sobota, 25 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 30

Gorąco, które płynęło z ciała Marcela powoli robiło się dokuczliwe. Całą noc przespaliśmy wtuleni w siebie ze splątanymi kończynami. Po kilku minutach leżenia i wpatrywania się w białą ścianę przede mną, w końcu zmusiłam się do wstania. Nie opłacało mi się ponownie zasypiać bo i tak za chwilę dzwoniłby budzik. Powoli wyplątałam się z nóg i rąk chłopaka starając się go nie budzić. Jęknął tylko cicho, po omacku szukając mojego ciała, ale po chwili zrezygnował i przewrócił się na drugi bok odkrywając się nieco, dzięki czemu miałam widok na jego wytatuowane plecy. Po maści, którą przepisała mu moja mama, rany są już prawie nie widoczne, dzięki czemu poprawiło się również samopoczucie Marcela. Uśmiechnęłam się pod nosem i biorąc jeszcze telefon z szafki nocnej, wyszłam z sypialni. W drodze do łazienki, zahaczyłam o garderobę po ubrania na dzisiejszy dzień. Zdecydowałam się na krótką, obcisłą, czarną sukienkę, podkolanówki i czarne Vagabondy. Odłożyłam rzeczy na umywalkę i po rozebraniu się weszłam pod strumień ciepłej wody, który przyjemnie otulał moje zaspane ciało. Po umyciu się, obwiązałam się ręcznikiem i to samo zrobiłam z mokrymi włosami. Nie pozostawiając ani kropelki wody na skórze, odłożyłam ręcznik i ubrałam czarną, koronkową bieliznę. Wysuszyłam włosy, które już suche kaskadami układały się na ramionach i piersiach. Nałożyłam niezbyt mocny makijaż, decydując się jednak na dość widoczne, długie kreski na powiekach. Po założeniu reszty ubrań, wróciłam do garderoby i wzięłam jeszcze grafitowy kardigan, który idealnie współgrał z całością. Dochodziła 8:00 więc mam jeszcze sporo czasu na zjedzenie jakiegoś pożywnego śniadania, więc skierowałam się do kuchni. Zdecydowałam się na owocowe musli z mlekiem i szklankę soku. W między czasie przygotowałam również kanapki dla Marcela. Postanowiłam umieścić przy nich karteczkę, gdyby czasem nie zrozumiał, że to śniadanie dla niego. Gdy pochylałam się nad stołem i pisałam kolejne słowa, poczułam na swoich biodrach duże dłonie chłopaka. Przysunął się bliżej, również się pochylając tak, że nasze ciała całkowicie się stykały.
- Kusisz skarbie. – Wymruczał do mojego ucha, oplatając mnie jednocześnie ręką w talii.
Przygryzłam wargę i wyprostowałam się, chcąc odwrócić się w jego stronę, ale zatrzymał mnie. Ułożył moje włosy na lewym ramieniu, a na prawym poczułam jego idealne, malinowe wargi, składające delikatne pocałunki. Odchyliłam głowę, dając mu więcej przestrzeni i z każdym pocałunkiem czułam rosnące z coraz większą siłą podniecenie. Nie tylko swoje ale też Marcela, gdyż jego erekcja niemiłosiernie wbijała się w moje pośladki.
- Jeśli nie chcesz abym znów porywał cię ze szpitala, musimy to zrobić. Tu i teraz. – Odparł gdy jego usta znalazły się pod moim uchem.
- Nie mam nic przeciwko porywaniu ze szpitala. – Zachichotałam.
- Nawet się nie waż kazać mi ponownie czekać te cholerne 7 godzin. – Warknął i odwrócił mnie w swoją stronę, gwałtownie całując.
Wplotłam dłonie w jego zmierzwione bo śnie włosy i wpiłam się w jego usta jeszcze mocniej, prowadząc walkę z jego językiem. Podciągnął moją sukienkę i uniósł mnie, sadzając na zimnym blacie wyspy kuchennej, na co jęknęłam w jego usta. Nie przerywając pocałunków zsunął moje majtki, a za nim zdążyłam się obejrzeć, stał przede mną nagi ze spodniami od piżamy zmiętymi przy kostkach. Przysunął mnie bliżej siebie i bez większych ceregieli wszedł we mnie niemal jednym ruchem. Oboje jęknęliśmy głośno i kontynuowaliśmy pełne czułości pocałunki. Czułam jak z każdym ruchem wchodzi coraz głębiej, zbliżając mnie do spełnienia. W kuchni było słychać tylko nasze ciężkie oddechy i ciche jęki, a po chwili również dzwonek mojego telefonu. Chwyciłam telefon i zauważyłam nieznany mi numer. Marcel zaprzestał ruchów, ale cały czas się we mnie znajdował, pozwalając mi odebrać co i tak było dla mnie nie małym wyzwaniem. Gdy w końcu trochę ochłonęłam, odebrałam połączenie.
