poniedziałek, 15 czerwca 2015

ŻYJE LUDZISKA!!!

Wiem, wiem, nie było mnie tu bardzo dłuuuuugo. Możecie mnie opieprzać ile wlezie, ale w sumie to nie z mojej winy nic nie dodawałam przez ponad miesiąc (a dokładnie 40 kilka dni, teraz może nawet już ponad 50, jak to jedna z Was wyliczyła :D pozdrawiam Cię słońce bo z Twojego komentarza wywnioskowałam że byłaś "troszkę" wkurzona  :*) Przepraszam Was wszystkich za ten czas hibernacji i już mówię o co chodzi. Otóż jakoś parę dni po dodaniu 30 rozdziału zawiesił mi się blogspot. Myślałam, że to jakiś chwilowy błąd systemu i po kilku godzinach wszystko wróci do normy. Jednak godziny zamieniały się w dni, a dni w tygodnie. Zaniepokoiłam się tym jakoś po tygodniu i próbowałam wszystkiego. Wchodziłam (a raczej próbowałam) ze wszystkich możliwych urządzeń jakie w domu posiadam i ze wszystkich (no prawie wszystkich) przeglądarek jakie istnieją. I NADAL NIC. Później postanowiłam poszperać na forach i znaleźć osoby, które już taki problem miały. TEŻ NIC. Ale z moim szczęściem już tak jest. Nie miałam Was nawet jak poinformować jakimkolwiek postem, bo totalnie nic na blogu nie działało. Gdy straciłam już jakiekolwiek nadzieje na odzyskanie dostępu do blogera na twitterze znalazłam dziewczynę, której do tej pory nie wiem jak się odwdzięczyć. Nie pytajcie jakimi mocami sprawiła, że bloger nagle zaczął działać bo ja sama nie wiem, ale baaardzo ale to bardzo jej dziękuję. Zdaję sobie sprawę, że straciłam pewnie sporo czytelników, ale opowiadanie i tak zbliża się ku końcowi. Stwierdzałam też, że nie będzie już limitu komentarzy tylko po prostu będę dodawać rozdział jak tylko go napiszę (a o tym będę Was na bieżąco tutaj informowała). I chyba najważniejsza informacja - rozdział 31 pojawi się pod koniec tygodnia. Mam napisane dość sporo ale przez zaliczenia i ostatnie poprawy w szkole nie mam go kiedy dokończyć. 

Tak więc jeszcze raz wielkie PRZEPRASZAM i do zobaczenia! :*

sobota, 25 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 30

Gorąco, które płynęło z ciała Marcela powoli robiło się dokuczliwe. Całą noc przespaliśmy wtuleni w siebie ze splątanymi kończynami. Po kilku minutach leżenia i wpatrywania się w białą ścianę przede mną, w końcu zmusiłam się do wstania. Nie opłacało mi się ponownie zasypiać bo i tak za chwilę dzwoniłby budzik. Powoli wyplątałam się z nóg i rąk chłopaka starając się go nie budzić. Jęknął tylko cicho, po omacku szukając mojego ciała, ale po chwili zrezygnował i przewrócił się na drugi bok odkrywając się nieco, dzięki czemu miałam widok na jego wytatuowane plecy. Po maści, którą przepisała mu moja mama, rany są już prawie nie widoczne, dzięki czemu poprawiło się również samopoczucie Marcela. Uśmiechnęłam się pod nosem i biorąc jeszcze telefon z szafki nocnej, wyszłam z sypialni. W drodze do łazienki, zahaczyłam o garderobę po ubrania na dzisiejszy dzień. Zdecydowałam się na krótką, obcisłą, czarną sukienkę, podkolanówki i czarne Vagabondy. Odłożyłam rzeczy na umywalkę i po rozebraniu się weszłam pod strumień ciepłej wody, który przyjemnie otulał moje zaspane ciało. Po umyciu się, obwiązałam się ręcznikiem i to samo zrobiłam z mokrymi włosami. Nie pozostawiając ani kropelki wody na skórze, odłożyłam ręcznik i ubrałam czarną, koronkową bieliznę. Wysuszyłam włosy, które już suche kaskadami układały się na ramionach i piersiach. Nałożyłam niezbyt mocny makijaż, decydując się jednak na dość widoczne, długie kreski na powiekach. Po założeniu reszty ubrań, wróciłam do garderoby i wzięłam jeszcze grafitowy kardigan, który idealnie współgrał z całością. Dochodziła 8:00 więc mam jeszcze sporo czasu na zjedzenie jakiegoś pożywnego śniadania, więc skierowałam się do kuchni. Zdecydowałam się na owocowe musli z mlekiem i szklankę soku. W między czasie przygotowałam również kanapki dla Marcela. Postanowiłam umieścić przy nich karteczkę, gdyby czasem nie zrozumiał, że to śniadanie dla niego. Gdy pochylałam się nad stołem i pisałam kolejne słowa, poczułam na swoich biodrach duże dłonie chłopaka. Przysunął się bliżej, również się pochylając tak, że nasze ciała całkowicie się stykały.
- Kusisz skarbie. – Wymruczał do mojego ucha, oplatając mnie jednocześnie ręką w talii.
Przygryzłam wargę i wyprostowałam się, chcąc odwrócić się w jego stronę, ale zatrzymał mnie. Ułożył moje włosy na lewym ramieniu, a na prawym poczułam jego idealne, malinowe wargi, składające delikatne pocałunki. Odchyliłam głowę, dając mu więcej przestrzeni i z każdym pocałunkiem czułam rosnące z coraz większą siłą podniecenie. Nie tylko swoje ale też Marcela, gdyż jego erekcja niemiłosiernie wbijała się w moje pośladki.
- Jeśli nie chcesz abym znów porywał cię ze szpitala, musimy to zrobić. Tu i teraz. – Odparł gdy jego usta znalazły się pod moim uchem.
- Nie mam nic przeciwko porywaniu ze szpitala. – Zachichotałam.
- Nawet się nie waż kazać mi ponownie czekać te cholerne 7 godzin. – Warknął i odwrócił mnie w swoją stronę, gwałtownie całując.
Wplotłam dłonie w jego zmierzwione bo śnie włosy i wpiłam się w jego usta jeszcze mocniej, prowadząc walkę z jego językiem. Podciągnął moją sukienkę i uniósł mnie, sadzając na zimnym blacie wyspy kuchennej, na co jęknęłam w jego usta. Nie przerywając pocałunków zsunął moje majtki, a za nim zdążyłam się obejrzeć, stał przede mną nagi ze spodniami od piżamy zmiętymi przy kostkach. Przysunął mnie bliżej siebie i bez większych ceregieli wszedł we mnie niemal jednym ruchem. Oboje jęknęliśmy głośno i kontynuowaliśmy pełne czułości pocałunki. Czułam jak z każdym ruchem wchodzi coraz głębiej, zbliżając mnie do spełnienia. W kuchni było słychać tylko nasze ciężkie oddechy i ciche jęki, a po chwili również dzwonek mojego telefonu. Chwyciłam telefon i zauważyłam nieznany mi numer. Marcel zaprzestał ruchów, ale cały czas się we mnie znajdował, pozwalając mi odebrać co i tak było dla mnie nie małym wyzwaniem. Gdy w końcu trochę ochłonęłam, odebrałam połączenie.
- Cześć. – Usłyszałam po drugiej stronie.
- Kto mówi? - Zapytałam nie wiedząc z kim rozmawiam.
- Wybacz. Zapominałem, że nie masz mojego numeru. Tu Francisco.
- Fransico! Muszę zapamiętać twój numer w kontaktach. - Zaśmiałam się i spojrzałam na Marcela, który zaciskał usta w cienką linię, a jego szczeka była bardziej widoczna niż zaledwie chwilę temu. - Coś się stało? - Zapytałam, a po moich słowach Marcel wysunął się nieco, na co zgromiłam go wzrokiem.
Wziął ode mnie telefon i przyłączył ma głośnomówiący.
- Nie, wszystko okey. Po prostu trochę mi się nudzi i chciałem zapytać kiedy będziesz.
Gdy otworzyłam usta aby odpowiedzieć, Marcel znów się poruszył, tym razem wywołując u mnie cichy jęk.
- Lily? Wszystko okey?
- Tak. Tak. Okey. - Odparłam, spoglądając na Marcela, który powstrzymywał śmiech. 
- Więc, o której mogę się ciebie spodziewać?
- Umm.. - Trudno było mi się skupić, gdy Marcel wykonywał powolne ruchy. Ewidentnie nie podobała mu się ta rozmowa i ewidentnie chciał, aby jak najszybciej się skończyła. Nie potrafiłam nawet odczytać godziny z zegarka, który wisiał na ścianie. Marcel widząc moje rozkojarzenie, wziął ode mnie telefon i z powrotem przyłączył na normalną rozmowę, przykładając urządzenie do ucha.
- Jeśli chcesz, aby przyjechała jak najszybciej to proponuję zakończyć tę rozmowę, ponieważ mamy jeszcze coś do dokończenia. No chyba, że chcesz posłuchać jak moja dziewczyna dochodzi. - Odparł stawiając nacisk na 'moja'.
Dopiero po chwili dotarło do mnie co właśnie powiedział i miałam ochotę udusić go w tym momencie gołymi rękoma. 
- Cieszę się. - Jego słowa przerwały moje rozmyślania. 
W końcu rozłączył się i odłożył komórkę na blat. Uśmiech nie schodził mu z twarzy i nawet nie starał się ukrywać jak bardzo jest zadowolony.
- Marcel czy ty oszalałeś? - Zapytałam, ale zamiast odpowiedzieć wpił się w moje usta. Wystarczyło kilka mocniejszych ruchów aby doprowadzić nas obojga do spełnienia. Po wyczerpującym orgazmie nie miałam nawet siły zejść ze stołu, dlatego Marcel pomógł mi usiąść na stołku, ówcześnie zakładając mi bieliznę. Pociągnął swoje spodnie i ugryzł jedną z kanapek, które mu przygotowałam. Chłopak opierał się o blat i uśmiechał się jak gdyby nigdy nic. 
- Jesteś debilem. - Rzuciłam i pokręciłam głową, sięgając po kluczki do auta.
Wzięłam jeszcze małą torebkę i skierowałam się do wyjścia. 
- Już idziesz? - Usłyszałam zaraz za sobą gdy zatrzymałam się przed drzwiami.
- Tak. - Odwróciłam się w jego stronę. 
Jego usta ponownie tworzyły cienką linię, a szczęka była znacznie zarysowana.
- Co znowu? - Splotłam ręce na piersiach, przystając z nogi na nogę.
- Nie podoba mi się to, że będąc w pracy cały czas spędzasz z nim. 
- Znowu jesteś zazdrosny?
- Zawsze jestem zazdrosny. Wiesz jakie to uczucie gdy idziesz ze swoją dziewczyną ulicą i wszyscy faceci pożerają ją wzrokiem? Boję się, że cię stracę. Że ktoś mi cię zabierze.
- Marcel, ile razy mam ci powtarzać, że kocham ciebie i chcę być tylko z tobą? Gdybym nie chciała tego związku zakończyłabym go już dawno, albo nie zaczynała wcale. Francisco mi pomaga, bo ta praca jest dla mnie nowa i sama sobie nie poradzę. Nawet jeśli żywi do mnie jakieś uczucie czy plany, nie obchodzi mnie to rozumiesz? Nie kocham jego tylko ciebie. Zrozum to wreszcie. - Odparłam i nic już więcej nie mówiąc, opuściłam apartament.

***

- Mam już dosyć San. - Odparłam wzdychając ciężko.
- Ja też. Ale grunt, że daliśmy radę. - Zaśmiał się.
- Masz rację, ale nigdy więcej nie zabieraj mnie na oddział z dziećmi, które są wychowywane bezstresowo. Nigdy więcej! - Krzyknęłam również się śmiejąc.
Jednak mój uśmiech zniknął dość szybko gdy zerkając na telefon dostrzegłam smsa od Marcela. Otworzyłam wiadomość.

Kiedy będziesz?

Pierwsza odezwa od porannej sprzeczki. Cały dzień mam do siebie wyrzuty sumienia za to, że tak na niego naskoczyłam. Ta ciągła zazdrość z jego strony jest męcząca, ale powinnam to przełknąć i po prostu żyć dalej. Nie chcę się z nim kłócić, bo wiem ile w życiu przeszedł, ale nie chcę też aby cały czas podejrzewał mnie o coś czego nie zrobiłam i nie mam zamiaru robić, bo mam wtedy wrażenie, że nie darzy mnie żadnym zaufaniem. Nie chcę wmawiać i jemu i sobie, że mi nie ufa. Ufa mi tylko w inny, nietypowy sposób. On cały jest inny i wyróżnia się spośród innych chłopaków, których miałam okazję w życiu poznać. Jest spokojny, skromny i cichy ale czuję, że ma również tą drapieżną i namiętną stronę, której nie miałam jeszcze możliwości doświadczyć.

Przynajmniej na razie.

