Jego wzrok wywiercał bolącą dziurę na mojej twarzy. Czułam jego ból i smutek, które właśnie mu doskwierały. Emanował niepokojem, a w oczach szkliły się łzy, które lada moment płynęły po jego zaczerwienionych policzkach. W mojej głowie echem odbijały się jego słowa: „Mówiłaś, że nie odejdziesz. Obiecałaś mi.” Mogę go tak zostawić? W takim stanie, po tym czego się dzisiaj dowiedział? Może on tak jak ja nie jest w stanie tego wszystkiego pojąć? Myślę, że gdybym stąd wyszła, sięgnąłby… Jest tu dużo ostrych przedmiotów, którymi mógłby zadać sobie rany. Tego właśnie chcę? Aby okaleczał się przeze mnie? Oczywiście, że nie. Kocham go, a gdyby się zabił… Myślę, że poszłabym w jego ślady. Byle by przy nim być.
Zabrałam dłoń z klamki i podeszłam do niego. Szkło, metal, drewno. Wszystko co leżało na podłodze, trzeszczało z każdym krokiem. Nie czekając ani chwili dłużej, złączyłam nasze usta w pocałunku. Położyłam swoje dłonie na jego ramionach i splotłam je za szyją. Swoimi dużymi dłońmi podążył w dół pleców, ostatecznie zatrzymując się na pośladkach, aby mnie unieść i pozwolić, abym plotła się nogami wokół jego pasa. Podszedł do biurka i posadził mnie na blacie. Z początku muskał moje usta, ale po chwili pocałunki stały się wręcz desperackie. W moim podbrzuszu pożądanie rosło w zawrotnym tempie. Przeniósł dłonie na moje uda i podwinął materiał spódniczki, mając łatwiejszy dostęp do mojej bielizny, której po chwili pozbył się szybkim ruchem i rzucił na podłogę. Ponownie wrócił do moich ust, a ja położyłam dłonie na jego obojczykach i powoli sunęłam w dół po cienkim materiale, czując wszystkie jego mięśnie, które spinały się z każdym, nawet najmniejszym ruchem. Rozpięłam guziki jego spodni, by chwilę później zsunąć je z bioder. Palcami przejechałam po twardej erekcji, okrytej jednie cienkim materiałem bokserek, a on wciągnął powietrze. Przerwał pocałunek i zsunął bokserki uwalniając gotowego penisa i pociągnął mnie za nogi, rozszerzając je przy tym na tyle ile mu pozwalały, w efekcie czego siedziałam na samej krawędzi biurka. Położył dłonie na moich biodrach i przysunął się tak, że czułam jego główkę przy swoim wejściu.
- Dlaczego to zrobiłeś? – Zapytałam wplątując palce w jego loki.
- Nie teraz. – Odparł i powoli wsunął się we mnie, tłumiąc mój jęk soczystym pocałunkiem.
Przytuliłam go do siebie jeszcze mocniej, zaciągając się jego wspaniałym zapachem. Poruszał rytmicznie biodrami, wchodząc we mnie coraz głębiej.
- Marcel! – Krzyknęłam gdy uderzył w mój najczulszy punkt, mierząc się jednocześnie z falą ogromnej przyjemności. – O mój boże. – Wydyszałam.
Po kilku ruchach doszedł również on, drżąc i wlewając we mnie swoje nasienie. Gdy ochłonął, uniósł mnie z blatu zmuszając abym oplotła się nogami wokół jego pasa. Objęłam go i zmęczona położyłam głowę na jego ramieniu. Po cichu otworzył drzwi i poszedł do niegdyś mojego pokoju, kładąc mnie na łóżku. Wyszedł ze mnie, na co lekko się skrzywiłam.
- Zaraz przyjdę. – Wyszeptał i pocałował mnie w czoło.
- Wróć do mnie za chwilę, a nie za 4 godziny. – Wymamrotałam.
Uśmiechnął się do mnie przepraszająco i wyszedł z pokoju. Powieki miałam coraz cięższe, ale robiłam wszystko żeby nie zasnąć, aż do powrotu chłopaka. Na szczęście po kilku minutach wrócił.