- Cześć. – Usłyszałam po drugiej stronie.
- Kto mówi? - Zapytałam nie wiedząc z kim rozmawiam.
- Wybacz. Zapominałem, że nie masz mojego numeru. Tu Francisco.
- Fransico! Muszę zapamiętać twój numer w kontaktach. - Zaśmiałam się i spojrzałam na Marcela, który zaciskał usta w cienką linię, a jego szczeka była bardziej widoczna niż zaledwie chwilę temu. - Coś się stało? - Zapytałam, a po moich słowach Marcel wysunął się nieco, na co zgromiłam go wzrokiem.
Wziął ode mnie telefon i przyłączył ma głośnomówiący.
- Nie, wszystko okey. Po prostu trochę mi się nudzi i chciałem zapytać kiedy będziesz.
Gdy otworzyłam usta aby odpowiedzieć, Marcel znów się poruszył, tym razem wywołując u mnie cichy jęk.
- Lily? Wszystko okey?
- Tak. Tak. Okey. - Odparłam, spoglądając na Marcela, który powstrzymywał śmiech. 
- Więc, o której mogę się ciebie spodziewać?
- Umm.. - Trudno było mi się skupić, gdy Marcel wykonywał powolne ruchy. Ewidentnie nie podobała mu się ta rozmowa i ewidentnie chciał, aby jak najszybciej się skończyła. Nie potrafiłam nawet odczytać godziny z zegarka, który wisiał na ścianie. Marcel widząc moje rozkojarzenie, wziął ode mnie telefon i z powrotem przyłączył na normalną rozmowę, przykładając urządzenie do ucha.
- Jeśli chcesz, aby przyjechała jak najszybciej to proponuję zakończyć tę rozmowę, ponieważ mamy jeszcze coś do dokończenia. No chyba, że chcesz posłuchać jak moja dziewczyna dochodzi. - Odparł stawiając nacisk na 'moja'.
Dopiero po chwili dotarło do mnie co właśnie powiedział i miałam ochotę udusić go w tym momencie gołymi rękoma. 
- Cieszę się. - Jego słowa przerwały moje rozmyślania. 
W końcu rozłączył się i odłożył komórkę na blat. Uśmiech nie schodził mu z twarzy i nawet nie starał się ukrywać jak bardzo jest zadowolony.
- Marcel czy ty oszalałeś? - Zapytałam, ale zamiast odpowiedzieć wpił się w moje usta. Wystarczyło kilka mocniejszych ruchów aby doprowadzić nas obojga do spełnienia. Po wyczerpującym orgazmie nie miałam nawet siły zejść ze stołu, dlatego Marcel pomógł mi usiąść na stołku, ówcześnie zakładając mi bieliznę. Pociągnął swoje spodnie i ugryzł jedną z kanapek, które mu przygotowałam. Chłopak opierał się o blat i uśmiechał się jak gdyby nigdy nic. 
- Jesteś debilem. - Rzuciłam i pokręciłam głową, sięgając po kluczki do auta.
Wzięłam jeszcze małą torebkę i skierowałam się do wyjścia. 
- Już idziesz? - Usłyszałam zaraz za sobą gdy zatrzymałam się przed drzwiami.
- Tak. - Odwróciłam się w jego stronę. 
Jego usta ponownie tworzyły cienką linię, a szczęka była znacznie zarysowana.
- Co znowu? - Splotłam ręce na piersiach, przystając z nogi na nogę.
- Nie podoba mi się to, że będąc w pracy cały czas spędzasz z nim. 
- Znowu jesteś zazdrosny?
- Zawsze jestem zazdrosny. Wiesz jakie to uczucie gdy idziesz ze swoją dziewczyną ulicą i wszyscy faceci pożerają ją wzrokiem? Boję się, że cię stracę. Że ktoś mi cię zabierze.
- Marcel, ile razy mam ci powtarzać, że kocham ciebie i chcę być tylko z tobą? Gdybym nie chciała tego związku zakończyłabym go już dawno, albo nie zaczynała wcale. Francisco mi pomaga, bo ta praca jest dla mnie nowa i sama sobie nie poradzę. Nawet jeśli żywi do mnie jakieś uczucie czy plany, nie obchodzi mnie to rozumiesz? Nie kocham jego tylko ciebie. Zrozum to wreszcie. - Odparłam i nic już więcej nie mówiąc, opuściłam apartament.

