- Co ty tu robisz? – Zapytałam piskliwym głosem.
- A co mogę tutaj robić? Przyszedłem na bal, który zorganizowała szkoła do której chodzę. – Odparł Niall.
- Chyba chodziłeś. – Prychnęłam.
Zacisnął szczękę i zrobił krok w moją stronę.
- A ty co tu robisz? Bo po twojej szmacie, którą masz na sobie mogę stwierdzić, że dajesz dupy wszystkim gościom w szkolnym kiblu.
Na jego słowa zagotowało się we mnie i chciałam do niego podejść, ale Marcel mnie zatrzymał. Chwilę się z nim szarpałam ale był zbyt silny, więc spasowałam.
- Nie ośmieszaj się Niall. To ty tu jesteś męską dziwką. – Nie potrafiłam w tej chwili trzymać języka za zębami.
Jego mięsnie momentalnie się napięły, a widziałam je bardzo dobrze bo był jedynie w białym T-shircie i dresach. Mogę się założyć, że wciągał jakieś prochy, bo człowiek o zdrowym umyśle nie stałby na mrozie jedynie w cienkiej bluzce. I zdecydowanie nie przyszedł tu na bal. Mój wzrok skupił się na jego dłoniach, którymi sięgnął po coś do tylnej kieszeni spodni i po chwili w jednej z nich trzymał broń.
O cholera.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? – Zapytał kręcąc pistoletem na palcu.
W moich żyłach adrenalina i mieszała się ze strachem. Rozejrzałam się wokół. Nikogo nie było. Jakim sposobem nagle wszyscy zniknęli?! Jeszcze przed chwilą były tu tłumy. Jęknęłam zrezygnowana i przeniosłam swój wzrok na Marcela. Był równie zaniepokojony co ja.
- Zepsułaś mi opinie Collins. - Zaczął odbezpieczając broń. – To wszystko twoja zasrana wina. To przez ciebie trafiłem do pierdla, ale na moje szczęście ktoś wpłacił kaucję. – Zaśmiał się. - No i teraz stoję tutaj. Ale w sumie… To zaczęło nam się sypać przez niego. – Wskazał na Marcela. – Co ci się w nim tak podoba? Zlitowałaś się nad nim tylko dlatego, że jego ojciec lał go po mordzie? Cóż takie życie. – Ponownie się zaśmiał i spojrzał na bruneta. – Wiesz… ty możesz mnie nie kojarzyć. Ale ja znam cię bardzo dobrze.
Zarówno Marcel jak i ja wpatrywaliśmy się w niego oczekując dalszych wyjaśnień. Ale on tylko patrzył to na nas to na broń i uśmiechał się durnowato pod nosem.
- O czym ty mówisz? – Zapytał w końcu Marcel.
- Nie wiem czy mogę ci powiedzieć. Znowu się popłaczesz i polecisz do babci.
- Mów, do cholery! – Krzyknął Marcel, popychając go.
Blondyn mało poruszony jego gestem, przyłożył mu spluwę do skroni, a ja zakryłam usta dłonią.
- Nie radziłbym tego powtarzać. – Wysyczał przez zęby i pchnął go tak, że upadł przy moich nogach.
Teraz nie spuszczał z niego zarówno wzroku jak i broni. Stanęłam przed Marcelem osłaniając go swoim ciałem.
- Oh, a ty nagle taka odważna? Od kiedy? – Prychnął.
- Skąd znasz jego ojca? – Odezwałam się uznając jego pytanie za retoryczne.
- Ma się te znajomości. – Rzucił.
- Pytam poważnie.
- A ja ci poważnie odpowiadam.
- Niall do kurwy nędzy!
- Okey. Skoro nalegasz. - Westchnął. - Jak już ci pewnie wiadomo od Malika i reszty, handlowałem prochami. No i tak się jakoś zdarzyło, że mój ojciec również. Znał Parkera bo sprzedawał mu narkotyki. Był naszym stały klientem. No i nieźle płacił. Gdy byłem starszy, rozwoziłem towar z ojcem. Przesiadywaliśmy u ojca tego pedała, podczas gdy on sam leżał gdzieś nieprzytomny w piwnicy. Widziałem go kilka razy. Cały we krwi na zimnej podłodze. Podobał mi się ten widok i myślę… Że z chęcią ujrzałbym go jeszcze raz. Teraz. Chcesz popatrzeć ze mną? – Zaoponował, a mnie aż ścięło z nóg.