- Ten widok jest kuszący. – Wymruczał a ja zdałam sobie sprawę, że spódniczka podwinięta była nad same biodra. Próbowałam ją obciągnąć, ale bez skutku.
- Ktoś tu jest bardzo zmęczony. - Zaśmiał się chłopak. - Pomogę ci.
Położyłam ręce w wzdłuż ciała, nie mając siły nawet mu podziękować. Byłam wyczerpana zarówno wszystkimi informacjami, jak i czterema orgazmami, które dzisiaj przeżyłam. Marcel usiadł na łóżku i unosząc moje biodra, wygładził materiał na moim ciele. Położył się obok mnie, przyciągnął do swojego ciepłego torsu i przykrył kołdrą.
- Powiesz mi? – Zapytałam, obracając się w jego objęciach.
- Jesteś zmęczona. Śpij.
- Nie. – Odparłam stanowczo.
Westchnął zrezygnowany i odgarnął swoje włosy.
- Mój ojciec też ma na imię Harry. Zmieniłem imię, bo chciałem mieć z nim jak najmniej wspólnego. Nienawidzę go. - Czułam jak cały się spina, a dłonie zaciska w pięści. - Myślę, że gdybym go zobaczył, zabiłbym go gołymi rękoma. Za to co zrobił mamie, Gemmie i mi. Ten bydlak nie powinien żyć. Jebany skurwiel... – Uciszyłam go kładąc palec na jego nabrzmiałych ustach.
- A ten wiek? Nie zdałeś?
- Szczerze to nie miałem kiedy nie zdać, bo rzadko chodziłem do szkoły. – Zaśmiał się smutno. – Sam nie wiem. Jakoś tak wyszło. – Wzruszył ramionami. – Przepraszam. – Wyszeptał. – I dziękuję, że zostałaś.
Pocałowałam go, a on odwzajemnił pocałunek.
- Jak twoja ręka? – Całkowicie o niej zapomniałam.
Uniósł ją sam ciekawy jak to wygląda. Materiał był przesiąknięty, ale na szczęście krwawienie ustało.
Podniosłam się, odkrywając nas aby mieć lepszy dostęp do rany i powoli odsłoniłam szramę.
- Masz jakąś apteczkę?
- W łazience. – Odparł.
Wstałam z łóżka i poszłam do toalety. Po znalezieniu czerwonego pudełka, wróciłam do chłopaka i zapaliłam lampkę nocną. Usiadłam na nim w rozkroku. Położyłam na kolanach mały ręcznik i polałam ranę wodą utlenioną. Trochę się pieniło, ale nie było aż tak źle. Marcel skrzywił się z bólu. Po chwili powtórzyłam czynność.
- Długo będziesz mnie jeszcze torturować? – Wyszeptał.
- Jeśli będziesz się jeszcze bardziej wiercić to tak. - Odparłam, a on westchnął bezradnie.
Przetarłam ranę sucha gazą i obwinęłam bandażem, ostatecznie związując końce na pęczek. Położyłam apteczkę na szafce i po zgaszeniu światła wtuliłam się w Marcela, plącząc nasze nogi i odpływając w głęboki sen.
*Kilka dni później*
Po zrobieniu mocnego makijażu oczu, nałożyłam warstwę różowego błyszczyku na usta i wyszłam z łazienki. Marcel stał przed lustrem i próbował zawiązać krawat. Gdy jego wzrok spotkał się z moim w lustrze, irytacja w jego oczach zmieniła się na podziw i pożądanie. Odwrócił się i wolnym, seksownym krokiem podszedł do mnie.
- Wyglądasz… Nieziemsko. – Położył dłonie na moich biodrach i spojrzał na mnie z góry. Pomimo wysokich szpilek nadal przewyższał mnie wzrostem. – A ten dekolt… - Jęknął. - Rezerwuję sobie z tobą pierwszy taniec. - Wymruczał.
Pochylił się, łaskocząc mnie swoimi włosami i złożył pocałunek pomiędzy moimi piersiami. Miałam na sobie czarną sukienkę sięgającą przed połowę uda i z dekoltem w kształcie litery V kończącym się na linii pod piersiami. – Pięknie pachniesz. – Dokończył zaciągając się moim zapachem, a ja zachichotałam.