***

- Mam już dosyć San. - Odparłam wzdychając ciężko.
- Ja też. Ale grunt, że daliśmy radę. - Zaśmiał się.
- Masz rację, ale nigdy więcej nie zabieraj mnie na oddział z dziećmi, które są wychowywane bezstresowo. Nigdy więcej! - Krzyknęłam również się śmiejąc.
Jednak mój uśmiech zniknął dość szybko gdy zerkając na telefon dostrzegłam smsa od Marcela. Otworzyłam wiadomość.

Kiedy będziesz?

Pierwsza odezwa od porannej sprzeczki. Cały dzień mam do siebie wyrzuty sumienia za to, że tak na niego naskoczyłam. Ta ciągła zazdrość z jego strony jest męcząca, ale powinnam to przełknąć i po prostu żyć dalej. Nie chcę się z nim kłócić, bo wiem ile w życiu przeszedł, ale nie chcę też aby cały czas podejrzewał mnie o coś czego nie zrobiłam i nie mam zamiaru robić, bo mam wtedy wrażenie, że nie darzy mnie żadnym zaufaniem. Nie chcę wmawiać i jemu i sobie, że mi nie ufa. Ufa mi tylko w inny, nietypowy sposób. On cały jest inny i wyróżnia się spośród innych chłopaków, których miałam okazję w życiu poznać. Jest spokojny, skromny i cichy ale czuję, że ma również tą drapieżną i namiętną stronę, której nie miałam jeszcze możliwości doświadczyć.

Przynajmniej na razie.

- Lily? - Głos Francisco sprowadził mnie na ziemię.
- Tak?
- Słuchałaś mnie choć przez chwilę?
- Wybacz. Zamyśliłam się. - Odparłam szczerze.
- Pytałem czy zechciałabyś iść ze mną na kawę.
- Bardzo chętnie, ale dzisiaj już nie dam rady. Przepraszam. Może jutro? - Uśmiechnęłam się.
- Pewnie. Cieszę się i nie mogę się doczekać. - Uśmiechnął się i odprowadził mnie do windy. - Więc do jutra.
- Cześć. Jak coś to dzwoń. - Odparłam, a on zaśmiał się.
- Nie wiem czego mogę się spodziewać gdy odbierzesz, więc może bezpieczniej będzie jak to ty do mnie zadzwonisz. - Uśmiechnął się szeroko, a ja nawet nie chciałam myśleć o tym jak bardzo teraz jestem czerwona i zażenowana. 
Gdy drzwi od windy otworzyły się, weszłam do środka i ostatni raz spojrzałam na Francisco, który cały czas szeroko się uśmiechał. Zaśmiałam się pod nosem i już po chwili znajdowałam się w podziemnym parkingu pełnym samochodów. Gdy znalazłam srebrnego Mercedesa, przypomniałam sobie o smsie Marcela. Odpisałam, że zaraz będę i opuściłam parking.

