszyć.
- Mogę jechać z tobą?
- Chcesz mnie pilnować? – Zapytałam, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. – W takim razie nie. – Jego wyraz twarzy natychmiast uległ zmianie.
Odwróciłam się ponownie w stronę szafki i zdecydowałam się na kluczyki od Mercedesa. Gdy ponownie na niego spojrzałam, szczękę miał zaciśniętą, a usta złożone w cienką linię.
- Będziemy w kontakcie. I nie denerwuj się tak. – Musnęłam jego usta, a gdy chciałam iść, pogłębił pocałunek.
- Jesteś tylko moja. – Wyszeptał przygryzając moją wargę.
- Tak. Tylko twoja.
 
 
 

Mamy rozdział 28! Przepraszam Was, że tak długo na niego czekaliście ale miałam ostatnio problemy z bloggerem i dopiero wczoraj udało mi się opanować problem.
 
W następnym rozdziale pojawi się nowy bohater, więc jeśli chcecie go poznać to komentujcie. Rozdział 29 za 32 komentarze. ;*
 
♥ Kocham Was ♥
Ola xx

niedziela, 8 marca 2015

ROZDZIAł 27

- Co ty tu robisz? – Zapytałam piskliwym głosem.
- A co mogę tutaj robić? Przyszedłem na bal, który zorganizowała szkoła do której chodzę. – Odparł Niall.
- Chyba chodziłeś. – Prychnęłam.
Zacisnął szczękę i zrobił krok w moją stronę.
- A ty co tu robisz? Bo po twojej szmacie, którą masz na sobie mogę stwierdzić, że dajesz dupy wszystkim gościom w szkolnym kiblu.
Na jego słowa zagotowało się we mnie i chciałam do niego podejść, ale Marcel mnie zatrzymał. Chwilę się z nim szarpałam ale był zbyt silny, więc spasowałam.
- Nie ośmieszaj się Niall. To ty tu jesteś męską dziwką. – Nie potrafiłam w tej chwili trzymać języka za zębami.
Jego mięsnie momentalnie się napięły, a widziałam je bardzo dobrze bo był jedynie w białym T-shircie i dresach. Mogę się założyć, że wciągał jakieś prochy, bo człowiek o zdrowym umyśle nie stałby na mrozie jedynie w cienkiej bluzce. I zdecydowanie nie przyszedł tu na bal. Mój wzrok skupił się na jego dłoniach, którymi sięgnął po coś do tylnej kieszeni spodni i po chwili w jednej z nich trzymał broń.

O cholera.