Podniósł swoją twarz na wysokość mojej i złożył na moich ustach krótki pocałunek.
- Pomożesz mi z krawatem? Męczę się od 5 minut. – Westchnął zrezygnowany.
Sięgnęłam do jego szyi i kilkoma ruchami zawiązałam krawat, dociągając go do kołnierzyka.
- Dziękuję. – Odparł i ponownie musnął moje usta. – Gotowa?
- Tak. Jeszcze tylko płaszcz i możemy iść. – Uśmiechnęłam się.
Zajrzałam do szafy i zdjęłam z wieszaka okrycie, od razu je na siebie zakładając. Marcel podał mi rękę i po wyjściu z domu, pojechaliśmy do szkoły.
Sala w której miał odbyć się bal była przepięknie udekorowana. Okrągłe stoły ustawione były na połowie sali i pomimo ich sporej ilości, pomiędzy nimi zachowana była idealna odległość aby móc swobodnie się poruszać. Na każdym z nich ustawiona była czarna i biała zastawa, na talerzach znajdowały się czerwone karteczki z imieniem i nazwiskiem, a w samym centrum stołów znajdowały się małe bukieciki, do których przywiązano balony w kształcie serc. W miejscu dla orkiestry również nie szczędzono dekoracji, a przy wejściu stały dwa ogromne wazony wypełnione czerwonymi różami. Na sali było już sporo osób, a kreacje były przeróżne. U dziewczyn od skromnych sukienek, ledwo zakrywających tyłek do długich sukni wieczorowych, najczęściej czarne lub w przeróżnych odcieniach czerwieni. Chłopcy natomiast proste czarne, grafitowe lub granatowe garnitury z muchami lub krawatami pod szyją. Udaliśmy się w głąb pomieszczenia w poszukiwaniu naszych miejsc.
- Lily! – Usłyszałam wołanie.
Odwróciłam się i spojrzałam na Zayna, który podążał w naszym kierunku. Miał na sobie elegancki czarny garnitur i śnieżnobiałą koszulę. Na nogach czarne, krótkie martensy a zamiast zwykłego krawatu bandana. Uwielbiam jego styl i to jak wspaniale potrafi łączyć elegancje ze stylem bad boya. Marcel puścił moją dłoń, pozwalając przytulić się do mulata, który od razu zamknął mnie w mocnym uścisku.
- Hej. – Odparłam szczęśliwa.
- Cześć. Ślicznie wyglądasz. – Odparł odsuwając mnie od siebie i lustrując ponownie od dołu do góry, zatrzymując się na dekolcie i oblizując przy tym dolną wargę. Skrzyżowałam ręce na piersiach zasłaniając mu widok, a on ściągną brwi na co się zaśmiałam.
- Rezerwuje sobie z tobą pierwszy taniec. - Odparł po chwili.
- Przykro mi Zayn, ale Marcel cię wyprzedził. - Uśmiechnęłam się spoglądając na chłopaka.
Marcel uśmiechnął się pod nosem i wzruszył ramionami. Zayn przywitał się z nim i przybliżył się do mnie.
- No to drugi. - Wyszeptał mi do ucha.
- Dobrze. Będę pamiętać. - Zaśmiałam się. - Wiesz może gdzie mamy miejsca?
- Tak. Chodźcie, zaprowadzę was. - Odparł mulat i skierowaliśmy się za nim do naszego stolika
***
Zmęczona, zdyszana i po przepchaniu się przez tłum w końcu dotarłam do naszego stolika. Po chwili dotarł do niego również Marcel, z którym przed chwilą tańczyłam.
- Nie wiedziałam, że jesteś aż tak dobry. - Odparłam nadal szybko łapiąc powietrze.
- Ja też. - Zaśmiał się.
Loki opadły mu na czoło, więc wyciągnęłam dłoń i odgarnęłam je do tyłu. Pociągnął mnie za rękę, zmuszając do wstania i posadził na swoich kolanach. Przysunął mnie do siebie tak, że nasze ciała prawie się dotykały a na kobiecości czułam jego pokaźną erekcję. Przygryzłam wargę i spojrzałam na niego.