Po niecałych 30 minutach znajdowałam się w windzie One Hyde Parku. Wpisałam odpowiedni ciąg liczb, aby dostać się na ostatnie piętro i zanim się obejrzałam stałam przed drzwiami apartamentu. Poniekąd bałam się konfrontacji z Marcelem, bo nie miałam zielonego pojęcia w jakim humorze go zastanę. Ale to czego teraz chciałam najbardziej to wtulić się w jego zawsze gorące ciało. Weszłam w głąb mieszkania i w kuchni zauważyłam burzę brązowych loków wystających zza drzwi lodówki. Postawił na stole miskę, którą wyjął i spojrzał na mnie. Nie potrafiłam nic odczytać z jego twarzy, dlatego podeszłam do niego i przytuliłam go najmocniej jak tylko potrafiłam. 
- Przepraszam. - Wyszeptałam i zaciągnęłam się jego wspaniałym zapachem.
- Ja też. - Odparł, co trochę mnie zaskoczyło.
- Za co? - Zapytałam spoglądając na jego twarz. 
- Nie chcę żebyś myślała, że ci nie ufam. Ufam ci jak jeszcze nigdy nikomu. 
- Wierzę ci. - Powiedziałam bez wahania i pocałowałam go.
Kątem oka zauważyłam soczyste czerwone truskawki w czekoladzie, które stały w misce na stole. Przerwałam pocałunek i wyciągnęłam rękę po jedną z nich, ale zostałam zatrzymana.
- Dlaczego? - Zapytałam, robiąc naburmuszoną minę.
- Chodź. - Odparł, łapiąc mnie za rękę.
Sięgnął jeszcze po miskę z owocami i poprowadził mnie na drugie piętro, do jednej z sypialni. Otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Przyznam szczerze, że w tym pokoju jestem pierwszy raz. Całe pomieszczenie skąpane było w czerwieniach, czerniach i szarościach. Czarne meble i czarne łóżko stanowiło jedność z czarnymi panelami podłogowymi. Szara pościel idealnie współgrała z obrazami na ścianach. Słońce, które próbowało się przebić przez grube zasłony sprawiało, że cały pokój skąpany był w krwistej czerwieni. Po chwili Marcel zapalił światło dzięki czemu lepiej widziałam, to co znajduje się w pokoju. Obrazy przypominały bardziej dziecięce mazanie pędzlem niż dzieła sztuki, ale był bardzo ładne i dodawały pomieszczeniu charakteru. Obok idealnie zaścielonego łóżka stał stolik nocny z małą lampką i zegarem. Chłonęłam piękno tego pokoju dopóki mojej uwagi nie zwróciło stukanie miski stawianej na stole po drugiej stronie sypialni. Marcel stał obok i przyglądał mi się z ciekawością. Podeszłam do niego i spojrzałam na blat, na którym obok truskawek znajdował się lód, czerwone wino i... kilka pasków od spodni?. Spojrzałam na Marcela w celu usłyszenia wyjaśnień, lecz mój wzrok ewidentnie go speszył, ponieważ spuścił głowę.
- Marcel? - Podeszłam do niego i uniosłam jego głowę, patrząc wyczekująco w zielone tęczówki.
- J-ja... Nie zrozum mnie źle. Ale... Umm...
- Spokojnie. - Uśmiechnęłam się i chwyciłam jego duże dłonie w swoje. Poprowadziłam go do łóżka, gdzie razem usiedliśmy na grafitowej pościeli. - Więc?
- Lily... Nie jestem w tym wszystkim dobry, ale chciałbym. Ty wiesz jak... Umm... Zadowolić mnie. Ale ja... No cóż... Inni faceci, są w tym wszystkim ekspertami. Wiem, że to głupio zabrzmi, ale... Nudziło mi się dzisiaj, więc postanowiłem poszukać czegoś w internecie na ten temat i... Chciałbym spróbować czegoś nowego. Zadowolić cię w inny sposób.
- I bić tymi paskami?
- Nie! - Zaprzeczył od razu. - One są do... Umm... Unieruchomienia rąk i... Może nóg... Nie potrafiłbym cię uderzyć.
- Marcel, nie mam nic przeciwko temu, ale zadowalasz mnie za każdym razem. Nie musimy tego...
- Ale możemy. - Wtrącił.
Ani na trochę nie spuszczał ze mnie wzroku, patrząc jak się waham. Ale w sumie dlaczego ja się waham? Przecież tego chciałam. Chciałam zobaczyć go w innej wersji. Tej niegrzecznej i trochę buntowniczej.
- Okey. - Odparłam, widząc ekscytację w jego oczach. - Jestem cała twoja. - Dokończyłam i uśmiechnęłam się równie szeroko co on.

Marcel pełen zmysłowości i pożądania? Chyba nadszedł czas na poznanie drugiego oblicza.





Witajcie! Po tak długim czasie w końcu udało mi się dokończyć i dodać rozdział. Przede mną jeszcze jeden i mam nadzieję, że ostatni tak ciężki tydzień pełen sprawdzianów i kartkówek, a potem majówka! ♥ ♥ Będę miała dużo wolnego czasu, ponieważ ze względu na matury do szkoły idę dopiero 7 maja, więc na pewno popiszę. ;* Chciałam również podziękować za ponad 25 tys. wyświetleń i komentarze. ♥

Wracając do rozdziału, mam nadzieję, że was nie zawiodłam i rozdział przypadł wam do gustu. ♥ Kolejny pojawi się za 32 komentarze. ;*


♥ Kocham i pozdrawiam ♥
Ola xx

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

MALUTKIE INFO! 