- To wszystko twoja wina… - Odparł Marcel.
Stał obok mnie i wpatrywał się w Horana pełnym napięcia wzrokiem.
- Myślę, że każdy w czymś zawinił.
- Przyszedłeś tu tylko po to żeby postraszyć nas zabawkową bronią i dawać jakieś gówniane pouczenia?! – Wrzasnęłam.
- Nie tylko. – Oparł i wystrzelił w górę udowadniając prawdziwości pistoletu. – Zamierzam pozbyć się najpierw jego, bo zabrał mi kogoś kto robił mi dobrze na każde moje zawołanie, a później ciebie za to że mnie zostawiłaś.
- To ty mnie zostawiłeś. - Przerwałam mu.
- Chociaż nie. Ciebie nie będę na razie zabijał. - Kontynuował, nie zwracając uwagi na moje wtrącenie. - Przydasz mi się. Musisz w końcu kogoś zaspokoić. - Zaśmiał się z bronią wycelowaną w Marcela.
- Jesteś chory psychicznie.
- Mówi się trudno. – Odparł i nacisnął na spust.
Wraz z rozlegającym się hukiem zamknęłam oczy i po chwili słyszałam echo wystrzału, a gdzieś w tle krzyki zdezorientowanych osób. Po polikach popłynęły łzy, a do moich uszu dochodził jedynie stłumiony trawą bieg, który zdecydowanie nie należał tylko do jednej osoby. Ostrożnie otworzyłam oczy, bojąc się widoku który zastanę. Wytarłam łzy i pierwsze co zobaczyłam to Marcela. Stał obok mnie cały i zdrowy, ale na jego twarzy malował się strach, ból i przerażenie. Odetchnęłam z ulgą, że nic mu nie jest.
- Lily... - Wyszeptał Marcel, ale zignorowałam go i rozejrzałam się w poszukiwaniu Nialla, jednak nigdzie go nie było. Wokół nas stała już liczna gromadka uczniów, a na trawie leżała broń i… O mój boże.
- Z-zayn... - Wyłkałam i upadłam na kolana przy mulacie.
Biała koszula miała teraz kolor krwistej czerwieni w szczególności po lewej stronie jego klatki piersiowej.
- Zaynie, spójrz na mnie. - Wyszeptałam nawet nie próbując powstrzymywać łez.
Delikatnie uniosłam jego głowę i położyłam sobie na kolanach, nieustanie gładząc jego włosy. Wpatrywałam się w jego twarz z nadzieją, że za chwilę otworzy oczy i znów będę mogła ujrzeć jego pełne życia miodowe tęczówki. Że choć na moment otworzy usta aby zapewnić mnie, że wszystko jest okey. Że to tylko zły sen. Jednak nic takiego nie chciało mieć miejsca.
- Zayn, proszę...
Nie wyczuwałam już nawet jego oddechu. Nic. Nawet najmniejszego znaku, że żyje. W końcu rozpłakałam się na dobre, pochylając się nad nim i pozwalając szlochowi całkowicie zawładnąć moim ciałem.
***
Obudził mnie czyjś krzyk, który po chwili przerodził się w płacz. Otworzyłam oczy i spojrzałam na zapłakaną kobietę, która z pomocą mężczyzny udała się do wyjścia. Rozejrzałam się po pomieszczeniu przypominając sobie wszystkie wcześniejsze wydarzenia. Naćpany Niall. Postrzelony Zayn. Przyjazd karetki i kłócenie się z lekarzami, bo nie pozwolili mi jechać z Zaynem tylko dlatego, że nie jestem z rodziny, przez co do szpitala dotarliśmy dopiero godzinę później. Gdy byliśmy na miejscu już go operowali i w sumie do tej pory nie wiem jaki jest jego stan. Od kilku godzin tkwię zwinięta w kłębek na kolanach Marcela, a na te wszystkie wspomnienia znowu chce mi się płakać. Wstałam z chłopaka lekko chwiejąc się na bosych stopach.