- Lily? - Głos Francisco sprowadził mnie na ziemię.
- Tak?
- Słuchałaś mnie choć przez chwilę?
- Wybacz. Zamyśliłam się. - Odparłam szczerze.
- Pytałem czy zechciałabyś iść ze mną na kawę.
- Bardzo chętnie, ale dzisiaj już nie dam rady. Przepraszam. Może jutro? - Uśmiechnęłam się.
- Pewnie. Cieszę się i nie mogę się doczekać. - Uśmiechnął się i odprowadził mnie do windy. - Więc do jutra.
- Cześć. Jak coś to dzwoń. - Odparłam, a on zaśmiał się.
- Nie wiem czego mogę się spodziewać gdy odbierzesz, więc może bezpieczniej będzie jak to ty do mnie zadzwonisz. - Uśmiechnął się szeroko, a ja nawet nie chciałam myśleć o tym jak bardzo teraz jestem czerwona i zażenowana. 
Gdy drzwi od windy otworzyły się, weszłam do środka i ostatni raz spojrzałam na Francisco, który cały czas szeroko się uśmiechał. Zaśmiałam się pod nosem i już po chwili znajdowałam się w podziemnym parkingu pełnym samochodów. Gdy znalazłam srebrnego Mercedesa, przypomniałam sobie o smsie Marcela. Odpisałam, że zaraz będę i opuściłam parking.

Po niecałych 30 minutach znajdowałam się w windzie One Hyde Parku. Wpisałam odpowiedni ciąg liczb, aby dostać się na ostatnie piętro i zanim się obejrzałam stałam przed drzwiami apartamentu. Poniekąd bałam się konfrontacji z Marcelem, bo nie miałam zielonego pojęcia w jakim humorze go zastanę. Ale to czego teraz chciałam najbardziej to wtulić się w jego zawsze gorące ciało. Weszłam w głąb mieszkania i w kuchni zauważyłam burzę brązowych loków wystających zza drzwi lodówki. Postawił na stole miskę, którą wyjął i spojrzał na mnie. Nie potrafiłam nic odczytać z jego twarzy, dlatego podeszłam do niego i przytuliłam go najmocniej jak tylko potrafiłam. 
- Przepraszam. - Wyszeptałam i zaciągnęłam się jego wspaniałym zapachem.
- Ja też. - Odparł, co trochę mnie zaskoczyło.
- Za co? - Zapytałam spoglądając na jego twarz. 
- Nie chcę żebyś myślała, że ci nie ufam. Ufam ci jak jeszcze nigdy nikomu. 
- Wierzę ci. - Powiedziałam bez wahania i pocałowałam go.
Kątem oka zauważyłam soczyste czerwone truskawki w czekoladzie, które stały w misce na stole. Przerwałam pocałunek i wyciągnęłam rękę po jedną z nich, ale zostałam zatrzymana.
- Dlaczego? - Zapytałam, robiąc naburmuszoną minę.
- Chodź. - Odparł, łapiąc mnie za rękę.
Sięgnął jeszcze po miskę z owocami i poprowadził mnie na drugie piętro, do jednej z sypialni. Otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Przyznam szczerze, że w tym pokoju jestem pierwszy raz. Całe pomieszczenie skąpane było w czerwieniach, czerniach i szarościach. Czarne meble i czarne łóżko stanowiło jedność z czarnymi panelami podłogowymi. Szara pościel idealnie współgrała z obrazami na ścianach. Słońce, które próbowało się przebić przez grube zasłony sprawiało, że cały pokój skąpany był w krwistej czerwieni. Po chwili Marcel zapalił światło dzięki czemu lepiej widziałam, to co znajduje się w pokoju. Obrazy przypominały bardziej dziecięce mazanie pędzlem niż dzieła sztuki, ale był bardzo ładne i dodawały pomieszczeniu charakteru. Obok idealnie zaścielonego łóżka stał stolik nocny z małą lampką i zegarem. Chłonęłam piękno tego pokoju dopóki mojej uwagi nie zwróciło stukanie miski stawianej na stole po drugiej stronie sypialni. Marcel stał obok i przyglądał mi się z ciekawością. Podeszłam do niego i spojrzałam na blat, na którym obok truskawek znajdował się lód, czerwone wino i... kilka pasków od spodni?. Spojrzałam na Marcela w celu usłyszenia wyjaśnień, lecz mój wzrok ewidentnie go speszył, ponieważ spuścił głowę.
- Marcel? - Podeszłam do niego i uniosłam jego głowę, patrząc wyczekująco w zielone tęczówki.
- J-ja... Nie zrozum mnie źle. Ale... Umm...
- Spokojnie. - Uśmiechnęłam się i chwyciłam jego duże dłonie w swoje. Poprowadziłam go do łóżka, gdzie razem usiedliśmy na grafitowej pościeli. - Więc?
- Lily... Nie jestem w tym wszystkim dobry, ale chciałbym. Ty wiesz jak... Umm... Zadowolić mnie. Ale ja... No cóż... Inni faceci, są w tym wszystkim ekspertami. Wiem, że to głupio zabrzmi, ale... Nudziło mi się dzisiaj, więc postanowiłem poszukać czegoś w internecie na ten temat i... Chciałbym spróbować czegoś nowego. Zadowolić cię w inny sposób.
- I bić tymi paskami?
- Nie! - Zaprzeczył od razu. - One są do... Umm... Unieruchomienia rąk i... Może nóg... Nie potrafiłbym cię uderzyć.
- Marcel, nie mam nic przeciwko temu, ale zadowalasz mnie za każdym razem. Nie musimy tego...
- Ale możemy. - Wtrącił.
Ani na trochę nie spuszczał ze mnie wzroku, patrząc jak się waham. Ale w sumie dlaczego ja się waham? Przecież tego chciałam. Chciałam zobaczyć go w innej wersji. Tej niegrzecznej i trochę buntowniczej.
- Okey. - Odparłam, widząc ekscytację w jego oczach. - Jestem cała twoja. - Dokończyłam i uśmiechnęłam się równie szeroko co on.

Marcel pełen zmysłowości i pożądania? Chyba nadszedł czas na poznanie drugiego oblicza.





Witajcie! Po tak długim czasie w końcu udało mi się dokończyć i dodać rozdział. Przede mną jeszcze jeden i mam nadzieję, że ostatni tak ciężki tydzień pełen sprawdzianów i kartkówek, a potem majówka! ♥ ♥ Będę miała dużo wolnego czasu, ponieważ ze względu na matury do szkoły idę dopiero 7 maja, więc na pewno popiszę. ;* Chciałam również podziękować za ponad 25 tys. wyświetleń i komentarze. ♥

Wracając do rozdziału, mam nadzieję, że was nie zawiodłam i rozdział przypadł wam do gustu. ♥ Kolejny pojawi się za 32 komentarze. ;*


♥ Kocham i pozdrawiam ♥
Ola xx

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

MALUTKIE INFO! 


Rozdział się dzisiaj pisał, ale niestety nie zdążył się dokończyć. W szkole nauczyciele gonią z tematami jak głupi, a biedny uczeń musi być ze wszystkim na bieżąco. :(( I założę się, że nie tylko ja tak teraz mam. Jutro na pewno też popiszę, ale nie obiecuję, że rozdział się jutro pojawi bo na 17:00 mam w szkole wywiadówkę, a zaraz po niej spotkanie odnośnie wycieczki do Londynu więc myślę, że do 19:30 sobie w szkole posiedzę. Tak więc bardzo, bardzo, bardzo Was przepraszam, że musicie czekać ale uwierzcie mi, robię wszystko żeby wyrabiać się z lekcjami i znaleźć czas na napisanie chociaż kilku linijek tekstu dziennie. Powoli ale zawsze do przodu. Dziękuję również za cierpliwość i błagam nie zabijajcie mnie za to, że tak długo nie dodaję rozdziału. Bardzo bym chciała już się nim z Wami podzielić i poczytać Wasze komentarze na jego temat. Baaaaardzo Was kocham i jeszcze raz dziękuję. ♥ Powodzenia również dla wszystkich gimnazjalistów, którzy przez następne trzy dni przeżyją niemały stresik na egzaminach. ;* :*

Do następnego rozdziału. Byle jak najszybciej. ♥

sobota, 4 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 29

Zaparkowałam srebrnego Mercedesa w podziemnym parkingu i powoli z niego wysiadłam co w tej sukience nie było takie łatwe. Obciągnęłam ją i rozejrzałam się czy przypadkiem nikt mnie nie widział, bo myślę że z pewnością przez chwilę można było podziwiać moje figi, co Marcelowi na pewno by się nie spodobało. Ciężko mi było zostawiać go tak podnieconego, bo nie ukrywam, że sama miałam na niego ochotę gdy wychodziłam. Chociaż na szybki numerek na kuchennym blacie. Ale niestety było późno, a moja mama nie toleruje spóźnień, tym bardziej na coś typu rozmowa o pracę. Spojrzałam na zegarek. Miałam pięć minut na dotarcie do gabinetu mamy, a nawet nie wiem gdzie on się znajduje. Świetnie. Pośpiesznym krokiem weszłam do windy i po chwili znajdowałam się w recepcji. 
- Dzień dobry. - Zaczęłam zwracając na siebie uwagę recepcjonistki. - Gdzie znajdę doktor Linsey Collins?
- Siódme piętro, gabinet 409. - Odparła od razu uśmiechając się. Podziękowałam jej i pobiegłam do windy. Dwie minuty. Zniecierpliwiona czekałam aż drzwi windy się otworzą, a gdy w końcu się doczekałam szybkim krokiem opuściłam ją, wpadając na kogoś równie rozpędzonego. 
- Tak bardzo cię przepraszam. - Usłyszałam męski głos co zmusiło mnie na spojrzenie na mojego towarzysza.
Chłopak był bardzo przystojny, a brązowe włosy i śniada karnacja idealnie pasowały do piwnych oczu. Miał około 25 lat.
- Nie szkodzi. To ja przepraszam. - Uśmiechnełam się, na co odpowiedział tym samym.
- Nic ci nie jest? - Zapytał, a ja pokręciłam głową. - To dobrze, bo nie wybaczyłbym sobie gdybym skrzywdził tak piękną kobietę. - Odparł, a ja czułam jak na moich polikach pojawiają się rumieńce. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na zegarek. 8:00. No pięknie.
- Słuchaj...
- Spoko, ja również się śpieszę. - Przerwał mi uśmiechając się. - Za chwilę mam oprowadzić kogoś po szpitalu, a muszę jeszcze roznieść te papiery. - Odparł pokazując na grubą teczkę którą trzymał w dłoniach. - A ciebie co tutaj sprowadza?
- Mam jakby rozmowę o pracę z moją mamą.
- Czyżby nowa pracownica? - Uśmiechnął się szeroko. 
- Chyba tak. - Zaśmiałam się. 
- To leć. Nie zatrzymuję cię. Do zobaczenia? - Zapytał oczekując mojej odpowiedzi. 
- Pewnie. Do zobaczenia. - Uśmiechnęłam się na co odpowiedział tym samym, po czym każdy poszedł w swoją stronę. Byłam spóźniona zaledwie kilka minut, ale to nie znaczy że moja mama nie będzie zła. Po numerach na drzwiach zorientowałam się, że jestem coraz bliżej gabinetu mamy, aż w końcu ujrzałam numer 409. Weszłam uprzednio pukajac, zastając moją mamę przy biurku. Jak zwykle wyglądała perfekcyjnie, ale jej obojętny wyraz twarzy zdradzał, że jest źle.
- Cześć mamo. - Przywitałam się, uśmiechając się nieśmiało.
- Spóźniłaś się. - Odparła formalnym tonem, nie odrywając wzroku od dokumentów które uzupełniała. 
- Mamo, to tylko kilka minut. - Robiłam wszystko, żeby tylko nie przewrócić oczami. 
Spojrzała na mnie, odkładając długopis. 
- Niech ci będzie. Siadaj. - Gestem pokazała na fotel który stał po drugiej stronie biurka.
- O czym będziemy rozmawiać? - Zapytałam faktycznie ciekawa.
- Musimy uzgodnić godziny pracy, dni wolne, twoje obowiązki i inne tego typu rzeczy. 
- Długo to będzie trwało? 
- A śpieszysz się gdzieś?
- Można tak powiedzieć. - Odparłam przypominając sobie o Marcelu i jego nietypowych potrzebach.  
- Postaramy się załatwić to jak najszybciej, ale później musisz jeszcze zobaczyć co gdzie się znajduje. Twoja praca będzie obejmowała prawie cały szpital. 
Westchnęłam zdając sobie sprawę, że jednak trochę tu posiedzę.