- Masz coś jeszcze do powiedzenia? – Zapytał kręcąc pistoletem na palcu.
W moich żyłach adrenalina i mieszała się ze strachem. Rozejrzałam się wokół. Nikogo nie było. Jakim sposobem nagle wszyscy zniknęli?! Jeszcze przed chwilą były tu tłumy. Jęknęłam zrezygnowana i przeniosłam swój wzrok na Marcela. Był równie zaniepokojony co ja.
- Zepsułaś mi opinie Collins. - Zaczął odbezpieczając broń. – To wszystko twoja zasrana wina. To przez ciebie trafiłem do pierdla, ale na moje szczęście ktoś wpłacił kaucję. – Zaśmiał się. - No i teraz stoję tutaj. Ale w sumie… To zaczęło nam się sypać przez niego. – Wskazał na Marcela. – Co ci się w nim tak podoba? Zlitowałaś się nad nim tylko dlatego, że jego ojciec lał go po mordzie? Cóż takie życie. – Ponownie się zaśmiał i spojrzał na bruneta. – Wiesz… ty możesz mnie nie kojarzyć. Ale ja znam cię bardzo dobrze.
Zarówno Marcel jak i ja wpatrywaliśmy się w niego oczekując dalszych wyjaśnień. Ale on tylko patrzył to na nas to na broń i uśmiechał się durnowato pod nosem.
- O czym ty mówisz? – Zapytał w końcu Marcel.
- Nie wiem czy mogę ci powiedzieć. Znowu się popłaczesz i polecisz do babci.
- Mów, do cholery! – Krzyknął Marcel, popychając go.
Blondyn mało poruszony jego gestem, przyłożył mu spluwę do skroni, a ja zakryłam usta dłonią.
- Nie radziłbym tego powtarzać. – Wysyczał przez zęby i pchnął go tak, że upadł przy moich nogach.
Teraz nie spuszczał z niego zarówno wzroku jak i broni. Stanęłam przed Marcelem osłaniając go swoim ciałem.
- Oh, a ty nagle taka odważna? Od kiedy? – Prychnął.
- Skąd znasz jego ojca? – Odezwałam się uznając jego pytanie za retoryczne.
- Ma się te znajomości. – Rzucił.
- Pytam poważnie.
- A ja ci poważnie odpowiadam.
- Niall do kurwy nędzy!
- Okey. Skoro nalegasz. - Westchnął. - Jak już ci pewnie wiadomo od Malika i reszty, handlowałem prochami. No i tak się jakoś zdarzyło, że mój ojciec również. Znał Parkera bo sprzedawał mu narkotyki. Był naszym stały klientem. No i nieźle płacił. Gdy byłem starszy, rozwoziłem towar z ojcem. Przesiadywaliśmy u ojca tego pedała, podczas gdy on sam leżał gdzieś nieprzytomny w piwnicy. Widziałem go kilka razy. Cały we krwi na zimnej podłodze. Podobał mi się ten widok i myślę… Że z chęcią ujrzałbym go jeszcze raz. Teraz. Chcesz popatrzeć ze mną? – Zaoponował, a mnie aż ścięło z nóg.
- To wszystko twoja wina… - Odparł Marcel.
Stał obok mnie i wpatrywał się w Horana pełnym napięcia wzrokiem.
- Myślę, że każdy w czymś zawinił.
- Przyszedłeś tu tylko po to żeby postraszyć nas zabawkową bronią i dawać jakieś gówniane pouczenia?! – Wrzasnęłam.
- Nie tylko. – Oparł i wystrzelił w górę udowadniając prawdziwości pistoletu. – Zamierzam pozbyć się najpierw jego, bo zabrał mi kogoś kto robił mi dobrze na każde moje zawołanie, a później ciebie za to że mnie zostawiłaś.
- To ty mnie zostawiłeś. - Przerwałam mu.
- Chociaż nie. Ciebie nie będę na razie zabijał. - Kontynuował, nie zwracając uwagi na moje wtrącenie. -  Przydasz mi się. Musisz w końcu kogoś zaspokoić. - Zaśmiał się z bronią wycelowaną w Marcela.
- Jesteś chory psychicznie.
- Mówi się trudno. – Odparł i nacisnął na spust.
Wraz z rozlegającym się hukiem zamknęłam oczy i po chwili słyszałam echo wystrzału, a gdzieś w tle krzyki zdezorientowanych osób. Po polikach popłynęły łzy, a do moich uszu dochodził jedynie stłumiony trawą bieg, który zdecydowanie nie należał tylko do jednej osoby. Ostrożnie otworzyłam oczy, bojąc się widoku który zastanę. Wytarłam łzy i pierwsze co zobaczyłam to Marcela. Stał obok mnie cały i zdrowy, ale na jego twarzy malował się strach, ból i przerażenie. Odetchnęłam z ulgą, że nic mu nie jest. 
- Lily... - Wyszeptał Marcel, ale zignorowałam go i rozejrzałam się w poszukiwaniu Nialla, jednak nigdzie go nie było. Wokół nas stała już liczna gromadka uczniów, a na trawie leżała broń i… O mój boże.
- Z-zayn... - Wyłkałam i upadłam na kolana przy mulacie.
Biała koszula miała teraz kolor krwistej czerwieni w szczególności po lewej stronie jego klatki piersiowej.
- Zaynie, spójrz na mnie. - Wyszeptałam nawet nie próbując powstrzymywać łez.
Delikatnie uniosłam jego głowę i położyłam sobie na kolanach, nieustanie gładząc jego włosy. Wpatrywałam się w jego twarz z nadzieją, że za chwilę otworzy oczy i znów będę mogła ujrzeć jego pełne życia miodowe tęczówki. Że choć na moment otworzy usta aby zapewnić mnie, że wszystko jest okey. Że to tylko zły sen. Jednak nic takiego nie chciało mieć miejsca.
- Zayn, proszę...
Nie wyczuwałam już nawet jego oddechu. Nic. Nawet najmniejszego znaku, że żyje. W końcu rozpłakałam się na dobre, pochylając się nad nim i pozwalając szlochowi całkowicie zawładnąć moim ciałem.
 