- Co robisz? - Zapytał lekko zdezorientowany.
- Pewnie jest ci trochę niewygodnie. - Wyszeptałam i zajęłam miejsce obok niego.
- Oh przestań. - Westchnął i wciągnął mnie z powrotem na swoje nogi, szczelnie oplatając silnymi ramionami. Bawiłam się brzegiem jego marynarki, próbując na wszelkie sposoby uciec od myśli o utracie Zayna. - Nadal nic nie wiadomo. - Odparł po chwili, a ja rozpłakałam się jak małe dziecko.
Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogę go stracić. Jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Zastanawiałam się już jak do tego wszystkiego doszło, ale nie wiem. To wszystko działo się tak szybko. Nie słyszałam nawet jak podbiegał. Ale gdyby nie on, nie siedziałby tu teraz ze mną Marcel. Sama już nie wiem co jest gorsze.
W mało kobiecy sposób pociągnęłam nosem i w tym samym czasie w oddali korytarza dostrzegłam lekarza. Nie wiem czy to akurat on zajmuje się Zaynem, ale jest to pierwszy lekarz, który pojawił się tutaj od kilku godzin. Wyrwałam się z objęć Marcela i pobiegłam w jego stronę.
- Przepraszam. - Odparłam ściszonym głosem, zwracając na siebie jego uwagę.
Obrócił się w moją stronę. Był wysoki i przystojny. Miał około czterdziestu lat.
- Co z Zaynem? - Wydusiłam w końcu przezwyciężając rosnącą gulę w gardle.
- Chodzi o pana Zayna Malika? - Kiwnęłam głową. - Niestety nie wiem. Zajmuję się nim doktor Roberts. Proszę poczekać. - Odparł i zniknął za drzwiami.
- I co? - Podskoczyłam na dźwięk głosu Marcela, całkowicie się go nie spodziewając. - Spokojnie, to tylko ja. - Uspokoił mnie. - Więc?
- Nic nie wiedział. Mamy czekać. - Wyszeptałam i wtuliłam się w niego,
- To ja powinienem być na jego miejscu. - Westchnął, ale nie zdążyłam mu odpowiedzieć bo stanęła obok nas młoda ciemnoskóra kobieta w lekarskim kitlu.
- Jestem doktor Anne Roberts. Państwo do Zayna, prawda?
- Tak. Co z nim? - Zapytałam.
- Niestety nie mam dobrych wieści. - Zaczęła, a przez moją głowę przebiegły najgorsze myśli. Nie on nie może... - Zayn żyje, ale jego stan jest krytyczny. Operacja usunięcia ciała obcego trwała trzy godziny. Pocisk na szczęście ominął serce, ale przebił lewe płuco w kilku miejscach. Podczas zabiegu doszło również do krwotoku wewnętrznego, a z powodu braku dawcy musieliśmy szukać krwi aż w Cambridge, więc udało nam się ją przetoczyć dopiero dwie godziny temu. Podczas oczekiwania na krew jego stan znacznie się pogorszył, dlatego musieliśmy zdecydować się na śpiączkę farmakologiczną. Aktualnie znajduje się na ICU*.
- Można go odwiedzić? - Odparł Marcel.
Ja nie byłam w tej chwili w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.
- Są państwo z rodziny?
Kiwnęłam przecząco głową.
- Niestety mogą tam wchodzić tylko bliscy.
- Ale Lily jest dla niego jak siostra. To dla niej naprawdę ważne. Proszę to zrozumieć.
- Przykro mi. Ale jeśli państwo chcą, mogę pokazać gdzie znajduje się oddział. - Zaproponowała.
Chciałam zaprzeczyć i nie skorzystać z jej propozycji, ale to może być moja jedyna szansa, żeby zobaczyć Zayna chociaż przez szybę.
- Okey. - Westchnęłam. - Chodźmy.