Po niecałej godzinie wszystkie formalności były już załatwione i szczerze miałam już trochę dosyć. A sama myśl, że mam jeszcze dzisiaj łazić po tym szpitalu była co najmniej odrażająca. 
- Jutro o 8:00 widzę cię w szpitalu. 
- Nie da się później? 
- Nie. 
- Mamo... Proszę? - Odparłam słodko. 
- Okey. 9:00 i ani minuty później. 
- Dziękuję. - Przytuliłam się do niej całując ją w policzek. 
Zajęłam z powrotem miejsce na fotelu, bawiąc się stojakiem na wizytówki. Słyszałam jak drzwi od gabinetu otworzyły się, ale nowa zabawka okazała się zbyt interesująca, aby się od niej oderwać.
- Pani Collins. - Usłyszałam głos, który miałam już dzisiaj okazję słyszeć. 
- Witaj Francisco. Dobrze że już jesteś. Właśnie skończyłyśmy objaśniać szczegóły. Lily, Francisco oprowadzi cię po szpitalu. - Uśmiechnęła się do mnie, a ja obróciłam się w stronę chłopaka, który stał pod drzwiami. Zarówno on jak i ja byliśmy nieźle zaskoczeni zaistniałą sytuacją.
- Miło cię znów widzieć. - Odparł Fransico uśmiechając się.
- Znacie się? - Zapytała mama.
- Można tak powiedzieć. - Zaśmiałam się spoglądając na chłopaka, który również nie hamował uśmiechu. 
- Pozwoli pani, że porwę już pani córkę. Mamy trochę do zwiedzania. - Odparł chłopak biorąc mnie pod ramię. 
- Pamiętaj Lily, jutro o...
- Tak wiem. Jutro o 9:00 i ani minuty później. - Zapewniłam ją, na co się uśmiechneła. - Do jutra mamo. - Posłałam jej całusa. 
- Dowidzenia pani Collins. - Odparł Francisco i razem opuściliśmy gabinet. 
- Więc to ciebie mam zaszyt oprowadzać. - Uśmiechnął się.
- Taki zbieg okoliczności. - Zaśmiałam się. 
- Tak w ogóle to się nie przedstawiłem. Francisco, ale przyjaciele mówią na mnie San. 
- Lily. - Uścisnęłam jego dłoń. - Dlaczego San?
- Moje imię wielu kojarzy się z San Francisco. Może dlatego. - Wzruszył ramionami z uśmiechem na ustach. 
- Faktycznie. Świetna ksywa. - Przyznałam. - Wiesz, pomimo tego, że znam cię naprawdę bardzo krótko, to odebrałam cię za pozytywną osobę. Cały czas się uśmiechasz. 
- Życie nauczyło mnie żeby czerpać pozytywy z każdej chwili. W końcu każdy dzień może być twoim ostatnim, nie?
- W sumie racja. - Zachichotałam.
- Więc carpe diem! - Krzyknął zwracając na nas uwagę kilku osób na piętrze. - Proponuję zacząć od piętra pierwszego. Co ty na to?
- Nie mam nic przeciwko. Prowadź. - Zaśmiałam się, a Francisco od razu do mnie dołączył.

***

- Myślę, że to tyle. Jestem pozytywnie zaskoczony, że w zaledwie trzy godziny udało nam się zobaczyć wszystkie dziewięć pięter. Zazwyczaj zajmuje mi to co najmniej pięć godzin. Ale ty bardzo szybko się uczysz. - Uśmiechnął się Francisco.
- Uwierz mi, to tylko pozory. - Zaśmiałam się na co odpowiedział tym samym.
- To widzimy się jutro? - Zapytał zatrzymując się przy drzwiach.
- Tak. O 9:00 zaczynam pracę. Tylko nie wiem gdzie mam się stawić. 
- Tutaj. To pokój pielegniarzy. Każdy z nas ma swoją szafkę. Zostawiamy w nich rzeczy i przebieramy się w szpitalne uniformy. Chodź, przydzielimy ci szafkę i...
- Lily! - Usłyszałam z głębi korytarza, gdy Francisco chciał chwycić moją rękę
Obróciłam się i ujrzałam Marcela, który szybkim krokiem podążał w naszą stronę.
- Co tutaj robisz? - Zapytałam gdy był już wystarczająco blisko. 
Zacisnął szczękę i spojrzał przez moje ramię w kierunku Francisco. 
- Poczekam w środku. - Odparł San.
- Ok. Zaraz do ciebie dołączę. - Uśmiechnęłam się po czym chłopak zniknął za drzwiami. 
- Tak więc, co tutaj robisz? - Zwróciłam się do Marcela, splatając ręce na klatce piersiowej. 
- A jak myślisz? Od pięciu godzin staram się wytrącić z głowy obraz ciebie w tej sukience, ale na każde wspomnienie staje mi jeszcze bardziej. Dłużej nie jestem już w stanie wytrzymać. To naprawdę boli, Lily. I wiem, że ty też tego chcesz. Chciałaś tego już jak wychodziłaś.
Jego rozgniewany wyraz twarzy i monolog na temat niedoczekanego seksu doprowadził mnie do śmiechu. Z pewnością kilka osób znajdujących się na tym piętrze patrzyło na mnie jak na psychopatkę. 
- Dlaczego się śmiejesz? To nie jest śmieszne. W ogóle kim jest ten koleś? - Zapytał spoglądając na szybę w drzwiach, w których widać było Francisco. 
- To mój nowy chłopak. - Odparłam, śmiejąc się dalej.

Ale Marcelowi najwyraźniej do śmiechu nie było.

- Żartuj sobie dalej. Ale jeśli nie przestaniesz, zerżnę cię na tym korytarzu tak, że nie będziesz w stanie chodzić przez tydzień. - Jego szept zmroził mi krew w żyłach, na co trochę się uspokoiłam. Spojrzałam na niego lekko wystraszonym wzrokiem. Nigdy nie przypuszczałam, że Marcel może być tak chłodny i stanowczy. 
- Musisz jeszcze chwilę poczekać. Mam do podpisania kilka papierów i szafkę do odebrania. Zaraz wracam. - Odparłam i weszłam do pomieszczenia zostawiając Marcela samego na korytarzu. Mam nadzieję, że przez ten czas trochę ochłonie. Skupiłam się ponownie na Francisco, który szukał czegoś w jednej z szafek. Odchrząknęłam zwracając na siebie jego uwagę.
- O, już jesteś. Siadaj. Zaraz dam ci kluczyk i dokument, że odebrałaś szafkę. - Uśmiechnął się i ponownie zaczął szperać w szafce. Po chwili wrócił do biurka z kilkoma kartkami i kluczami.
- Twoja szafka ma numer 12. Podpisz tutaj, tutaj i... Tu. - Odparł wskazując na miejsca w których miałam złożyć podpis. Tak też zrobiłam i oddałam długopis. - Twoje klucze. - Wręczył mi dwa małe, starannie wycięte kawałki metalu. 
- To wszystko?
- Tak. To znaczy...  - Przerwał i spuścił na chwilę wzrok. - Dałabyś mi jeszcze swój numer telefonu? - Uśmiechnął się nieśmiało.
- Jasne. Masz jakąś kartkę? 
Wręczył mi mały kawałek papieru, na którym zapisałam ciąg liczb. 
- Dzięki wielkie. To jeszcze raz do jutra. - Podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie. 
Kątem oka widziałam Marcela, który obserwował całą sytuację zza szyby w drzwiach. Odsunęłam się od Francisco, który nie miał nic przeciwko, widząc rozgniewanego za drzwiami Marcela. 
- Do jutra. Cześć. - Uśmiechnęłam się i gdy San otworzył drzwi, opuściłam pomieszczenie. 
- Nareczcie. - Usłyszałam westchnienie Marcela na co przewróciłam oczami. 
Gdy przeszliśmy już parę metrów odwróciłam się i pomachałam jeszcze Francisco, który opierał się o ścianę. Marcel pociągnął mnie za rękę i namiętnie pocałował.

Cholerny zazdrośnik.

Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się pod nosem, po czym weszliśmy do windy. Gdy tylko drzwi się zamknęły, zostałam przygwożdżona do zimnej, metalowej ściany przez gorące ciało chłopaka. Jego usta zachłannie całowały moje, a ręce błądziły po moim ciele, jakby w celu zapamiętania każdego centymetra. Czułam jego pulsującą erekcję, która wbijała mi się w biodro. Oddawałam każdy jego pocałunek, a gdy drzwi windy otworzyły się, pociągnął mnie za rękę, wyprowadzając do podziemnego garażu.
- Marcel, ale auto mam tam. - Wskazałam wolną ręką w przeciwnym kierunku. 
Chłopak nic nie odpowiedział, by po chwili znaleźć się przy czarnym Range Roverze. 
- Nie jestem w stanie teraz prowadzić, dlatego zrobimy to w aucie. - Odparł jednoczenie szukając kluczyków od auta. Gdy w końcu je znalazł, otworzył samochód i wszedł na tylną kanapę pojazdu, pociągając mnie za sobą. Zatrzasnął drzwi i rzucił kluczyki na przedni fotel, jednocześnie odnajdując moje usta i całując je zachłannie. Oparł się plecami o oparcie i posadził mnie na swoich kolanach, tak że siedziałam na nim w rozkroku. Nie przerywając pocałunków, podwinął moją sukienkę i rozdarł majtki, odrazu się ich pozbywając. Swoje ręce z jego włosów, przeniosłam na krocze ściskając je kilkukrotnie, wywołując tym samym gardłowy jęk chłopaka. Rozpięłam jego spodnie, a Marcel uniósł się lekko ściągając je niżej razem z bokserkami. Ręką złapałam jego okazałego penisa i zaczęłam poruszać nią w górę i w dół.
- Kurwa, Lily. - Jeknął Marcel, odchylając głowę do tyłu.
Gdy na członku pojawiła się kropelka słonej cieszy, roztarłam ją kciukiem po wrażliwej skórze. Uniosłam się i przybliżyłam do chłopaka, nakierowujac gotowy członek na moje wejście i powoli opuściłam się na penisa Marcela. Gdy znalazł się już we mnie cały, zaczęłam poruszać się w stałym rytmie, który nadawały dłonie chłopaka znajdujące się na moich pośladkach. Złączyłam nasze usta w gorącym pocałunku, tłumiąc po części nasze jęki. Za każdym razem gdy opuszczałam się w dół, jego członek uderzał w mój najczulszy punkt, zbliżając mnie do spełnienia. Po kilku mocniejszych ruchach czułam jak penis Marcela drży i już po chwili doszliśmy niemal w tym samym czasie, krzycząc swoje imiona. Gorąco oblało moje ciało, a wyczerpujący orgazm całkowicie nade mną zapanował. Marcel musnął moje usta i przytulił mnie do swojego rozgrzanego ciała. Odparłam głowę o ramię chłopaka, cały czas czując wspaniałe uczucie wypełnienia. Tego mi było trzeba po kilku godzinach pobytu w szpitalu.

- Nie podoba mi się on. - Wyszeptał Marcel, przerywając kilkuminutową ciszę. 
Oderwałam się od niego i spojrzałam w niespokojną zieleń jego oczu.
- Francisco? Jest spoko. 
- Dla ciebie. Dla mnie jest wrogiem, który pożera moją dziewczynę wzrokiem i ma o niej sny erotyczne. 
- Niestety tylko sny. - Uśmiechnełam się do chłopaka.
- Niestety?
- No wiesz, pozostały mu marzenia. Doznania na żywo zarezerwował już ktoś inny. - Odparłam, a Marcel pocałował mnie, uśmiechając się triumfalnie.




Mamy rozdział 29! :D 

Francisco Lachowski jako
Francisco Martin

Jest +18, jest nowy bohater i zazdrosny Marcel, a teraz sceny zazdrości będą pojawiały się jeszcze częściej. Mam nadzieję, że nadal będziecie czytać bloga, bo wasze komentarze czyta mi się bardzo miło. Dziękuje wam za nie, bo są dla mnie ogromną motywacją. Mam już nawet plany na nowe fanfiction, tym razem z Zaynem. :D Chcielibyście czytać? Szczegóły już wkrótce!