***
 
Obudził mnie czyjś krzyk, który po chwili przerodził się w płacz. Otworzyłam oczy i spojrzałam na zapłakaną kobietę, która z pomocą mężczyzny udała się do wyjścia. Rozejrzałam się po pomieszczeniu przypominając sobie wszystkie wcześniejsze wydarzenia. Naćpany Niall. Postrzelony Zayn. Przyjazd karetki i kłócenie się z lekarzami, bo nie pozwolili mi jechać z Zaynem tylko dlatego, że nie jestem z rodziny, przez co do szpitala dotarliśmy dopiero godzinę później. Gdy byliśmy na miejscu już go operowali i w sumie do tej pory nie wiem jaki jest jego stan. Od kilku godzin tkwię zwinięta w kłębek na kolanach Marcela, a na te wszystkie wspomnienia znowu chce mi się płakać. Wstałam z chłopaka lekko chwiejąc się na bosych stopach.
- Co robisz? - Zapytał lekko zdezorientowany.
- Pewnie jest ci trochę niewygodnie. - Wyszeptałam i zajęłam miejsce obok niego.
- Oh przestań. - Westchnął i wciągnął mnie z powrotem na swoje nogi, szczelnie oplatając silnymi ramionami. Bawiłam się brzegiem jego marynarki, próbując na wszelkie sposoby uciec od myśli o utracie Zayna. - Nadal nic nie wiadomo. - Odparł po chwili, a ja rozpłakałam się jak małe dziecko.
Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogę go stracić. Jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Zastanawiałam się już jak do tego wszystkiego doszło, ale nie wiem. To wszystko działo się tak szybko. Nie słyszałam nawet jak podbiegał. Ale gdyby nie on, nie siedziałby tu teraz ze mną Marcel. Sama już nie wiem co jest gorsze.
W mało kobiecy sposób pociągnęłam nosem i w tym samym czasie w oddali korytarza dostrzegłam lekarza. Nie wiem czy to akurat on zajmuje się Zaynem, ale jest to pierwszy lekarz, który pojawił się tutaj od kilku godzin. Wyrwałam się z objęć Marcela i pobiegłam w jego stronę.
- Przepraszam. - Odparłam ściszonym głosem, zwracając na siebie jego uwagę.
Obrócił się w moją stronę. Był wysoki i przystojny. Miał około czterdziestu lat.
- Co z Zaynem? - Wydusiłam w końcu przezwyciężając rosnącą gulę w gardle.
- Chodzi o pana Zayna Malika? - Kiwnęłam głową. - Niestety nie wiem. Zajmuję się nim doktor Roberts. Proszę poczekać. - Odparł i zniknął za drzwiami.
- I co? - Podskoczyłam na dźwięk głosu Marcela, całkowicie się go nie spodziewając. - Spokojnie, to tylko ja. - Uspokoił mnie. - Więc?
- Nic nie wiedział. Mamy czekać. - Wyszeptałam i wtuliłam się w niego,
- To ja powinienem być na jego miejscu. - Westchnął, ale nie zdążyłam mu odpowiedzieć bo stanęła obok nas młoda ciemnoskóra kobieta w lekarskim kitlu.
- Jestem doktor Anne Roberts. Państwo do Zayna, prawda?
- Tak. Co z nim? - Zapytałam.
- Niestety nie mam dobrych wieści. - Zaczęła, a przez moją głowę przebiegły najgorsze myśli. Nie on nie może... - Zayn żyje, ale jego stan jest krytyczny. Operacja usunięcia ciała obcego trwała trzy godziny. Pocisk na szczęście ominął serce, ale przebił lewe płuco w kilku miejscach. Podczas zabiegu doszło również do krwotoku wewnętrznego, a z powodu braku dawcy musieliśmy szukać krwi aż w Cambridge, więc udało nam się ją przetoczyć dopiero dwie godziny temu. Podczas oczekiwania na krew jego stan znacznie się pogorszył, dlatego musieliśmy zdecydować się na śpiączkę farmakologiczną. Aktualnie znajduje się na ICU*.
- Można go odwiedzić? - Odparł Marcel.
Ja nie byłam w tej chwili w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.
- Są państwo z rodziny?
Kiwnęłam przecząco głową.
- Niestety mogą tam wchodzić tylko bliscy.
- Ale Lily jest dla niego jak siostra. To dla niej naprawdę ważne. Proszę to zrozumieć.
- Przykro mi. Ale jeśli państwo chcą, mogę pokazać gdzie znajduje się oddział. - Zaproponowała.
Chciałam zaprzeczyć i nie skorzystać z jej propozycji, ale to może być moja jedyna szansa, żeby zobaczyć Zayna chociaż przez szybę.
- Okey. - Westchnęłam. - Chodźmy.