Po wjechaniu windą na 8 piętro, skierowaliśmy się przez prawy korytarz na sam jego koniec. Zaglądałam do każdej sali, którą mijaliśmy, ale w żadnej nie dostrzegłam Zayna. I z tego co wywnioskowałam idąc przez korytarz, całe piętro to chyba ICU, bo wszędzie leżeli ludzie w stanie śpiączki. Gdy doszliśmy na sam koniec skręciliśmy w lewo docierając do sterylnie czystej części szpitala. Wszystko było białe, a pod napisem Intensive Care Unit Reception, stworzonym z ogromnych, srebrnych liter siedziała młoda blondynka w szarym kitlu. Wymieniła kilka zdań z doktor Roberts i wstała zza biurka.
- Zostawiam państwa tutaj. Dalej poprowadzi was jedna z pielęgniarek ICU. - Uśmiechnęła się do nas i zniknęła w głębi korytarza.
- Jestem Mia Kinney. Proszę za mną. - Odparła i ruszyła przed nami w stronę szklanych drzwi na końcu korytarza. Za nimi znajdowała się mała poczekalnia z czterema siedzeniami po obu stronach a po środku ściany, masywne drzwi z dość sporą szklaną szybą.
- Zostawiam tutaj państwa. Jeśli będą państwo czegoś potrzebować, jestem w recepcji. - Uśmiechnęła się i wyszła z pomieszczenia.
Podeszłam do drzwi i gdyby nie Marcel leżałabym teraz na podłodze. Sala w której leżał Zayn była czysta jak cała reszta tej części szpitala. Obok łóżka stało wiele urządzeń podłączonych do jego ciała i kontrolujących wszystkie parametry życiowe, a rurka która znikała w jego ustach pomagała mu oddychać. Na sam widok wszystko mnie bolało i byłabym w stanie zrobić wszystko żeby zająć jego miejsce i oszczędzić mu cierpienia.
Gdy wpatrywałam się w nieprzytomnego mulata i powstrzymywałam kolejne łzy, drzwi od poczekalni otworzyły się.
- Lily. - Usłyszałam głos mojej rodzicielki.
Odwróciłam się i wpadłam w jej otwarte ramiona, nie starając się już nawet hamować szlochu.
- Kamień spadł mi z serca, bo myślałam że coś ci się stało. - Westchnęła, ale czułam że męczy ją jeszcze coś innego.
- Czy on umrze? - Wyłkałam.
- Zrobimy wszystko, żeby do tego nie doszło. Chcesz do niego wejść?
Skinęłam szybko głową. Mama przyłożyła kartę do czytnika i po chwili drzwi otworzyły się.
- Tylko ostrożnie. - Uśmiechnęła się.
Weszłam do środka i widziałam jak odwraca się w stronę Marcela, który chciał do mnie dołączyć. - Chciałabym z tobą porozmawiać. - Usłyszałam jeszcze, ale później drzwi zamknęły się, izolując mnie od wszelkich dźwięków.
Podeszłam do łóżka i usiadłam na krześle, które stało obok.
- Cześć Zayn - Odparłam, a jego serce przyspieszyło.
Tak samo stało się gdy dotknęłam jego dłoni. Bałam się, że coś się stanie, więc postanowiłam po prostu siedzieć obok niego w zupełnej ciszy.
Po niecałej godzinie pożegnałam się z Zaynem i wyszłam z sali, zastając mamę i Marcela pogrążonych w cichej rozmowie. Na mój widok od razu zamilkli i wstali jednocześnie.
- Przerwałam wam w czymś? - Zapytałam nie bardzo rozumiejąc ich nagłe poruszenie.
- Lily... - Zaczął po chwili Marcel. - Niall jest na wolności i na pewno będzie chciał coś ci zrobić.
- Wiem o tym. - Odparłam.
Spojrzeli na siebie, a ja w tym czasie zajęłam jedno z plastikowych siedzeń.
- No co? - Ich zachowanie robiło się irytujące.
- Nie możesz tutaj dłużej przebywać. - Rzucił brunet.
- Moment. Co?
- Marcel powiedział mi, że Niall prawie cię zgwałcił.
- Powiedziałeś jej? Ustalaliśmy, że nikomu o tym nie powiesz! - Krzyknęłam w stronę Marcela.
- Lily, nie uważasz, że jako twoja matka powinnam się dowiadywać o takich rzeczach od ciebie? - Wtrąciła rodzicielka. - Wyjeżdżamy do Londynu. Nie pozwolę na to żeby ten człowiek dopuszczał się takich rzeczy na mojej córce.