Nowy rozdział za 32 komentarze. ;*



❤ Luv ya ❤ 
Ola xx

niedziela, 22 marca 2015

ROZDZIAŁ 28

- Marcel, obudź się.– Wyszeptałam do chłopaka, wplątując dłoń w jego zmierzwione włosy.
Siedzieliśmy na samym końcu busa moich rodziców. Było tu wystarczająco dużo miejsca aby smacznie sobie pospać, dlatego Marcel spał od kilku godzin, z głową na moich nogach. Jednak ja byłam zbyt podekscytowana aby spać. Ostatni raz byłam w Londynie jakieś 10 lat temu i jednocześnie jestem bardzo ciekawa czy sporo się tu zmieniło. Uwielbiam to miasto i wiele razy prosiłam rodziców, żeby któregoś razu zabrali mnie ze sobą, ale zawsze znaleźli jakąś wymówkę abym została w Holmes Chapel. Pomimo dobrego humoru, który towarzyszy mi przez całą podróż, cały czas myślami jestem przy Zaynie. Czuję, że zawiodłam swojego najlepszego przyjaciela, opuszczając go. I mimo ciągłych uspokojeń ze strony mamy o jego stabilnym stanie, nadal odczuwam niepokój, że w każdym momencie może stać się coś, co będzie tragiczne w skutkach. Na samą myśl przechodzi mnie dreszcz i chce mi się płakać. A to wszystko przez Horana.
Próbując odgonić paskudne myśli dotyczące blondyna ponownie skupiłam się na Marcelu. Powieki nadal miał zamknięte a jego oddech był jednostajny i spokojny.
- Marcel. – Powtórzyłam, tym razem lekko go szturchając.
Po chwili otworzył oczy i spojrzał na mnie.
- Jesteśmy na miejscu. – Odparłam na jego niezadane pytanie, które jeszcze przed chwilą tliło się pewnie w jego głowie.
Uśmiechnął się łagodnie i uniósł się z moich nóg pozwalając mi wstać. Udałam się na przód busa, gdzie siedzieli moi rodzice wraz z babcią chłopaka.
- I jak po podróży? – Zapytała rodzicielka
- Okey. Ale trochę twarde te fotele. – Zaśmiałam się na co mama odpowiedziała tym samym.
- To nie jest limuzyna Lily. – Wtrącił z uśmiechem tata.
- Tak wiem. – Odparłam. – A tak w ogóle to gdzie jesteśmy? – Zapytałam wyglądając przez szybę.
Widziałam jedynie stare kamienice ze sklepami, a po drugiej stronie ogromny, okazały budynek, który zamiast ceglanych murów miał grube szyby, dzięki czemu częściowo było widać pięknie urządzone wnętrze.
- Pod One Hyde Park.
Wow. Widziałam ten apartamentowiec już wiele razy na zdjęciach, ale nie przypuszczałam, że w rzeczywistości będzie aż tak okazały. Wysiadłam szybko z pojazdu i stanęłam przed budynkiem wznosząc głowę ku niebu i podziwiając masywną, ale jednocześnie wyglądającą na lekką konstrukcję. Sięgnęłam do tylnej kieszeni spodni i wyciągnęłam telefon.
- Co robisz? – Usłyszałam głos mamy.
- Zdjęcia. Takie miejsca trzeba uwieczniać. W końcu nie często bywa się pod najdroższym apartamentowcem na świecie. – Odparłam, nie przerywając zaciekłej sesji fotograficznej architektury.
- Oh, Lily… - Westchnęła. – Nie musisz ich robić. Będziecie tutaj codziennie.
- Co? – Odwróciłam się i spojrzałam na nią pytająco.
- Będziecie tutaj mieszkać. – Uśmiechnęła się.
- Mamo, ale… Nie. Nie mogę. – Złapałam się za głowę, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszałam. – Nie chcę tu mieszkać. Niczym sobie nie zasłużyłam na takie luksusy.
- Lily, mamy znajomości z wieloma osobami. Poza tym mamy tutaj mieszkanie.
- Ale…
- Nie ma dyskusji. Będziecie tutaj mieszkać i koniec.
- A co z wami?
- Nami się nie martw. Mamy mieszkanie niedaleko szpitala.
- A babcia Marcela?
- Na przedmieściach mamy przecież dom po ciotce. Wyremontowaliśmy go i od kilku lat był na sprzedaż. Myślę, że to idealne miejsce dla pani Styles.
 
Chyba z nią nie wygram.

- Okey. – Westchnęłam. – Dziękuję. – Odparłam i przytuliłam ją.
- Kobitki, zbierać się. Mamy jeszcze kilka spraw do załatwienia. – Wtrącił tata.
Zaśmiałyśmy się i oderwałyśmy niechętnie od siebie.
- Jutro rano, widzę cię w moim gabinecie. – Odparła mama.
Spojrzałam na nią pytająco.
- Chyba nie myślisz, że będziesz siedzieć tu bezczynie. Przyda nam się nowa pracownica. – Uśmiechnęła się szeroko zarażając mnie tym samym.
Po wyjęciu bagaży, mama wyjaśniła mi jak dostać się do apartamentu, co wbrew moim wcześniejszym założeniom okazało się naprawdę proste.
- I pamiętaj. O 8:00 widzę cię w szpitalu.
- Nie da się później?
- Nie. – Odparła od razu, a ja jęknęłam zrezygnowana.
Pożegnałam się z bliskimi i razem z Marcelem weszliśmy do środka ciągnąc za sobą walizki. Wnętrze było bardzo przestronne i pięknie urządzone. Biel mieszała się z beżem i brązem. Wszystko w ciepłych odcieniach co sprawiało, że ogromnych rozmiarów recepcja, sprawiała wrażenie bardzo przytulnej. Znajdowało się tu mnóstwo kanap z licznymi poduszkami. Na podłogach miękkie dywany, a nad naszymi głowami lampy o jakich nawet nie miałam pojęcia.

Po prostu jedno wielkie WOW.

Po dokładnym rozejrzeniu się po wnętrzu, podeszliśmy do ogromnego, białego biurka, za którym siedziała bardzo sympatyczna brunetka w beżowej, ołówkowej spódnicy i marynarce tego samego koloru. Po wyjaśnieniu nam kilku spraw i wskazaniu odpowiedniego korytarza, pożegnała się z nami, a my udaliśmy się w głąb budynku. Po dojściu do windy weszliśmy do niej i na małej klawiaturze wbiłam kod, który wcześniej dała mi mama. Ruszyliśmy w górę i już po chwili drzwi rozsunęły się, ukazując nam kolejne piękne zakątki One Hyde Parku. Weszliśmy na hol, który rozdzielany był szklaną ścianą z drzwiami od apartamentowca, który jak się domyśliłam należał do rodziców. Po przejściu kilku metrów znaleźliśmy się wewnątrz kwatery. Marcel kontynuował podróż wewnątrz mieszkania, a ja osunęłam się na ziemię z wrażenia, podziwiając okazałość apartamentu z podłogi. Wszystko zapierało dech w piersiach. Było tu nowocześnie i pięknie. Wiele razy wyobrażałam sobie tutejsze apartamenty, ale nigdy nie wpadłabym na to, że jest tutaj aż tak wspaniale.
- Lily! – Usłyszałam krzyk Marcela.
Wstałam z podłogi i poszłam w korytarzem, w którym kilka minut temu zniknął.
- Gdzie jesteś? – Krzyknęłam nie mając pojęcia w którym kierunku podążać dalej.
Po chwili drzwi na końcu korytarza otworzyły się i pojawił się w nich chłopak.
- Chodź. Musisz to zobaczyć. – Chwycił mnie za rękę i wciągnął do pomieszczenia.
Pokój był ogromny jak wszystkie pomieszczenia tutaj, co już chyba nie powinno mnie dziwić. Przy ścianach w kolorze ciemnego grafitu stały czarne meble oraz ogromne łóżko z biało czarną pościelą. Ale to co najbardziej zachwycało to panorama Londynu widoczna przez szybę, zajmującą powierzchnie całej jednej ściany. Akurat zmierzchało więc zarówno miasto jak i sypialnia topiły się w czerwieni zachodzącego słońca. Kolejny już dzisiaj raz usiadłam z zachwytu tym razem na miękkiej pościeli. Wszystko jest tutaj tak doskonałe i okazałe.
- Nie zasługuję na to wszystko. – Usłyszałam ściszony głos Marcela.
W jego wzroku majaczyło zagubienie i smutek.
- Ja chyba też. – Westchnęłam.
- Ty zawsze żyłaś w takich luksusach. Ja nie. – Usiadł obok mnie i przeczesał włosy dłonią.
- Ja i luksusy?
- No.
- Na pewno nie takie. – Odparłam i w tej samej chwili zauważyłam białą kopertę na stoliku nocnym.
Sięgnęłam po nią i po wyjęciu schowanej wewnątrz kartki, rozłożyłam ją.

 
Lily,
Zdajemy sobie sprawę z tego, że zarówno ty jak i Marcel nie będziecie chcieli zamieszkać
w tym apartamencie, wmawiając sobie że nie zasługujecie na takie luksusy. Zasługujecie na nie
najbardziej na świecie. Dlatego przez najbliższe miesiące, a może nawet i lata będziecie spędzać tam
dnie i noce. My bywaliśmy w nim rzadko ze względu na obowiązki w pracy, dlatego cieszymy się,
że nareszcie apartament nie będzie stał pusty i wprowadzicie do niego trochę życia. Mamy nadzieję,
że chwile które w nim spędzicie będą najlepszymi w waszym życiu. Korzystajcie jak najlepiej
z każdego centymetra apartamentu. Możecie wprowadzać różne zmiany, zmieniać układ mebli.
Co tylko chcecie. Wszystkie koszty poniesiemy my. Oczywiście nie przyjmujemy żadnego słowa
odmowy. Tak więc dobrze opiekujcie się nowym domem.
Kochamy cię,
 
Rodzice.

P.S.: Nowe ubrania znajdziecie na drugim piętrze w garderobie.
 

Drugie piętro?!

Położyłam list na łóżku i szybkim krokiem wyszłam z pokoju. Po znalezieniu schodów, weszłam na piętro i od razu w oczy wrzuciły mi się ogromne drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam je. Pomieszczenie było wielkości co najmniej sypialni, w której przed chwilą byłam. Po jednej stronie znajdowały się ubrania dla mnie, a po drugiej dla Marcela. Były tu sukienki, spodnie, bluzki, bluzy, koszulki, dres, różnego rodzaju buty. Rzeczy do chodzenia po domu, na spacer czy zakupy, do pracy albo na wieczorne wyjście. Dosłownie wszystko.
- Wow. – Powiedziałam do siebie, niedowierzając jeszcze w to co widzę.
Podeszłam do mojej części garderoby, przeglądając dokładnie jej zawartość. Usłyszałam kroki Marcela, który po chwili wszedł do środka i stanął wryty tak jak ja przed momentem.
- To wszystko... Jest n-nasze? – Wyjąkał.
- Tak.
- Ale ja… - Urwał, więc spojrzałam na niego.
Stał ze spuszczoną głową, co trochę przeczesując włosy.
- Marcel… - Podeszłam do niego, wtulając się w jego rozgrzane ciało. – Nie przejmuj się tym. Moi rodzice już tacy są. Nic na to nie poradzę. – Spojrzałam na niego. W jego oczach błądził smutek i bezradność.
- Nie wiem czy będę wstanie się do tego przyzwyczaić.
- Może tego po mnie nie widać ale mi też nie jest łatwo. Ale razem damy radę. -Odparłam, a Marcel odrazu zamknął mnie w swoich objęciach.
Staliśmy tak dłuższą chwilę, dopóki chłopak mnie nie puścił.
- Widzę tu dużo ciekawych sukienek. Z chęcią zobaczę jak na tobie leżą. – Uśmiechnął się szeroko.
Wrócił wesoły Marcel. Uff… Całe szczęście.
- Może ta? – Odparł pokazując mi srebrną sukienkę do ziemi z odkrytymi plecami. – Albo nie, ta… W sumie… Nie, ta też nie…
- Nie wiedziałam, że facet może mieć tak duży problem przy wyborze sukienki. – Zaśmiałam się.
- Czy ty się ze mnie nabijasz? – Odparł głosem pełnym porządania patrząc na mnie przymrużonymi oczami.
 
Nadal nie nadążam nad jego ciągłymi zmianami nastrojów.

- Ależ skąd bym śmiała. – Zatrzepotałam rzęsami.
- Oh Lily… - Jęknął i po chwili stałam przygnieciona do ściany z jego ustami na moich.
 
***
 
Zerwałam się z łóżka przestraszona, że spóźnię się do szpitala. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 7:00. Uff… Mam jeszcze trochę czasu. Spojrzałam na Marcela. Mój zryw na szczęście go nie obudził i cały czas spał. Przesunęłam się na brzeg łóżka i postawiłam stopy na zimnej podłodze. Wzięłam telefon i po cichu wyszłam z sypialni, starając się nie przerywać Marcelowi snu. Poszłam do kuchni w której od wczoraj stoją nasze walizki i po wzięciu świeżej bielizny skierowałam się do łazienki na drugim piętrze. Była to największa łazienka jaką w życiu widziałam, a biel która była tutaj jedynym kolorem, jeszcze bardziej powiększała pomieszczenie. Było tutaj ogromne lustro, dwie umywalki, kilka szafek, prysznic oraz wanna, która pomieściła by co najmniej 3 osoby. Postanowiłam skorzystać z prysznica, ponieważ nie mam zbyt wiele czasu na nic więcej. Zdjęłam szlafrok, który swobodnie zsunął się po moich ramionach i weszłam pod ciepły strumień wody. Mogłabym tak stać godzinami, ale moja mama zamiast wybrać normalną, cywilizowaną godzinę na rozmowę, wybrała ósmą rano. Ekstra.
Po umyciu i wysuszeniu swojego ciała, ubrałam bieliznę, nałożyłam makijaż i poszłam do garderoby po sukienkę. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, uśmiech wpełzł na moją twarz, na wspomnienie wczorajszych wydarzeń. Leżały tu jeszcze niektóre ubrania, ale sprzątaniem zajmę się później. Podeszłam do części z sukienkami i wybrałam tę, która Marcelowi podobała się najbardziej. Bardzo krótka i obcisła sukienka z piękną koronką na plecach i widocznym, ale niezbyt dużym dekoltem. Do tego czarne wysokie szpilki. Było dzisiaj dość chłodno więc zdecydowałam się jeszcze na czarny płaszcz i ostatecznie przeglądając się w lustrze, wyszłam z pokoju. Poszłam jeszcze do kuchni po szklankę soku. Gdy stałam przy kuchennym blacie spostrzegłam kolejny list, jak się domyślam od rodziców. Ciekawe gdzie jeszcze ukryli jakąś korespondencję.
 
 
Kluczyki do samochodów znajdziesz w szafce nad lodówką,
a auta w podziemnym garażu w sektorze B.
Uważaj na siebie i jedź ostrożnie.
 