Rozdział się dzisiaj pisał, ale niestety nie zdążył się dokończyć. W szkole nauczyciele gonią z tematami jak głupi, a biedny uczeń musi być ze wszystkim na bieżąco. :(( I założę się, że nie tylko ja tak teraz mam. Jutro na pewno też popiszę, ale nie obiecuję, że rozdział się jutro pojawi bo na 17:00 mam w szkole wywiadówkę, a zaraz po niej spotkanie odnośnie wycieczki do Londynu więc myślę, że do 19:30 sobie w szkole posiedzę. Tak więc bardzo, bardzo, bardzo Was przepraszam, że musicie czekać ale uwierzcie mi, robię wszystko żeby wyrabiać się z lekcjami i znaleźć czas na napisanie chociaż kilku linijek tekstu dziennie. Powoli ale zawsze do przodu. Dziękuję również za cierpliwość i błagam nie zabijajcie mnie za to, że tak długo nie dodaję rozdziału. Bardzo bym chciała już się nim z Wami podzielić i poczytać Wasze komentarze na jego temat. Baaaaardzo Was kocham i jeszcze raz dziękuję. ♥ Powodzenia również dla wszystkich gimnazjalistów, którzy przez następne trzy dni przeżyją niemały stresik na egzaminach. ;* :*

Do następnego rozdziału. Byle jak najszybciej. ♥

sobota, 4 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 29

Zaparkowałam srebrnego Mercedesa w podziemnym parkingu i powoli z niego wysiadłam co w tej sukience nie było takie łatwe. Obciągnęłam ją i rozejrzałam się czy przypadkiem nikt mnie nie widział, bo myślę że z pewnością przez chwilę można było podziwiać moje figi, co Marcelowi na pewno by się nie spodobało. Ciężko mi było zostawiać go tak podnieconego, bo nie ukrywam, że sama miałam na niego ochotę gdy wychodziłam. Chociaż na szybki numerek na kuchennym blacie. Ale niestety było późno, a moja mama nie toleruje spóźnień, tym bardziej na coś typu rozmowa o pracę. Spojrzałam na zegarek. Miałam pięć minut na dotarcie do gabinetu mamy, a nawet nie wiem gdzie on się znajduje. Świetnie. Pośpiesznym krokiem weszłam do windy i po chwili znajdowałam się w recepcji. 
- Dzień dobry. - Zaczęłam zwracając na siebie uwagę recepcjonistki. - Gdzie znajdę doktor Linsey Collins?
- Siódme piętro, gabinet 409. - Odparła od razu uśmiechając się. Podziękowałam jej i pobiegłam do windy. Dwie minuty. Zniecierpliwiona czekałam aż drzwi windy się otworzą, a gdy w końcu się doczekałam szybkim krokiem opuściłam ją, wpadając na kogoś równie rozpędzonego. 
- Tak bardzo cię przepraszam. - Usłyszałam męski głos co zmusiło mnie na spojrzenie na mojego towarzysza.
Chłopak był bardzo przystojny, a brązowe włosy i śniada karnacja idealnie pasowały do piwnych oczu. Miał około 25 lat.
- Nie szkodzi. To ja przepraszam. - Uśmiechnełam się, na co odpowiedział tym samym.
- Nic ci nie jest? - Zapytał, a ja pokręciłam głową. - To dobrze, bo nie wybaczyłbym sobie gdybym skrzywdził tak piękną kobietę. - Odparł, a ja czułam jak na moich polikach pojawiają się rumieńce. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na zegarek. 8:00. No pięknie.
- Słuchaj...
- Spoko, ja również się śpieszę. - Przerwał mi uśmiechając się. - Za chwilę mam oprowadzić kogoś po szpitalu, a muszę jeszcze roznieść te papiery. - Odparł pokazując na grubą teczkę którą trzymał w dłoniach. - A ciebie co tutaj sprowadza?
- Mam jakby rozmowę o pracę z moją mamą.
- Czyżby nowa pracownica? - Uśmiechnął się szeroko. 
- Chyba tak. - Zaśmiałam się. 
- To leć. Nie zatrzymuję cię. Do zobaczenia? - Zapytał oczekując mojej odpowiedzi. 
- Pewnie. Do zobaczenia. - Uśmiechnęłam się na co odpowiedział tym samym, po czym każdy poszedł w swoją stronę. Byłam spóźniona zaledwie kilka minut, ale to nie znaczy że moja mama nie będzie zła. Po numerach na drzwiach zorientowałam się, że jestem coraz bliżej gabinetu mamy, aż w końcu ujrzałam numer 409. Weszłam uprzednio pukajac, zastając moją mamę przy biurku. Jak zwykle wyglądała perfekcyjnie, ale jej obojętny wyraz twarzy zdradzał, że jest źle.
- Cześć mamo. - Przywitałam się, uśmiechając się nieśmiało.
- Spóźniłaś się. - Odparła formalnym tonem, nie odrywając wzroku od dokumentów które uzupełniała. 
- Mamo, to tylko kilka minut. - Robiłam wszystko, żeby tylko nie przewrócić oczami. 
Spojrzała na mnie, odkładając długopis. 
- Niech ci będzie. Siadaj. - Gestem pokazała na fotel który stał po drugiej stronie biurka.
- O czym będziemy rozmawiać? - Zapytałam faktycznie ciekawa.
- Musimy uzgodnić godziny pracy, dni wolne, twoje obowiązki i inne tego typu rzeczy. 
- Długo to będzie trwało? 
- A śpieszysz się gdzieś?
- Można tak powiedzieć. - Odparłam przypominając sobie o Marcelu i jego nietypowych potrzebach.  
- Postaramy się załatwić to jak najszybciej, ale później musisz jeszcze zobaczyć co gdzie się znajduje. Twoja praca będzie obejmowała prawie cały szpital. 
Westchnęłam zdając sobie sprawę, że jednak trochę tu posiedzę.