- Ale ja nie chcę...
- Nie interesuje mnie to. Nie zostaniesz tutaj. - Odparła stanowczo.
- Jak ty sobie to w ogóle wyobrażasz? - Zwróciłam się do rodzicielki. - Mam zostawić Zayna tutaj? W mieście w którym znajduje się ten idiota?
- Zapewnimy mu ochronę. Może tu wchodzić tylko personel lub ludzie z zewnątrz za pozwoleniem lekarza. Dostarczymy do recepcji zdjęcie Nialla i...
- Okey, okey. - Złapałam się za głowę, próbując przyswoić otrzymane informacje. - Rozumiem, że ty jedziesz z nami? - Zwróciłam się do Marcela.
- Lily... - Przerwał, ewidentnie nie wiedząc co powiedzieć.
- Nie mogę jechać
- Jak to nie możesz?
- Nie chcę zostawiać babci samej. Ty sobie poradzisz, a ona...
- Poradzę sobie? Serio wydaje ci się to takie łatwe? Jak stąd wyjadę będziemy się widywać raz na pół roku. Nie chce żyć w pieprzonym związku na odległość, bo wtedy to wszystko się rozsypie. No chyba, że chcesz żeby się tak stało.
- Oczywiście, że nie chcę. Dlaczego w ogóle taka myśl przyszła ci do głowy?
- Dajesz mi do tego powody. - Rzuciłam.
- Po prostu chcę żebyś była bezpieczna.
- I myślisz, że to mnie uchroni? W każdym mieście czai się jakiś psychopata z bronią. - Westchnęłam. - Nie chcę jechać sama. Dniami i nocami będę się głowić czy jeszcze żyjesz. Dlatego albo jedziemy wszyscy łącznie z twoją babcią, albo nigdzie się nie wybieram. - Spojrzałam najpierw na niego, a później na mamę.
- Czyli teraz wszystko zależy ode mnie? - Zapytał chłopak.
Skinęłam głową. W jego oczach widziałam wewnętrzną walkę.
- Okey, ale nie wiem czy babcia będzie chciała stąd wyjeżdżać.
- Jak widzisz jestem dobrą negocjatorką. - Uśmiechnęłam się, na co Marcel odpowiedział mi tym samym.
*ICU (Intensive Care Unit) - Oddział Intensywnej Opieki Medycznej
Witajcie! Nie było mnie tu tydzień i jestem mile zaskoczona wspaniałymi komentarzami oraz ilością wyświetleń bo jest ich już ponad 20 000! Bardzo wam dziękuję i za razem przepraszam, że musicie tak długo czekać na rozdziały. Przede mną kolejny bardzo ciężki, ale mam nadzieję że ostatni taki tydzień. Mam nadzieję, że nadal będziecie czytać bloga i komentować rozdziały tak cudownie jak do tej pory. ♥
Rozdział 28 pojawi się za 32 komentarze. ;*
OMG!!! Extra!! Oni muszą pojechać do londynu!! Biedny Zayn :( Czekam na Nexta :*
OdpowiedzUsuńJak ja to przeczytałam, i jak ten Niall był to aż mnie skręcalo, ale jak przeczytałam ze Zayn dostał, to normalnie WYBUCHŁAM I NIE WRÓCIŁAM. JA PITOLE. UMRĘ NO. JAK ON GO A NIE JEDNAK NIEGO TO AŻ MI SERCE STANĘŁO. NORMALNIE SIKAM ;-;
OdpowiedzUsuńJA JUŻ NIE WYTRZYMUJE XD trzymasz w napięciu xd czekam na next! ♥
OdpowiedzUsuńOmg next !!!!
OdpowiedzUsuńJejuu ;c mam nadzieję że zayn przeżyje ! I że Marcel wyjedzie z Lily, bo cudowna z nich para <3 czekam na następny rozdzial :*
OdpowiedzUsuńBoże ile emocji!!!! Czekam na nowy rozdział, ❤
OdpowiedzUsuńZa duzo emocji a jeden dzien..zaraz wybuchne
OdpowiedzUsuńSerce to mi chyba wyskoczy niedługo xdxd świetny nawet nie wiesz ile razy dziennie sprawdzałam czy jest nowy rozdział po prostu mnie zaczarowałaś :)) *Natalia*
OdpowiedzUsuńPo 1. Nie wolno ci uśmiercać Zayn'a!