Rodzice.


To jest tu kilka samochodów? Chyba zaraz zemdleje.

- Chyba nie idziesz w tym na rozmowę o prace. – Moje przemyślenia przerwało bardziej stwierdzenie niż pytanie Marcela.
Odwróciłam się w jego stronę. Przyglądał mi się z uwagą. Miał na sobie jedynie spodnie od piżamy, które w seksowny sposób zwisały mu z bioder.
- Czemu nie? – Zapytałam podchodząc do szafki i otwierając ją. Na trzech haczykach wisiały kluczyki od Mercedesa, Range Rovera i BMW. Gdy sięgałam po jedne z nich, poczułam ciepłe ciało Marcela na moich plecach. Położył dłonie na moich biodrach i przyciągnął do swoich. Czułam jak jego erekcja wbija się w moje pośladki.
- Może dlatego. – Wyszeptał mi do ucha. – A skoro ja reaguję tak na widok ciebie w tej sukience, to zareaguje tak również pół miasta.
- Marcel, jadę tylko porozmawiać z moją mamą. Obmówimy wszystkie szczegóły i wracam. Przecież to nic poważnego. – Odparłam odwracając się w jego objęciach. – Muszę iść. Mam pół godziny na dojechanie do szpitala, a teraz do pracy jedzie połowa społeczeństwa więc muszę się spieszyć.
- Mogę jechać z tobą?
- Chcesz mnie pilnować? – Zapytałam, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. – W takim razie nie. – Jego wyraz twarzy natychmiast uległ zmianie.
Odwróciłam się ponownie w stronę szafki i zdecydowałam się na kluczyki od Mercedesa. Gdy ponownie na niego spojrzałam, szczękę miał zaciśniętą, a usta złożone w cienką linię.
- Będziemy w kontakcie. I nie denerwuj się tak. – Musnęłam jego usta, a gdy chciałam iść, pogłębił pocałunek.
- Jesteś tylko moja. – Wyszeptał przygryzając moją wargę.
- Tak. Tylko twoja.
 
 
 

Mamy rozdział 28! Przepraszam Was, że tak długo na niego czekaliście ale miałam ostatnio problemy z bloggerem i dopiero wczoraj udało mi się opanować problem.
 
W następnym rozdziale pojawi się nowy bohater, więc jeśli chcecie go poznać to komentujcie. Rozdział 29 za 32 komentarze. ;*
 
♥ Kocham Was ♥
Ola xx

niedziela, 8 marca 2015

ROZDZIAł 27

- Co ty tu robisz? – Zapytałam piskliwym głosem.
- A co mogę tutaj robić? Przyszedłem na bal, który zorganizowała szkoła do której chodzę. – Odparł Niall.
- Chyba chodziłeś. – Prychnęłam.
Zacisnął szczękę i zrobił krok w moją stronę.
- A ty co tu robisz? Bo po twojej szmacie, którą masz na sobie mogę stwierdzić, że dajesz dupy wszystkim gościom w szkolnym kiblu.
Na jego słowa zagotowało się we mnie i chciałam do niego podejść, ale Marcel mnie zatrzymał. Chwilę się z nim szarpałam ale był zbyt silny, więc spasowałam.
- Nie ośmieszaj się Niall. To ty tu jesteś męską dziwką. – Nie potrafiłam w tej chwili trzymać języka za zębami.
Jego mięsnie momentalnie się napięły, a widziałam je bardzo dobrze bo był jedynie w białym T-shircie i dresach. Mogę się założyć, że wciągał jakieś prochy, bo człowiek o zdrowym umyśle nie stałby na mrozie jedynie w cienkiej bluzce. I zdecydowanie nie przyszedł tu na bal. Mój wzrok skupił się na jego dłoniach, którymi sięgnął po coś do tylnej kieszeni spodni i po chwili w jednej z nich trzymał broń.

O cholera.

- Masz coś jeszcze do powiedzenia? – Zapytał kręcąc pistoletem na palcu.
W moich żyłach adrenalina i mieszała się ze strachem. Rozejrzałam się wokół. Nikogo nie było. Jakim sposobem nagle wszyscy zniknęli?! Jeszcze przed chwilą były tu tłumy. Jęknęłam zrezygnowana i przeniosłam swój wzrok na Marcela. Był równie zaniepokojony co ja.
- Zepsułaś mi opinie Collins. - Zaczął odbezpieczając broń. – To wszystko twoja zasrana wina. To przez ciebie trafiłem do pierdla, ale na moje szczęście ktoś wpłacił kaucję. – Zaśmiał się. - No i teraz stoję tutaj. Ale w sumie… To zaczęło nam się sypać przez niego. – Wskazał na Marcela. – Co ci się w nim tak podoba? Zlitowałaś się nad nim tylko dlatego, że jego ojciec lał go po mordzie? Cóż takie życie. – Ponownie się zaśmiał i spojrzał na bruneta. – Wiesz… ty możesz mnie nie kojarzyć. Ale ja znam cię bardzo dobrze.
Zarówno Marcel jak i ja wpatrywaliśmy się w niego oczekując dalszych wyjaśnień. Ale on tylko patrzył to na nas to na broń i uśmiechał się durnowato pod nosem.
- O czym ty mówisz? – Zapytał w końcu Marcel.
- Nie wiem czy mogę ci powiedzieć. Znowu się popłaczesz i polecisz do babci.
- Mów, do cholery! – Krzyknął Marcel, popychając go.
Blondyn mało poruszony jego gestem, przyłożył mu spluwę do skroni, a ja zakryłam usta dłonią.
- Nie radziłbym tego powtarzać. – Wysyczał przez zęby i pchnął go tak, że upadł przy moich nogach.
Teraz nie spuszczał z niego zarówno wzroku jak i broni. Stanęłam przed Marcelem osłaniając go swoim ciałem.
- Oh, a ty nagle taka odważna? Od kiedy? – Prychnął.
- Skąd znasz jego ojca? – Odezwałam się uznając jego pytanie za retoryczne.
- Ma się te znajomości. – Rzucił.
- Pytam poważnie.
- A ja ci poważnie odpowiadam.
- Niall do kurwy nędzy!
- Okey. Skoro nalegasz. - Westchnął. - Jak już ci pewnie wiadomo od Malika i reszty, handlowałem prochami. No i tak się jakoś zdarzyło, że mój ojciec również. Znał Parkera bo sprzedawał mu narkotyki. Był naszym stały klientem. No i nieźle płacił. Gdy byłem starszy, rozwoziłem towar z ojcem. Przesiadywaliśmy u ojca tego pedała, podczas gdy on sam leżał gdzieś nieprzytomny w piwnicy. Widziałem go kilka razy. Cały we krwi na zimnej podłodze. Podobał mi się ten widok i myślę… Że z chęcią ujrzałbym go jeszcze raz. Teraz. Chcesz popatrzeć ze mną? – Zaoponował, a mnie aż ścięło z nóg.
- To wszystko twoja wina… - Odparł Marcel.
Stał obok mnie i wpatrywał się w Horana pełnym napięcia wzrokiem.
- Myślę, że każdy w czymś zawinił.
- Przyszedłeś tu tylko po to żeby postraszyć nas zabawkową bronią i dawać jakieś gówniane pouczenia?! – Wrzasnęłam.
- Nie tylko. – Oparł i wystrzelił w górę udowadniając prawdziwości pistoletu. – Zamierzam pozbyć się najpierw jego, bo zabrał mi kogoś kto robił mi dobrze na każde moje zawołanie, a później ciebie za to że mnie zostawiłaś.
- To ty mnie zostawiłeś. - Przerwałam mu.
- Chociaż nie. Ciebie nie będę na razie zabijał. - Kontynuował, nie zwracając uwagi na moje wtrącenie. -  Przydasz mi się. Musisz w końcu kogoś zaspokoić. - Zaśmiał się z bronią wycelowaną w Marcela.
- Jesteś chory psychicznie.
- Mówi się trudno. – Odparł i nacisnął na spust.
Wraz z rozlegającym się hukiem zamknęłam oczy i po chwili słyszałam echo wystrzału, a gdzieś w tle krzyki zdezorientowanych osób. Po polikach popłynęły łzy, a do moich uszu dochodził jedynie stłumiony trawą bieg, który zdecydowanie nie należał tylko do jednej osoby. Ostrożnie otworzyłam oczy, bojąc się widoku który zastanę. Wytarłam łzy i pierwsze co zobaczyłam to Marcela. Stał obok mnie cały i zdrowy, ale na jego twarzy malował się strach, ból i przerażenie. Odetchnęłam z ulgą, że nic mu nie jest. 
- Lily... - Wyszeptał Marcel, ale zignorowałam go i rozejrzałam się w poszukiwaniu Nialla, jednak nigdzie go nie było. Wokół nas stała już liczna gromadka uczniów, a na trawie leżała broń i… O mój boże.
- Z-zayn... - Wyłkałam i upadłam na kolana przy mulacie.
Biała koszula miała teraz kolor krwistej czerwieni w szczególności po lewej stronie jego klatki piersiowej.
- Zaynie, spójrz na mnie. - Wyszeptałam nawet nie próbując powstrzymywać łez.
Delikatnie uniosłam jego głowę i położyłam sobie na kolanach, nieustanie gładząc jego włosy. Wpatrywałam się w jego twarz z nadzieją, że za chwilę otworzy oczy i znów będę mogła ujrzeć jego pełne życia miodowe tęczówki. Że choć na moment otworzy usta aby zapewnić mnie, że wszystko jest okey. Że to tylko zły sen. Jednak nic takiego nie chciało mieć miejsca.
- Zayn, proszę...
Nie wyczuwałam już nawet jego oddechu. Nic. Nawet najmniejszego znaku, że żyje. W końcu rozpłakałam się na dobre, pochylając się nad nim i pozwalając szlochowi całkowicie zawładnąć moim ciałem.
 
***
 
Obudził mnie czyjś krzyk, który po chwili przerodził się w płacz. Otworzyłam oczy i spojrzałam na zapłakaną kobietę, która z pomocą mężczyzny udała się do wyjścia. Rozejrzałam się po pomieszczeniu przypominając sobie wszystkie wcześniejsze wydarzenia. Naćpany Niall. Postrzelony Zayn. Przyjazd karetki i kłócenie się z lekarzami, bo nie pozwolili mi jechać z Zaynem tylko dlatego, że nie jestem z rodziny, przez co do szpitala dotarliśmy dopiero godzinę później. Gdy byliśmy na miejscu już go operowali i w sumie do tej pory nie wiem jaki jest jego stan. Od kilku godzin tkwię zwinięta w kłębek na kolanach Marcela, a na te wszystkie wspomnienia znowu chce mi się płakać. Wstałam z chłopaka lekko chwiejąc się na bosych stopach.
- Co robisz? - Zapytał lekko zdezorientowany.
- Pewnie jest ci trochę niewygodnie. - Wyszeptałam i zajęłam miejsce obok niego.
- Oh przestań. - Westchnął i wciągnął mnie z powrotem na swoje nogi, szczelnie oplatając silnymi ramionami. Bawiłam się brzegiem jego marynarki, próbując na wszelkie sposoby uciec od myśli o utracie Zayna. - Nadal nic nie wiadomo. - Odparł po chwili, a ja rozpłakałam się jak małe dziecko.
Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogę go stracić. Jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Zastanawiałam się już jak do tego wszystkiego doszło, ale nie wiem. To wszystko działo się tak szybko. Nie słyszałam nawet jak podbiegał. Ale gdyby nie on, nie siedziałby tu teraz ze mną Marcel. Sama już nie wiem co jest gorsze.
W mało kobiecy sposób pociągnęłam nosem i w tym samym czasie w oddali korytarza dostrzegłam lekarza. Nie wiem czy to akurat on zajmuje się Zaynem, ale jest to pierwszy lekarz, który pojawił się tutaj od kilku godzin. Wyrwałam się z objęć Marcela i pobiegłam w jego stronę.
- Przepraszam. - Odparłam ściszonym głosem, zwracając na siebie jego uwagę.
Obrócił się w moją stronę. Był wysoki i przystojny. Miał około czterdziestu lat.
- Co z Zaynem? - Wydusiłam w końcu przezwyciężając rosnącą gulę w gardle.
- Chodzi o pana Zayna Malika? - Kiwnęłam głową. - Niestety nie wiem. Zajmuję się nim doktor Roberts. Proszę poczekać. - Odparł i zniknął za drzwiami.
- I co? - Podskoczyłam na dźwięk głosu Marcela, całkowicie się go nie spodziewając. - Spokojnie, to tylko ja. - Uspokoił mnie. - Więc?
- Nic nie wiedział. Mamy czekać. - Wyszeptałam i wtuliłam się w niego,
- To ja powinienem być na jego miejscu. - Westchnął, ale nie zdążyłam mu odpowiedzieć bo stanęła obok nas młoda ciemnoskóra kobieta w lekarskim kitlu.
- Jestem doktor Anne Roberts. Państwo do Zayna, prawda?
- Tak. Co z nim? - Zapytałam.
- Niestety nie mam dobrych wieści. - Zaczęła, a przez moją głowę przebiegły najgorsze myśli. Nie on nie może... - Zayn żyje, ale jego stan jest krytyczny. Operacja usunięcia ciała obcego trwała trzy godziny. Pocisk na szczęście ominął serce, ale przebił lewe płuco w kilku miejscach. Podczas zabiegu doszło również do krwotoku wewnętrznego, a z powodu braku dawcy musieliśmy szukać krwi aż w Cambridge, więc udało nam się ją przetoczyć dopiero dwie godziny temu. Podczas oczekiwania na krew jego stan znacznie się pogorszył, dlatego musieliśmy zdecydować się na śpiączkę farmakologiczną. Aktualnie znajduje się na ICU*.
- Można go odwiedzić? - Odparł Marcel.
Ja nie byłam w tej chwili w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.
- Są państwo z rodziny?
Kiwnęłam przecząco głową.
- Niestety mogą tam wchodzić tylko bliscy.
- Ale Lily jest dla niego jak siostra. To dla niej naprawdę ważne. Proszę to zrozumieć.
- Przykro mi. Ale jeśli państwo chcą, mogę pokazać gdzie znajduje się oddział. - Zaproponowała.
Chciałam zaprzeczyć i nie skorzystać z jej propozycji, ale to może być moja jedyna szansa, żeby zobaczyć Zayna chociaż przez szybę.
- Okey. - Westchnęłam. - Chodźmy.