Po wjechaniu windą na 8 piętro, skierowaliśmy się przez prawy korytarz na sam jego koniec. Zaglądałam do każdej sali, którą mijaliśmy, ale w żadnej nie dostrzegłam Zayna. I z tego co wywnioskowałam idąc przez korytarz, całe piętro to chyba ICU, bo wszędzie leżeli ludzie w stanie śpiączki. Gdy doszliśmy na sam koniec skręciliśmy w lewo docierając do sterylnie czystej części szpitala. Wszystko było białe, a pod napisem Intensive Care Unit Reception, stworzonym z ogromnych, srebrnych liter siedziała młoda blondynka w szarym kitlu. Wymieniła kilka zdań z doktor Roberts i wstała zza biurka.
- Zostawiam państwa tutaj. Dalej poprowadzi was jedna z pielęgniarek ICU. - Uśmiechnęła się do nas i zniknęła w głębi korytarza.
- Jestem Mia Kinney. Proszę za mną. - Odparła i ruszyła przed nami w stronę szklanych drzwi na końcu korytarza. Za nimi znajdowała się mała poczekalnia z czterema siedzeniami po obu stronach a po środku ściany, masywne drzwi z dość sporą szklaną szybą.
- Zostawiam tutaj państwa. Jeśli będą państwo czegoś potrzebować, jestem w recepcji. - Uśmiechnęła się i wyszła z pomieszczenia.
Podeszłam do drzwi i gdyby nie Marcel leżałabym teraz na podłodze. Sala w której leżał Zayn była czysta jak cała reszta tej części szpitala. Obok łóżka stało wiele urządzeń podłączonych do jego ciała i kontrolujących wszystkie parametry życiowe, a rurka która znikała w jego ustach pomagała mu oddychać. Na sam widok wszystko mnie bolało i byłabym w stanie zrobić wszystko żeby zająć jego miejsce i oszczędzić mu cierpienia.
Gdy wpatrywałam się w nieprzytomnego mulata i powstrzymywałam kolejne łzy, drzwi od poczekalni otworzyły się.
- Lily. - Usłyszałam głos mojej rodzicielki.
Odwróciłam się i wpadłam w jej otwarte ramiona, nie starając się już nawet hamować szlochu.
- Kamień spadł mi z serca, bo myślałam że coś ci się stało. - Westchnęła,  ale czułam że męczy ją jeszcze coś innego.
- Czy on umrze? - Wyłkałam.
- Zrobimy wszystko, żeby do tego nie doszło. Chcesz do niego wejść?
Skinęłam szybko głową. Mama przyłożyła kartę do czytnika i po chwili drzwi otworzyły się.
- Tylko ostrożnie. - Uśmiechnęła się.
Weszłam do środka i widziałam jak odwraca się  w stronę Marcela, który chciał do mnie dołączyć. - Chciałabym z tobą porozmawiać. - Usłyszałam jeszcze, ale później drzwi zamknęły się, izolując mnie od wszelkich dźwięków.
Podeszłam do łóżka i usiadłam na krześle, które stało obok.
- Cześć Zayn - Odparłam, a jego serce przyspieszyło.
Tak samo stało się gdy dotknęłam jego dłoni. Bałam się, że coś się stanie, więc postanowiłam po prostu siedzieć obok niego  w zupełnej ciszy.
 