OdpowiedzUsuńPo 2. Czy ty chcesz żebym na zawał zeszła i leżała na ICU?
Po 3. Jak ze stresu osiwieje to płacisz za fryzjera :-D
Po 4. A teraz powiem głośno i wyraźnie
LILI I MARCEL WYJEŻDŻAJĄ RAZEM. RAZEM, rozumiesz? R-A-Z-E-M.
A POTEM MA BYĆ HAPPY AND.
Podsumowując: Nikogo NIE uśmiercasz i nikogo NIE rozdzielasz. No! To chyba się zrozumiałyśmy?
PS. Chyba, że uśmiercisz Niall'a (Boże jak to brzmi)
Kocham <3
Supwe ;**
OdpowiedzUsuńJa wale! Ale to wyczepiste! Czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńJajku ale akcja;) kocham to!!
OdpowiedzUsuńNiesamowity😎😎
OdpowiedzUsuńJeeej piękny: )
OdpowiedzUsuńjej ale akcja super rozdział czekam na next :*
OdpowiedzUsuńŚwietny <3 Naprawdę mega :* Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńŚwięty:)
OdpowiedzUsuńsuper czekam na next byle szybko ;)
OdpowiedzUsuńCudowny *-* <3 tylko nie uśmiercaj Zayna :p czekam na next :*
OdpowiedzUsuńHahaha zgadzam się z wami wszystkimi :**
OdpowiedzUsuńJak zawsze świetny
OdpowiedzUsuńPolecamoKlękam przy nim, kiedy zwija się w potwornym bólu, wciąż trzyma się na serce, odzywa się na bezdechu:
OdpowiedzUsuń- Wezwij pomoc! - udało mu się ciężko wziąć oddech, a ja szybko kiwam, podnosząc głowę w górę.
- Pielęgniarki! Ktokolwiek! Kurwa! - wydzieram się. Nie chcę teraz zostawiać mojego ojca samego. Gdybym to zrobił i poleciał po pomoc, on mógłby tu kurwa umrzeć przed moim powrotem.
- Proszę, nie umieraj. - ostrzegam go, ale ignoruje moje słowa. Nie winię go, jeśli mam być szczery. Ale wiem, że jeśli to ja spowodowałem atak serca u mojego ojca, to muszę przestać kłamać, najwyraźniej.
- Ludzie płacą mi, żebym spędzał z nimi noc, tato! - przyznałem się głośno, ale on znowu mnie zignorował, jedynie sam zajęczał. Nie słyszał mnie, a może był za bardzo skupiony na sobie, ale musiał to wiedzieć.
- Daję im to, czego chcą! To stąd mam te pieniądze! - ryczę znowu. I w tym momencie pielęgniarki wyłaniają się zza drzwi, aby sprawdzić, co to za krzyki. I oczywiście, zaraz ruszają na pomoc z paniką wypisaną na twarzy. Ale nie skupiam się na nich, bardziej zależy mi na tym, aby mój tata poznał prawdę.
- Jestem chłopakiem na telefon!"
http://callboy-harrystylesfanfiction.blogspot.com/?m=1
Daj nexta szybciej :"( UMIERAM :"(
OdpowiedzUsuńLten roadział jest niesamowity szybko niexta
OdpowiedzUsuńKocham*-*
OdpowiedzUsuńKochamm! Czekam na nexta! <3♥♥
OdpowiedzUsuńCudowny , niedoopisania (: #Majeczka
OdpowiedzUsuńGenialny nie mogę doczekać się next !!!! Awww oni muszą jechać razem a Zayn muszi żyć! !!!
OdpowiedzUsuńKiedy kolejna część??
OdpowiedzUsuńLudzie komentować bo ja chce czytać dalej!!
Weny życzę ♥
Cudowny ��
OdpowiedzUsuńKocham!!!
OdpowiedzUsuńTo musi się dobrze skończyć!!
OdpowiedzUsuńCudo!!!
OdpowiedzUsuńKiedy next?
OdpowiedzUsuń