Po wjechaniu windą na 8 piętro, skierowaliśmy się przez prawy korytarz na sam jego koniec. Zaglądałam do każdej sali, którą mijaliśmy, ale w żadnej nie dostrzegłam Zayna. I z tego co wywnioskowałam idąc przez korytarz, całe piętro to chyba ICU, bo wszędzie leżeli ludzie w stanie śpiączki. Gdy doszliśmy na sam koniec skręciliśmy w lewo docierając do sterylnie czystej części szpitala. Wszystko było białe, a pod napisem Intensive Care Unit Reception, stworzonym z ogromnych, srebrnych liter siedziała młoda blondynka w szarym kitlu. Wymieniła kilka zdań z doktor Roberts i wstała zza biurka.
- Zostawiam państwa tutaj. Dalej poprowadzi was jedna z pielęgniarek ICU. - Uśmiechnęła się do nas i zniknęła w głębi korytarza.
- Jestem Mia Kinney. Proszę za mną. - Odparła i ruszyła przed nami w stronę szklanych drzwi na końcu korytarza. Za nimi znajdowała się mała poczekalnia z czterema siedzeniami po obu stronach a po środku ściany, masywne drzwi z dość sporą szklaną szybą.
- Zostawiam tutaj państwa. Jeśli będą państwo czegoś potrzebować, jestem w recepcji. - Uśmiechnęła się i wyszła z pomieszczenia.
Podeszłam do drzwi i gdyby nie Marcel leżałabym teraz na podłodze. Sala w której leżał Zayn była czysta jak cała reszta tej części szpitala. Obok łóżka stało wiele urządzeń podłączonych do jego ciała i kontrolujących wszystkie parametry życiowe, a rurka która znikała w jego ustach pomagała mu oddychać. Na sam widok wszystko mnie bolało i byłabym w stanie zrobić wszystko żeby zająć jego miejsce i oszczędzić mu cierpienia.
Gdy wpatrywałam się w nieprzytomnego mulata i powstrzymywałam kolejne łzy, drzwi od poczekalni otworzyły się.
- Lily. - Usłyszałam głos mojej rodzicielki.
Odwróciłam się i wpadłam w jej otwarte ramiona, nie starając się już nawet hamować szlochu.
- Kamień spadł mi z serca, bo myślałam że coś ci się stało. - Westchnęła,  ale czułam że męczy ją jeszcze coś innego.
- Czy on umrze? - Wyłkałam.
- Zrobimy wszystko, żeby do tego nie doszło. Chcesz do niego wejść?
Skinęłam szybko głową. Mama przyłożyła kartę do czytnika i po chwili drzwi otworzyły się.
- Tylko ostrożnie. - Uśmiechnęła się.
Weszłam do środka i widziałam jak odwraca się  w stronę Marcela, który chciał do mnie dołączyć. - Chciałabym z tobą porozmawiać. - Usłyszałam jeszcze, ale później drzwi zamknęły się, izolując mnie od wszelkich dźwięków.
Podeszłam do łóżka i usiadłam na krześle, które stało obok.
- Cześć Zayn - Odparłam, a jego serce przyspieszyło.
Tak samo stało się gdy dotknęłam jego dłoni. Bałam się, że coś się stanie, więc postanowiłam po prostu siedzieć obok niego  w zupełnej ciszy.
 
Po niecałej godzinie pożegnałam się z Zaynem i wyszłam z sali, zastając mamę i Marcela pogrążonych w cichej rozmowie. Na mój widok od razu zamilkli i wstali jednocześnie.
- Przerwałam wam w czymś? - Zapytałam nie bardzo rozumiejąc ich nagłe poruszenie.
- Lily... - Zaczął po chwili Marcel. -  Niall jest na wolności i na pewno będzie chciał coś ci zrobić.
- Wiem o tym. - Odparłam.
Spojrzeli na siebie, a ja w tym czasie zajęłam jedno z plastikowych siedzeń.
- No co? - Ich zachowanie robiło się irytujące.
- Nie możesz tutaj dłużej przebywać. - Rzucił brunet.
- Moment. Co?
- Marcel powiedział mi, że Niall prawie cię zgwałcił.
- Powiedziałeś jej? Ustalaliśmy, że nikomu o tym nie powiesz! - Krzyknęłam w stronę Marcela.
- Lily, nie uważasz, że jako twoja matka powinnam się dowiadywać o takich rzeczach od ciebie? - Wtrąciła rodzicielka. - Wyjeżdżamy do Londynu. Nie pozwolę na to żeby ten człowiek dopuszczał się takich rzeczy na mojej córce.
- Ale ja nie chcę...
- Nie interesuje mnie to. Nie zostaniesz tutaj. - Odparła stanowczo.
- Jak ty sobie to w ogóle wyobrażasz? - Zwróciłam się do rodzicielki. - Mam zostawić Zayna tutaj? W mieście w którym znajduje się ten idiota?
- Zapewnimy mu ochronę. Może tu wchodzić tylko personel lub ludzie z zewnątrz za pozwoleniem lekarza. Dostarczymy do recepcji zdjęcie Nialla i...
- Okey, okey. - Złapałam się za głowę, próbując przyswoić otrzymane informacje. - Rozumiem, że ty jedziesz z nami? - Zwróciłam się do Marcela.
- Lily... - Przerwał, ewidentnie nie wiedząc co powiedzieć.
- Nie mogę jechać
- Jak to nie możesz?
- Nie chcę zostawiać babci samej. Ty sobie poradzisz, a ona...
- Poradzę sobie? Serio wydaje ci się to takie łatwe? Jak stąd wyjadę będziemy się widywać raz na pół roku. Nie chce żyć w pieprzonym związku na odległość, bo wtedy to wszystko się rozsypie. No chyba, że chcesz żeby się tak stało.
- Oczywiście, że nie chcę. Dlaczego w ogóle taka myśl przyszła ci do głowy?
- Dajesz mi do tego powody. - Rzuciłam.
- Po prostu chcę żebyś była bezpieczna.
- I myślisz, że to mnie uchroni? W każdym mieście czai się jakiś psychopata z bronią. - Westchnęłam. - Nie chcę jechać sama. Dniami i nocami będę się głowić czy jeszcze żyjesz. Dlatego albo jedziemy wszyscy łącznie z twoją babcią, albo nigdzie się nie wybieram. - Spojrzałam najpierw na niego, a później na mamę.
- Czyli teraz wszystko zależy ode mnie? - Zapytał chłopak.
Skinęłam głową. W jego oczach widziałam wewnętrzną walkę.
- Okey, ale nie wiem czy babcia będzie chciała stąd wyjeżdżać.
- Jak widzisz jestem dobrą negocjatorką. - Uśmiechnęłam się, na co Marcel odpowiedział mi tym samym.


 

*ICU (Intensive Care Unit) - Oddział Intensywnej Opieki Medycznej


Witajcie! Nie było mnie tu tydzień i jestem mile zaskoczona wspaniałymi komentarzami oraz ilością wyświetleń bo jest ich już ponad 20 000! Bardzo wam dziękuję i za razem przepraszam, że musicie tak długo czekać na rozdziały. Przede mną kolejny bardzo ciężki, ale mam nadzieję że ostatni taki tydzień. Mam nadzieję, że nadal będziecie czytać bloga i komentować rozdziały tak cudownie jak do tej pory. ♥
 
Rozdział 28 pojawi się za 32 komentarze. ;*  
 
 

czwartek, 26 lutego 2015

ROZDZIAŁ 26

Jego wzrok wywiercał bolącą dziurę na mojej twarzy. Czułam jego ból i smutek, które właśnie mu doskwierały. Emanował niepokojem, a w oczach szkliły się łzy, które lada moment płynęły po jego zaczerwienionych policzkach. W mojej głowie echem odbijały się jego słowa: „Mówiłaś, że nie odejdziesz. Obiecałaś mi.” Mogę go tak zostawić? W takim stanie, po tym czego się dzisiaj dowiedział? Może on tak jak ja nie jest w stanie tego wszystkiego pojąć? Myślę, że gdybym stąd wyszła, sięgnąłby… Jest tu dużo ostrych przedmiotów, którymi mógłby zadać sobie rany. Tego właśnie chcę? Aby okaleczał się przeze mnie? Oczywiście, że nie. Kocham go, a gdyby się zabił… Myślę, że poszłabym w jego ślady. Byle by przy nim być.
Zabrałam dłoń z klamki i podeszłam do niego. Szkło, metal, drewno. Wszystko co leżało na podłodze, trzeszczało z każdym krokiem. Nie czekając ani chwili dłużej, złączyłam nasze usta w pocałunku. Położyłam swoje dłonie na jego ramionach i splotłam je za szyją. Swoimi dużymi dłońmi podążył w dół pleców, ostatecznie zatrzymując się na pośladkach, aby mnie unieść i pozwolić, abym plotła się nogami wokół jego pasa. Podszedł do biurka i posadził mnie na blacie. Z początku muskał moje usta, ale po chwili pocałunki stały się wręcz desperackie. W moim podbrzuszu pożądanie rosło w zawrotnym tempie. Przeniósł dłonie na moje uda i podwinął materiał spódniczki, mając łatwiejszy dostęp do mojej bielizny, której po chwili pozbył się szybkim ruchem i rzucił na podłogę. Ponownie wrócił do moich ust, a ja położyłam dłonie na jego obojczykach i powoli sunęłam w dół po cienkim materiale, czując wszystkie jego mięśnie, które spinały się z każdym, nawet najmniejszym ruchem. Rozpięłam guziki jego spodni, by chwilę później zsunąć je z bioder. Palcami przejechałam po twardej erekcji, okrytej jednie cienkim materiałem bokserek, a on wciągnął powietrze. Przerwał pocałunek i zsunął bokserki uwalniając gotowego penisa i pociągnął mnie za nogi, rozszerzając je przy tym na tyle ile mu pozwalały, w efekcie czego siedziałam na samej krawędzi biurka. Położył dłonie na moich biodrach i przysunął się tak, że czułam jego główkę przy swoim wejściu.
- Dlaczego to zrobiłeś? – Zapytałam wplątując palce w jego loki.
- Nie teraz. – Odparł i powoli wsunął się we mnie, tłumiąc mój jęk soczystym pocałunkiem.
Przytuliłam go do siebie jeszcze mocniej, zaciągając się jego wspaniałym zapachem. Poruszał rytmicznie biodrami, wchodząc we mnie coraz głębiej.
- Marcel! – Krzyknęłam gdy uderzył w mój najczulszy punkt, mierząc się jednocześnie z falą ogromnej przyjemności.  – O mój boże. – Wydyszałam.
Po kilku ruchach doszedł również on, drżąc i wlewając we mnie swoje nasienie. Gdy ochłonął, uniósł mnie z blatu zmuszając abym oplotła się nogami wokół jego pasa. Objęłam go i zmęczona położyłam głowę na jego ramieniu. Po cichu otworzył drzwi i poszedł do niegdyś mojego pokoju, kładąc mnie na łóżku. Wyszedł ze mnie, na co lekko się skrzywiłam.
- Zaraz przyjdę. – Wyszeptał i pocałował mnie w czoło.
- Wróć do mnie za chwilę, a nie za 4 godziny. – Wymamrotałam.
Uśmiechnął się do mnie przepraszająco i wyszedł z pokoju. Powieki miałam coraz cięższe, ale robiłam wszystko żeby nie zasnąć, aż do powrotu chłopaka. Na szczęście po kilku minutach wrócił.
- Ten widok jest kuszący. – Wymruczał a ja zdałam sobie sprawę, że spódniczka podwinięta była nad same biodra. Próbowałam ją obciągnąć, ale bez skutku.
- Ktoś tu jest bardzo zmęczony. - Zaśmiał się chłopak. - Pomogę ci.
Położyłam ręce w wzdłuż ciała, nie mając siły nawet mu podziękować. Byłam wyczerpana zarówno wszystkimi informacjami, jak i czterema orgazmami, które dzisiaj przeżyłam. Marcel usiadł na łóżku i unosząc moje biodra, wygładził materiał na moim ciele. Położył się obok mnie, przyciągnął do swojego ciepłego torsu i przykrył kołdrą.
- Powiesz mi? – Zapytałam, obracając się w jego objęciach.
- Jesteś zmęczona. Śpij.
- Nie. – Odparłam stanowczo.
Westchnął zrezygnowany i odgarnął swoje włosy.
- Mój ojciec też ma na imię Harry. Zmieniłem imię, bo chciałem mieć z nim jak najmniej wspólnego. Nienawidzę go. - Czułam jak cały się spina, a dłonie zaciska w pięści. - Myślę, że gdybym go zobaczył, zabiłbym go gołymi rękoma. Za to co zrobił mamie, Gemmie i mi. Ten bydlak nie powinien żyć. Jebany skurwiel... – Uciszyłam go kładąc palec na jego nabrzmiałych ustach.
- A ten wiek? Nie zdałeś?
- Szczerze to nie miałem kiedy nie zdać, bo rzadko chodziłem do szkoły. – Zaśmiał się smutno. – Sam nie wiem. Jakoś tak wyszło. – Wzruszył ramionami. – Przepraszam. – Wyszeptał. – I dziękuję, że zostałaś.
Pocałowałam go, a on odwzajemnił pocałunek.
- Jak twoja ręka? – Całkowicie o niej zapomniałam.
Uniósł ją sam ciekawy jak to wygląda. Materiał był przesiąknięty, ale na szczęście krwawienie ustało.
Podniosłam się, odkrywając nas aby mieć lepszy dostęp do rany i powoli odsłoniłam szramę.
- Masz jakąś apteczkę?
- W łazience. – Odparł.
Wstałam z łóżka i poszłam do toalety. Po znalezieniu czerwonego pudełka, wróciłam do chłopaka i zapaliłam lampkę nocną. Usiadłam na nim w rozkroku. Położyłam na kolanach mały ręcznik i polałam ranę wodą utlenioną. Trochę się pieniło, ale nie było aż tak źle. Marcel skrzywił się z bólu. Po chwili powtórzyłam czynność.
- Długo będziesz mnie jeszcze torturować? – Wyszeptał.
- Jeśli będziesz się jeszcze bardziej wiercić to tak. - Odparłam, a on westchnął bezradnie.
Przetarłam ranę sucha gazą i obwinęłam bandażem, ostatecznie związując końce na pęczek. Położyłam apteczkę na szafce i po zgaszeniu światła wtuliłam się w Marcela, plącząc nasze nogi i odpływając w głęboki sen.