Po niecałej godzinie wszystkie formalności były już załatwione i szczerze miałam już trochę dosyć. A sama myśl, że mam jeszcze dzisiaj łazić po tym szpitalu była co najmniej odrażająca. 
- Jutro o 8:00 widzę cię w szpitalu. 
- Nie da się później? 
- Nie. 
- Mamo... Proszę? - Odparłam słodko. 
- Okey. 9:00 i ani minuty później. 
- Dziękuję. - Przytuliłam się do niej całując ją w policzek. 
Zajęłam z powrotem miejsce na fotelu, bawiąc się stojakiem na wizytówki. Słyszałam jak drzwi od gabinetu otworzyły się, ale nowa zabawka okazała się zbyt interesująca, aby się od niej oderwać.
- Pani Collins. - Usłyszałam głos, który miałam już dzisiaj okazję słyszeć. 
- Witaj Francisco. Dobrze że już jesteś. Właśnie skończyłyśmy objaśniać szczegóły. Lily, Francisco oprowadzi cię po szpitalu. - Uśmiechnęła się do mnie, a ja obróciłam się w stronę chłopaka, który stał pod drzwiami. Zarówno on jak i ja byliśmy nieźle zaskoczeni zaistniałą sytuacją.
- Miło cię znów widzieć. - Odparł Fransico uśmiechając się.
- Znacie się? - Zapytała mama.
- Można tak powiedzieć. - Zaśmiałam się spoglądając na chłopaka, który również nie hamował uśmiechu. 
- Pozwoli pani, że porwę już pani córkę. Mamy trochę do zwiedzania. - Odparł chłopak biorąc mnie pod ramię. 
- Pamiętaj Lily, jutro o...
- Tak wiem. Jutro o 9:00 i ani minuty później. - Zapewniłam ją, na co się uśmiechneła. - Do jutra mamo. - Posłałam jej całusa. 
- Dowidzenia pani Collins. - Odparł Francisco i razem opuściliśmy gabinet. 
- Więc to ciebie mam zaszyt oprowadzać. - Uśmiechnął się.
- Taki zbieg okoliczności. - Zaśmiałam się. 
- Tak w ogóle to się nie przedstawiłem. Francisco, ale przyjaciele mówią na mnie San. 
- Lily. - Uścisnęłam jego dłoń. - Dlaczego San?
- Moje imię wielu kojarzy się z San Francisco. Może dlatego. - Wzruszył ramionami z uśmiechem na ustach. 
- Faktycznie. Świetna ksywa. - Przyznałam. - Wiesz, pomimo tego, że znam cię naprawdę bardzo krótko, to odebrałam cię za pozytywną osobę. Cały czas się uśmiechasz. 
- Życie nauczyło mnie żeby czerpać pozytywy z każdej chwili. W końcu każdy dzień może być twoim ostatnim, nie?
- W sumie racja. - Zachichotałam.
- Więc carpe diem! - Krzyknął zwracając na nas uwagę kilku osób na piętrze. - Proponuję zacząć od piętra pierwszego. Co ty na to?
- Nie mam nic przeciwko. Prowadź. - Zaśmiałam się, a Francisco od razu do mnie dołączył.