Po niecałej godzinie pożegnałam się z Zaynem i wyszłam z sali, zastając mamę i Marcela pogrążonych w cichej rozmowie. Na mój widok od razu zamilkli i wstali jednocześnie.
- Przerwałam wam w czymś? - Zapytałam nie bardzo rozumiejąc ich nagłe poruszenie.
- Lily... - Zaczął po chwili Marcel. -  Niall jest na wolności i na pewno będzie chciał coś ci zrobić.
- Wiem o tym. - Odparłam.
Spojrzeli na siebie, a ja w tym czasie zajęłam jedno z plastikowych siedzeń.
- No co? - Ich zachowanie robiło się irytujące.
- Nie możesz tutaj dłużej przebywać. - Rzucił brunet.
- Moment. Co?
- Marcel powiedział mi, że Niall prawie cię zgwałcił.
- Powiedziałeś jej? Ustalaliśmy, że nikomu o tym nie powiesz! - Krzyknęłam w stronę Marcela.
- Lily, nie uważasz, że jako twoja matka powinnam się dowiadywać o takich rzeczach od ciebie? - Wtrąciła rodzicielka. - Wyjeżdżamy do Londynu. Nie pozwolę na to żeby ten człowiek dopuszczał się takich rzeczy na mojej córce.
- Ale ja nie chcę...
- Nie interesuje mnie to. Nie zostaniesz tutaj. - Odparła stanowczo.
- Jak ty sobie to w ogóle wyobrażasz? - Zwróciłam się do rodzicielki. - Mam zostawić Zayna tutaj? W mieście w którym znajduje się ten idiota?
- Zapewnimy mu ochronę. Może tu wchodzić tylko personel lub ludzie z zewnątrz za pozwoleniem lekarza. Dostarczymy do recepcji zdjęcie Nialla i...
- Okey, okey. - Złapałam się za głowę, próbując przyswoić otrzymane informacje. - Rozumiem, że ty jedziesz z nami? - Zwróciłam się do Marcela.
- Lily... - Przerwał, ewidentnie nie wiedząc co powiedzieć.
- Nie mogę jechać
- Jak to nie możesz?
- Nie chcę zostawiać babci samej. Ty sobie poradzisz, a ona...
- Poradzę sobie? Serio wydaje ci się to takie łatwe? Jak stąd wyjadę będziemy się widywać raz na pół roku. Nie chce żyć w pieprzonym związku na odległość, bo wtedy to wszystko się rozsypie. No chyba, że chcesz żeby się tak stało.
- Oczywiście, że nie chcę. Dlaczego w ogóle taka myśl przyszła ci do głowy?
- Dajesz mi do tego powody. - Rzuciłam.
- Po prostu chcę żebyś była bezpieczna.
- I myślisz, że to mnie uchroni? W każdym mieście czai się jakiś psychopata z bronią. - Westchnęłam. - Nie chcę jechać sama. Dniami i nocami będę się głowić czy jeszcze żyjesz. Dlatego albo jedziemy wszyscy łącznie z twoją babcią, albo nigdzie się nie wybieram. - Spojrzałam najpierw na niego, a później na mamę.
- Czyli teraz wszystko zależy ode mnie? - Zapytał chłopak.
Skinęłam głową. W jego oczach widziałam wewnętrzną walkę.
- Okey, ale nie wiem czy babcia będzie chciała stąd wyjeżdżać.
- Jak widzisz jestem dobrą negocjatorką. - Uśmiechnęłam się, na co Marcel odpowiedział mi tym samym.


 

*ICU (Intensive Care Unit) - Oddział Intensywnej Opieki Medycznej


Witajcie! Nie było mnie tu tydzień i jestem mile zaskoczona wspaniałymi komentarzami oraz ilością wyświetleń bo jest ich już ponad 20 000! Bardzo wam dziękuję i za razem przepraszam, że musicie tak długo czekać na rozdziały. Przede mną kolejny bardzo ciężki, ale mam nadzieję że ostatni taki tydzień. Mam nadzieję, że nadal będziecie czytać bloga i komentować rozdziały tak cudownie jak do tej pory. ♥
 
Rozdział 28 pojawi się za 32 komentarze. ;*