*Kilka dni później*

Po zrobieniu mocnego makijażu oczu, nałożyłam warstwę różowego błyszczyku na usta i wyszłam z łazienki. Marcel stał przed lustrem i próbował zawiązać krawat. Gdy jego wzrok spotkał się z moim w lustrze, irytacja w jego oczach zmieniła się na podziw i pożądanie. Odwrócił się i wolnym, seksownym krokiem podszedł do mnie.
- Wyglądasz… Nieziemsko. – Położył dłonie na moich biodrach i spojrzał na mnie z góry. Pomimo wysokich szpilek nadal przewyższał mnie wzrostem. – A ten dekolt… - Jęknął. - Rezerwuję sobie z tobą pierwszy taniec. - Wymruczał.
Pochylił się, łaskocząc mnie swoimi włosami i złożył pocałunek pomiędzy moimi piersiami. Miałam na sobie czarną sukienkę sięgającą przed połowę uda i z dekoltem w kształcie litery V kończącym się na linii pod piersiami. – Pięknie pachniesz. – Dokończył zaciągając się moim zapachem, a ja zachichotałam.
Podniósł swoją twarz na wysokość mojej i złożył na moich ustach krótki pocałunek.
- Pomożesz mi z krawatem? Męczę się od 5 minut. – Westchnął zrezygnowany.
Sięgnęłam do jego szyi i kilkoma ruchami zawiązałam krawat, dociągając go do kołnierzyka.
- Dziękuję. – Odparł i ponownie musnął moje usta. – Gotowa?
- Tak. Jeszcze tylko płaszcz i możemy iść. – Uśmiechnęłam się.
Zajrzałam do szafy i zdjęłam z wieszaka okrycie, od razu je na siebie zakładając. Marcel podał mi rękę i po wyjściu z domu, pojechaliśmy do szkoły.
Sala w której miał odbyć się bal była przepięknie udekorowana. Okrągłe stoły ustawione były na połowie sali i pomimo ich sporej ilości, pomiędzy nimi zachowana była idealna odległość aby móc swobodnie się poruszać. Na każdym z nich ustawiona była czarna i biała zastawa, na talerzach znajdowały się czerwone karteczki z imieniem i nazwiskiem, a w samym centrum stołów znajdowały się małe bukieciki, do których przywiązano balony w kształcie serc. W miejscu dla orkiestry również nie szczędzono dekoracji, a przy wejściu stały dwa ogromne wazony wypełnione czerwonymi różami. Na sali było już sporo osób, a kreacje były przeróżne. U dziewczyn od skromnych sukienek, ledwo zakrywających tyłek do długich sukni wieczorowych, najczęściej czarne lub w przeróżnych odcieniach czerwieni. Chłopcy natomiast proste czarne, grafitowe lub granatowe garnitury z muchami lub krawatami pod szyją. Udaliśmy się w głąb pomieszczenia w poszukiwaniu naszych miejsc.
- Lily! – Usłyszałam wołanie.
Odwróciłam się i spojrzałam na Zayna, który podążał w naszym kierunku. Miał na sobie elegancki czarny garnitur i śnieżnobiałą koszulę. Na nogach czarne, krótkie martensy a zamiast zwykłego krawatu bandana. Uwielbiam jego styl i to jak wspaniale potrafi łączyć elegancje ze stylem bad boya. Marcel puścił moją dłoń, pozwalając przytulić się do mulata, który od razu zamknął mnie w mocnym uścisku.
- Hej. – Odparłam szczęśliwa.
- Cześć. Ślicznie wyglądasz. – Odparł odsuwając mnie od siebie i lustrując ponownie od dołu do góry, zatrzymując się na dekolcie i oblizując przy tym dolną wargę. Skrzyżowałam ręce na piersiach zasłaniając mu widok, a on ściągną brwi na co się zaśmiałam.
- Rezerwuje sobie z tobą pierwszy taniec. - Odparł po chwili.
- Przykro mi Zayn, ale Marcel cię wyprzedził. - Uśmiechnęłam się spoglądając na chłopaka.
Marcel uśmiechnął się pod nosem i wzruszył ramionami. Zayn przywitał się z nim i przybliżył się do mnie.
- No to drugi. - Wyszeptał mi do ucha.
- Dobrze. Będę pamiętać. - Zaśmiałam się. - Wiesz może gdzie mamy miejsca?
- Tak. Chodźcie, zaprowadzę was. - Odparł mulat i skierowaliśmy się za nim do naszego stolika

***

Zmęczona, zdyszana i po przepchaniu się przez tłum w końcu dotarłam do naszego stolika. Po chwili dotarł do niego również Marcel, z którym przed chwilą tańczyłam.
- Nie wiedziałam, że jesteś aż tak dobry. - Odparłam nadal szybko łapiąc powietrze.
- Ja też. - Zaśmiał się.
Loki opadły mu na czoło, więc wyciągnęłam dłoń i odgarnęłam je do tyłu. Pociągnął mnie za rękę, zmuszając do wstania i posadził na swoich kolanach. Przysunął mnie do siebie tak, że nasze ciała prawie się dotykały a na kobiecości czułam jego pokaźną erekcję. Przygryzłam wargę i spojrzałam na niego.
- To przez to twój tyłek, którym przez cały utwór się o mnie ocierałaś. - Jego głos był niski i przepełniony pożądaniem.
- Może coś z tym zrobimy? - Wyszeptałam, przygryzając płatek jego ucha.
- Stoi mi od momentu jak zobaczyłem cię w tej sukience w domu, więc nie mam nic przeciwko.
- Okey. - Wstałam z niego, a on zaraz za mną. - Ale najpierw pójdziemy się przewietrzyć. - Odparłam.
Na moje słowa jęknął, a ja zaśmiałam się ciągnąc go za sobą w stronę wyjścia. Aby móc odetchnąć świeżym powietrzem musieliśmy przejść kilkanaście metrów w stronę szkolnego parku. Gdy uwolniliśmy się w końcu od dymu papierosowego, usiedliśmy na ławce. Po alejkach spacerowało sporo osób, którzy tak jak my postanowili odpocząć od głośnej muzyki. Po kilku minutach siedzenia zrobiło mi się zimno, więc opatuliłam się płaszczem, a Marcel przyciągnął mnie do siebie.
- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy... - Do moich uszu dobiegł głos, który tak dobrze znałam.
Marcel i ja spojrzeliśmy za siebie niemal jednocześnie, po czym ponownie zwróciliśmy wzrok ku sobie, patrząc na siebie z niedowierzaniem.

Czy Niall nie powinien być przypadkiem w więzieniu?
 
 
 
 
Lily postanowiła zostać z Marcelem, ale jakim sposobem i w jakiej sprawie na balu pojawił się Niall? Rozdział 27 za 32 komentarze. ;*
 
Cieszę się, że udało mi się dzisiaj znaleźć chwilę wytchnienia i dokończyć dla Was rozdział. Dziękuję również za cierpliwość oraz za wsparcie i wspaniałe komentarze. ♥

♥ Kocham Was ♥
Ola xx

piątek, 20 lutego 2015

ROZDZIAŁ 25

- Która godzina? – Wyszeptałam dochodząc do siebie po orgazmie.
Wpatrywałam się w klatkę piersiową Marcela, która unosiła się i opadała w zawrotnym tempie.
- Dochodzi południe. – Uśmiechnął się.
Westchnęłam i obróciłam się na plecy. Pomiędzy nami była 50-cio centymetrowa przerwa, która po chwili zniknęła bo chłopak wtulił się w moje rozgrzane ciało, kładąc głowę na moim ramieniu.
- Za cztery dni bal. Muszę kupić sukienkę.
- Dla mnie możesz iść tak jak teraz. – Zaśmiał się.
Nie powtrzymałam się od uśmiechu.
- Mówię serio.
- Ja też mówię serio. – Ledwo powstrzymywał śmiech.
- Marcel, jestem wybredna co do takich kreacji. A ty masz garnitur?
Zaprzeczył głową.
- No właśnie. Więc idziemy razem. Dzisiaj?
- Teraz?
- Możemy teraz. – Uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie dasz człowiekowi odpocząć. - Ucałował moje ramie, po czym wstał z łóżka.
Zebrał z podłogi ubrania i podszedł do drzwi.
- Gdzie idziesz taki… Nieubrany? – Zapytałam zaskoczona.
- Do łazienki. Przecież nikogo nie ma.
- No wiesz… Moi rodzice mają drugie klucze, więc mogli wejść do domu, podczas gdy my pieprzyliśmy się najpierw na biurku, potem na dywanie, a na końcu tutaj i usłyszeć nasze szczytowania. Teraz na przykład mogą siedzieć w salonie i czekać, aż któreś z nas wyjdzie, po czym przechwycić na małe przesłuchanie. – Przeniosłam wzrok ze swoich paznokci na niego.
Jego dłoń spoczywała nieruchomo na klamce, a reszta ciała nawet nie drgnęła. Patrzył na mnie spanikowanym wzrokiem.
- Żartuje. Na pewno by nas uprzedzili. Ale mogę się założyć, że wiedzą co tu się wyprawia. – Zachichotałam.
Zgromił mnie wzrokiem, na co zaśmiałam się jeszcze głośniej.
- Nie musisz iść przez korytarz. Łazienka jest za tymi drzwiami. – Wskazałam na drewnianą powłokę na przeciwko łóżka.
Marcel uśmiechnął się zadziornie, ale w jego oczach widać było wdzięczność i po chwili zniknął za drzwiami.
Ja w tym czasie ubrałam się i wyszczotkowałam włosy. Gdy Marcel skończył brać prysznic, weszłam do łazienki i zrobiłam lekki makijaż.
- Wyglądasz… Seksownie. – Spojrzałam na jego odbicie w lustrze. Przyglądał mi się kilka długich sekund.
Ubrana byłam w luźny szary sweter, który kończył się przed połową ud. Pod nim czarna bluzka na ramiączkach i obcisła spódniczka kończąca się zaraz pod pośladkami. Na nogach zakolanówki i czarne Vagabondy. Gdy malowałam rzęsy, Marcel uniósł mój sweter, a po chwili go opuścił.
- Co? – Zapytałam zaciekawiona tym, w jakim celu to zrobił.
- Patrzyłem czy masz coś pod spodem. Nie jest to trochę za krótkie?
- Nie.
- Okey. Najwyraźniej nie znam się na dzisiejszych trendach. Ale nie zdziw się jak zechcę przelecieć cię w przebieralni jednej ze sklepów. – Odparł i wyszedł z łazienki, zostawiając mnie z natłokiem zboczonych myśli. Seks w przebieralni? To mogłoby być fajne. Zachichotałam po czym pokręciłam głową. Oj Marcel, Marcel. Co ty ze mną robisz?
Gdy skończyłam makijaż, wyszłam z łazienki. Marcel rozmawiał przez telefon.
- Tak… Okey… Ale co się stało? Mhm… Ty płaczesz? Ale… Okey, zaraz będę. – Odparł i rozłączył się. Odłożył komórkę na szafkę i przeczesał włosy.
- Coś się stało?
- Muszę jechać do babci. Chce mi coś powiedzieć, ale jak twierdzi to nie jest rozmowa na telefon. Przepraszam cię, że nie pojedziemy na zakupy, ale martwię się, bo chyba płakała.
- Okey. Nie przejmuj się. Weź moje auto. – Rzuciłam mu kluczyki.
Był zamyślony, ale na szczęście jeszcze w miarę kontaktował.
- Dzięki. W przeciągu godziny powinienem być z powrotem, więc jeśli będziesz chciała pojedziemy po południu, ok?
- Ok. – Westchnęłam.
- Przepraszam jeszcze raz. - Musnął moje usta i wyszedł z pokoju.
Położyłam się na łóżku i zajęłam swój umysł aktualnym problemem – Czym by się tu zająć?