***

- Myślę, że to tyle. Jestem pozytywnie zaskoczony, że w zaledwie trzy godziny udało nam się zobaczyć wszystkie dziewięć pięter. Zazwyczaj zajmuje mi to co najmniej pięć godzin. Ale ty bardzo szybko się uczysz. - Uśmiechnął się Francisco.
- Uwierz mi, to tylko pozory. - Zaśmiałam się na co odpowiedział tym samym.
- To widzimy się jutro? - Zapytał zatrzymując się przy drzwiach.
- Tak. O 9:00 zaczynam pracę. Tylko nie wiem gdzie mam się stawić. 
- Tutaj. To pokój pielegniarzy. Każdy z nas ma swoją szafkę. Zostawiamy w nich rzeczy i przebieramy się w szpitalne uniformy. Chodź, przydzielimy ci szafkę i...
- Lily! - Usłyszałam z głębi korytarza, gdy Francisco chciał chwycić moją rękę
Obróciłam się i ujrzałam Marcela, który szybkim krokiem podążał w naszą stronę.
- Co tutaj robisz? - Zapytałam gdy był już wystarczająco blisko. 
Zacisnął szczękę i spojrzał przez moje ramię w kierunku Francisco. 
- Poczekam w środku. - Odparł San.
- Ok. Zaraz do ciebie dołączę. - Uśmiechnęłam się po czym chłopak zniknął za drzwiami. 
- Tak więc, co tutaj robisz? - Zwróciłam się do Marcela, splatając ręce na klatce piersiowej. 
- A jak myślisz? Od pięciu godzin staram się wytrącić z głowy obraz ciebie w tej sukience, ale na każde wspomnienie staje mi jeszcze bardziej. Dłużej nie jestem już w stanie wytrzymać. To naprawdę boli, Lily. I wiem, że ty też tego chcesz. Chciałaś tego już jak wychodziłaś.
Jego rozgniewany wyraz twarzy i monolog na temat niedoczekanego seksu doprowadził mnie do śmiechu. Z pewnością kilka osób znajdujących się na tym piętrze patrzyło na mnie jak na psychopatkę. 
- Dlaczego się śmiejesz? To nie jest śmieszne. W ogóle kim jest ten koleś? - Zapytał spoglądając na szybę w drzwiach, w których widać było Francisco. 
- To mój nowy chłopak. - Odparłam, śmiejąc się dalej.

Ale Marcelowi najwyraźniej do śmiechu nie było.

- Żartuj sobie dalej. Ale jeśli nie przestaniesz, zerżnę cię na tym korytarzu tak, że nie będziesz w stanie chodzić przez tydzień. - Jego szept zmroził mi krew w żyłach, na co trochę się uspokoiłam. Spojrzałam na niego lekko wystraszonym wzrokiem. Nigdy nie przypuszczałam, że Marcel może być tak chłodny i stanowczy. 
- Musisz jeszcze chwilę poczekać. Mam do podpisania kilka papierów i szafkę do odebrania. Zaraz wracam. - Odparłam i weszłam do pomieszczenia zostawiając Marcela samego na korytarzu. Mam nadzieję, że przez ten czas trochę ochłonie. Skupiłam się ponownie na Francisco, który szukał czegoś w jednej z szafek. Odchrząknęłam zwracając na siebie jego uwagę.
- O, już jesteś. Siadaj. Zaraz dam ci kluczyk i dokument, że odebrałaś szafkę. - Uśmiechnął się i ponownie zaczął szperać w szafce. Po chwili wrócił do biurka z kilkoma kartkami i kluczami.
- Twoja szafka ma numer 12. Podpisz tutaj, tutaj i... Tu. - Odparł wskazując na miejsca w których miałam złożyć podpis. Tak też zrobiłam i oddałam długopis. - Twoje klucze. - Wręczył mi dwa małe, starannie wycięte kawałki metalu. 
- To wszystko?
- Tak. To znaczy...  - Przerwał i spuścił na chwilę wzrok. - Dałabyś mi jeszcze swój numer telefonu? - Uśmiechnął się nieśmiało.
- Jasne. Masz jakąś kartkę? 
Wręczył mi mały kawałek papieru, na którym zapisałam ciąg liczb. 
- Dzięki wielkie. To jeszcze raz do jutra. - Podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie. 
Kątem oka widziałam Marcela, który obserwował całą sytuację zza szyby w drzwiach. Odsunęłam się od Francisco, który nie miał nic przeciwko, widząc rozgniewanego za drzwiami Marcela. 
- Do jutra. Cześć. - Uśmiechnęłam się i gdy San otworzył drzwi, opuściłam pomieszczenie. 
- Nareczcie. - Usłyszałam westchnienie Marcela na co przewróciłam oczami. 
Gdy przeszliśmy już parę metrów odwróciłam się i pomachałam jeszcze Francisco, który opierał się o ścianę. Marcel pociągnął mnie za rękę i namiętnie pocałował.