***

- Znowu nie odbiera. A jeśli coś się stało? – Powtarzałam to już setny raz z rzędu.
- Może po prostu zostawił telefon w innym pomieszczeniu? – Zayn siedział obok mnie i pocieszał mnie od godziny.
- Ale dochodzi 16:00. Miał wrócić trzy godzin temu. – Bezradnie schowałam twarz w dłonie. – Nie, nie mogę tak siedzieć. Zawieź mnie tam.
- Co?
- Zawieź mnie do jego domu. Nie wytrzymam dłużej w niepewności.
- Okey. – Westchnął mulat. – Chodźmy.
Wyszliśmy z domu i po nie całych 10 minutach jazdy byliśmy pod domem Marcela.
- Mam poczekać? – Zapytał gdy wysiadałam.
- Nie musisz. Wrócę z Marcelem. – Uśmiechnęłam się i odjechał.
Podeszłam pod drzwi i zapukałam. Pierwszy raz, drugi, trzeci. Gdy straciłam już nadzieje na to, że ktoś mi otworzy, nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka.
- Halo? – powiedziałam głośno gdy mijałam kuchnię, ale zatrzymałam się bo usłyszałam cichy szloch. Weszłam do pomieszczenia. Babcia Marcela siedziała przy stole i płakała w dłonie.
- Co się stało? – Podeszłam, zaniepokojona.
W mojej głowie pojawiły się miliony myśli dotyczących Marcela i tego co mogło mu się stać. Babcia spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
- Marcel, on… Ja nie mogłam dużej tego przed nim ukrywać. – Wyłkała i ponownie się rozpłakała.
- Gdzie on jest? – To wszystko zaczęło się robić niepokojące.
- U siebie, ale… Nie powinnaś tam iść.
- Dlaczego? – Zapytałam, jednak nie usłyszałam odpowiedzi.
 
Co tu się do cholery dzieje?

Wyszłam z kuchni i szybkim krokiem weszłam po schodach, przeskakując co dwa stopnie. Drzwi od pokoju były zamknięte ale to co działo się w środku było słychać bardzo dobrze. Co trochę coś uderzało o ściany, podłogę. Tłuczone szkło. Ale po chwili nastała cisza. Nie czekając ani chwili dłużej weszłam do środka. W pokoju było dość ciemno, ale to co ujrzałam było przerażające. Na podłodze porozrzucane były książki, ubrania, fragmenty mebli. Szkło od ram w których wisiały rysunki było potłuczone w drobny mak. Nie paliła się nawet lampka, bo ona również była stłuczona i leżała zupełnie w innej części pokoju niż zazwyczaj. Na podłodze były też liczne krople krwi. Spanikowana zaczęłam szukać wzrokiem Marcela i dopiero po większym przyjrzeniu się, zauważyłam małą postać w rogu pomieszczenia. Podbiegłam i przykucnęłam przy nim. Jego dłonie były pokaleczone od antyram, a w jednej z nich trzymał kawałek szkła. Z drugiej zaś, długą stróżką wypływała krew.
- Jezu, Marcel. Coś ty zrobił. – Mój oddech był szybki i urywany, a po policzkach zaczęły płynąć łzy.
Wzięłam prześcieradło i podarłam je, robiąc z niego długi pasek materiału. Obwiązałam je nad raną i zabezpieczyłam również szramę, tamując krwotok. Dobrze, że mama namówiła mnie kilka lat temu na naukę bandażowania.
- Marcel spójrz na mnie. – Jego głowa bezwładnie zwisała opierając się o ramię, a loki zasłoniły mu twarz.
Odgarnęłam włosy i złapałam jego podbródek, unosząc twarz.
- Marcel, błagam… - Mój głos był przepełniony rozpaczą, a łzy nie miał końca.
Nie zostało mi nic innego jak go ocucić. Uderzyłam go na co od razu na mnie spojrzał.
- Przepraszam, ale… Chciałam, żebyś wrócił. – Wyszeptałam.
Spojrzał na swoją rękę, a później rozejrzał się po pokoju.
- Co się stało? – Na moje słowa wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił.
Malował się na niej ból, a oczy były pełne łez. Odsunął mnie i wstał, kontynuując demolowanie pokoju. Wyglądał jakby wpadł w jakąś traumę. Stałam jak wryta nic z tego nie rozumiejąc.
- Marcel, o co do cholery chodzi? – Gula w moim gardle była coraz większa.
Ale on ani na mnie spojrzał. Niszczył wszystko, a z rany ponownie zaczęła płynąć krew.
- Marcel! – Krzyknęłam i podbiegłam do niego, chwytając jego dłonie i unieruchamiając go.
Przez chwilę próbował ze mną walczyć, ale po chwili bezradnie usiadł na ziemi i schował twarz w dłonie szlochając głośniej ode mnie.
- Lily, to wszystko jest takie popieprzone. – Wyłkał.
- Co? Co jest popieprzone? – Zapytałam, poprawiając opatrunek.
- Ja. Moje jebane życie. Wszystko.
- Dlaczego nie wracałeś? Martwiłam się. Nie mogłeś zadzwonić? Co powiedziała ci babcia?
Na moje ostanie pytanie zaszlochał głośno.
- Powiedz mi.
- Nie chcesz wiedzieć. To straszne. Ja… Ja już nie chce żyć. – Przetarł oczy i schował twarz w kolana.
- Chcę wiedzieć. Czego dowiedziałeś się od babci? Marcel, proszę…
- Moja mama… Ona nie umarła przy porodzie.
- Co? O czym ty mówisz?
- Podobno była wspaniałą matką. Chroniła nas przed ojcem. Ale pewnego dnia chciała z nami uciec. Miałem wtedy dwa lata. Ojciec znalazł nas gdy mama czekała z nami na autobus. Zaciągnął nas do domu. Nas zamknął w pokoju, a ją… On ją zgwałcił. Na śmierć. – Patrzył na mnie pełnym bólu i rozpaczy wzrokiem. Ale ja nie rozumiałam jednej rzeczy.
- Kto był z wami?
Sięgnął do tylnej kieszeni spodni i podał mi zdjęcie.
- Podobno miałem siostrę. – Wyszeptał, a nasze łzy nabrały na sile.
Wzięłam zdjęcie drżącą dłonią i zakryłam usta dłonią. Na zdjęciu była kobieta, mama Marcela. Była śliczna. Miała długie, brązowe włosy, które kaskadami układały się na ramionach. Obok niej stała szeroko uśmiechnięta dziewczynka. Miała może z pięć, sześć lat, a na rękach z pomocą mamy trzymała małego chłopca z zielonymi tęczówkami. Chłopca, którego tak dobrze znam i który wycierpiał tak wiele. Załkałam głośno, nie mogąc oderwać wzroku od fotografii. Wyglądają na szczęśliwych. Nie mogę uwierzyć w to, że jeden człowiek zniszczył coś tak wspaniałego.
- Pamiętasz ją?
- Gemmę? Teraz już tak.
- Czemu… Teraz?
- Bo… babcia wszystko mi opowiedziała. Przypomniała mi. Gdy to wszystko się działo… Byłem w szoku. Dlatego nic nie pamiętałem. Odsłoniła kolejną kartę moich wspomnień. Ale nie wiem czy powinienem być jej za to wdzięczny. To mnie będzie prześladować, Lily… – Pociągnął nosem. - Wiedziała to cały czas, ale ukrywała to, bo czekała aż będę gotowy żeby zmierzyć się z prawdą. Ale ja… Chyba nigdy bym nie był.
- Co się z nią… - Nie umiałam dokończyć. Nie dałam rady. Wiem, że za śmiercią Gemmy stoi jego… Ich pieprzony ojciec.
- A jak myślisz? Zginęła z rąk tego skurwiela. Została zakatowana we własnym pokoju. Ojciec zamknął mnie w łazience, ale udało mi się wyjść i wszystko widziałem. Jak ją gwałci, rani, bije, wyrywa włosy. To było straszne. – Ostanie słowa wyszeptał i spuścił głowę. Łzy kapały mu na poranione dłonie.
- Znowu chciałeś się zabić. – Mój głos przepełniony był bólem.
Uniósł na mnie swój wzrok. Oczy miał czerwone od łez, a zieleń oczu była bez życia. Z resztą jak cały on w tej chwili. Nie było w nim teraz nic innego niż udręka, rozpacz i bezsilność.
- Lily, ja… Nie zdołam żyć z tyloma wspomnieniami. Prędzej czy później się zabiję. Nie uchronisz mnie przez tym.
- Nie mów tak. Nie możesz mnie zostawić. Kocham cię i nie chcę cię stracić. Marcel… - Szloch targał moim ciałem, a po jego słowach jeszcze bardziej się nasilił.
Nic nie powiedział. Znowu spuścił wzrok na dłonie, a ja czułam się bezradna. W pokoju był słychać tylko nasz płacz i ciężkie oddechy. Dlaczego to musi być takie popieprzone? Gdyby wszystko byłoby normalne byłoby prościej. Ale… To wszystko męci mi w głowie. Nie wiem gdzie to wszystko nas zaprowadzi.
- Okłamałem cię. – Odparł po chwili.
Spojrzałam na niego, nie bardzo rozumiejąc to co właśnie powiedział.
- C-co? – Ściągnęłam brwi.
Wstał i wyjął z jednej z szuflad białą teczkę. Ponownie usiadł przede mną i wyjął z niej małą, białą kartkę. Podał mi ją i przyglądał mi się, oczekując mojej reakcji. Rozłożyłam ją i powoli zaczęłam czytać zawartość.
 

Akt Urodzenia
 
Nazwisko: Styles
Imię (Imiona): Harry Edward Marcel
Data urodzenia: 1 lutego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku /01.02.1994r./
Miejsce urodzenia: Bournemouth
Nazwisko i imię (imiona) ojca: Parker Harry
Nazwisko (rodowe) i imię (imiona) matki: Cox Anne
 
 
Ogarnął mnie szok. Siedziałam nieruchomo i wpatrywałam się w literki składające się na te wszystkie wyrazy. Nie ma na imię Marcel. To znaczy ma, ale… To nie jest jego oficjalne imię. I jest rok starszy, a nie tak jak mówił, w moim wieku. Nie… Ja nie wiem… Nic już z tego nie rozumiem. To za dużo informacji jak na jeden dzień. Może jest coś jeszcze co stara się ukryć? Nie wiem czy jestem w stanie to wszystko pojąć.
- To kim ty w ogóle jesteś? – Zapytałam piskliwym i przepełnionym żalem głosem.
Wpatrywałam się w niego z oczekiwaniem, ale on tylko westchnął. Oddałam mu zdjęcie oraz akt urodzenia i wstałam z podłogi.
- Gdzie idziesz?
- Marcel, ja… To dla mnie za wiele.
- Proszę cię, Lily… Pozwól mi to wszystko wytłumaczyć. – Łzy jego oczach obudziły się do życia. - Co zrobisz? Odejdziesz?
- Ja już nie wiem co mam robić. – Wydusiłam i za nim wyszłam z pokoju, ostatni raz na niego spojrzałam.
Na jego twarzy malował się strach i niepokój. Odwróciłam się i skierowałam do wyjścia.
- Nie zostawiaj mnie, proszę. – Wyszeptał, zatrzymując mnie w półkroku z ręką na klamce. – To nic dla ciebie nie znaczy? Mówiłaś, że nie odejdziesz. Obiecałaś mi.

Właśnie. Obiecałam.
 

 
 
Mamy rozdział 25! :D Jak myślicie, co zrobi Lily?
 
Chciałabym również bardzo Was przeprosić, że musieliście tyle czekać na ten rozdział, ale pierwszy tydzień szkoły i od razu wrzucili nas na głęboką wodę, więc miałam bardzo mało czasu na pisanie. :( Kolejne tygodnie zapowiadają się niestety podobnie, ale postaram się jak najszybciej wstawiać posty i mam nadzieję, że nie zaprzestaniecie czytania bloga. ;*
 
Rozdział 26 za 32 komentarze. ;*
 
♥ Kocham Was ♥
Ola xx