Cholerny zazdrośnik.

Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się pod nosem, po czym weszliśmy do windy. Gdy tylko drzwi się zamknęły, zostałam przygwożdżona do zimnej, metalowej ściany przez gorące ciało chłopaka. Jego usta zachłannie całowały moje, a ręce błądziły po moim ciele, jakby w celu zapamiętania każdego centymetra. Czułam jego pulsującą erekcję, która wbijała mi się w biodro. Oddawałam każdy jego pocałunek, a gdy drzwi windy otworzyły się, pociągnął mnie za rękę, wyprowadzając do podziemnego garażu.
- Marcel, ale auto mam tam. - Wskazałam wolną ręką w przeciwnym kierunku. 
Chłopak nic nie odpowiedział, by po chwili znaleźć się przy czarnym Range Roverze. 
- Nie jestem w stanie teraz prowadzić, dlatego zrobimy to w aucie. - Odparł jednoczenie szukając kluczyków od auta. Gdy w końcu je znalazł, otworzył samochód i wszedł na tylną kanapę pojazdu, pociągając mnie za sobą. Zatrzasnął drzwi i rzucił kluczyki na przedni fotel, jednocześnie odnajdując moje usta i całując je zachłannie. Oparł się plecami o oparcie i posadził mnie na swoich kolanach, tak że siedziałam na nim w rozkroku. Nie przerywając pocałunków, podwinął moją sukienkę i rozdarł majtki, odrazu się ich pozbywając. Swoje ręce z jego włosów, przeniosłam na krocze ściskając je kilkukrotnie, wywołując tym samym gardłowy jęk chłopaka. Rozpięłam jego spodnie, a Marcel uniósł się lekko ściągając je niżej razem z bokserkami. Ręką złapałam jego okazałego penisa i zaczęłam poruszać nią w górę i w dół.
- Kurwa, Lily. - Jeknął Marcel, odchylając głowę do tyłu.
Gdy na członku pojawiła się kropelka słonej cieszy, roztarłam ją kciukiem po wrażliwej skórze. Uniosłam się i przybliżyłam do chłopaka, nakierowujac gotowy członek na moje wejście i powoli opuściłam się na penisa Marcela. Gdy znalazł się już we mnie cały, zaczęłam poruszać się w stałym rytmie, który nadawały dłonie chłopaka znajdujące się na moich pośladkach. Złączyłam nasze usta w gorącym pocałunku, tłumiąc po części nasze jęki. Za każdym razem gdy opuszczałam się w dół, jego członek uderzał w mój najczulszy punkt, zbliżając mnie do spełnienia. Po kilku mocniejszych ruchach czułam jak penis Marcela drży i już po chwili doszliśmy niemal w tym samym czasie, krzycząc swoje imiona. Gorąco oblało moje ciało, a wyczerpujący orgazm całkowicie nade mną zapanował. Marcel musnął moje usta i przytulił mnie do swojego rozgrzanego ciała. Odparłam głowę o ramię chłopaka, cały czas czując wspaniałe uczucie wypełnienia. Tego mi było trzeba po kilku godzinach pobytu w szpitalu.

- Nie podoba mi się on. - Wyszeptał Marcel, przerywając kilkuminutową ciszę. 
Oderwałam się od niego i spojrzałam w niespokojną zieleń jego oczu.
- Francisco? Jest spoko. 
- Dla ciebie. Dla mnie jest wrogiem, który pożera moją dziewczynę wzrokiem i ma o niej sny erotyczne. 
- Niestety tylko sny. - Uśmiechnełam się do chłopaka.
- Niestety?
- No wiesz, pozostały mu marzenia. Doznania na żywo zarezerwował już ktoś inny. - Odparłam, a Marcel pocałował mnie, uśmiechając się triumfalnie.




Mamy rozdział 29! :D 

Francisco Lachowski jako
Francisco Martin

Jest +18, jest nowy bohater i zazdrosny Marcel, a teraz sceny zazdrości będą pojawiały się jeszcze częściej. Mam nadzieję, że nadal będziecie czytać bloga, bo wasze komentarze czyta mi się bardzo miło. Dziękuje wam za nie, bo są dla mnie ogromną motywacją. Mam już nawet plany na nowe fanfiction, tym razem z Zaynem. :D Chcielibyście czytać? Szczegóły już wkrótce!

Nowy rozdział za 32 komentarze. ;*



❤ Luv ya ❤ 
Ola xx