- To przez to twój tyłek, którym przez cały utwór się o mnie ocierałaś. - Jego głos był niski i przepełniony pożądaniem.
- Może coś z tym zrobimy? - Wyszeptałam, przygryzając płatek jego ucha.
- Stoi mi od momentu jak zobaczyłem cię w tej sukience w domu, więc nie mam nic przeciwko.
- Okey. - Wstałam z niego, a on zaraz za mną. - Ale najpierw pójdziemy się przewietrzyć. - Odparłam.
Na moje słowa jęknął, a ja zaśmiałam się ciągnąc go za sobą w stronę wyjścia. Aby móc odetchnąć świeżym powietrzem musieliśmy przejść kilkanaście metrów w stronę szkolnego parku. Gdy uwolniliśmy się w końcu od dymu papierosowego, usiedliśmy na ławce. Po alejkach spacerowało sporo osób, którzy tak jak my postanowili odpocząć od głośnej muzyki. Po kilku minutach siedzenia zrobiło mi się zimno, więc opatuliłam się płaszczem, a Marcel przyciągnął mnie do siebie.
- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy... - Do moich uszu dobiegł głos, który tak dobrze znałam.
Marcel i ja spojrzeliśmy za siebie niemal jednocześnie, po czym ponownie zwróciliśmy wzrok ku sobie, patrząc na siebie z niedowierzaniem.
Czy Niall nie powinien być przypadkiem w więzieniu?
Zabrałam dłoń z klamki i podeszłam do niego. Szkło, metal, drewno. Wszystko co leżało na podłodze, trzeszczało z każdym krokiem. Nie czekając ani chwili dłużej, złączyłam nasze usta w pocałunku. Położyłam swoje dłonie na jego ramionach i splotłam je za szyją. Swoimi dużymi dłońmi podążył w dół pleców, ostatecznie zatrzymując się na pośladkach, aby mnie unieść i pozwolić, abym plotła się nogami wokół jego pasa. Podszedł do biurka i posadził mnie na blacie. Z początku muskał moje usta, ale po chwili pocałunki stały się wręcz desperackie. W moim podbrzuszu pożądanie rosło w zawrotnym tempie. Przeniósł dłonie na moje uda i podwinął materiał spódniczki, mając łatwiejszy dostęp do mojej bielizny, której po chwili pozbył się szybkim ruchem i rzucił na podłogę. Ponownie wrócił do moich ust, a ja położyłam dłonie na jego obojczykach i powoli sunęłam w dół po cienkim materiale, czując wszystkie jego mięśnie, które spinały się z każdym, nawet najmniejszym ruchem. Rozpięłam guziki jego spodni, by chwilę później zsunąć je z bioder. Palcami przejechałam po twardej erekcji, okrytej jednie cienkim materiałem bokserek, a on wciągnął powietrze. Przerwał pocałunek i zsunął bokserki uwalniając gotowego penisa i pociągnął mnie za nogi, rozszerzając je przy tym na tyle ile mu pozwalały, w efekcie czego siedziałam na samej krawędzi biurka. Położył dłonie na moich biodrach i przysunął się tak, że czułam jego główkę przy swoim wejściu.
- Dlaczego to zrobiłeś? – Zapytałam wplątując palce w jego loki.
- Nie teraz. – Odparł i powoli wsunął się we mnie, tłumiąc mój jęk soczystym pocałunkiem.
Przytuliłam go do siebie jeszcze mocniej, zaciągając się jego wspaniałym zapachem. Poruszał rytmicznie biodrami, wchodząc we mnie coraz głębiej.
- Marcel! – Krzyknęłam gdy uderzył w mój najczulszy punkt, mierząc się jednocześnie z falą ogromnej przyjemności. – O mój boże. – Wydyszałam.
Po kilku ruchach doszedł również on, drżąc i wlewając we mnie swoje nasienie. Gdy ochłonął, uniósł mnie z blatu zmuszając abym oplotła się nogami wokół jego pasa. Objęłam go i zmęczona położyłam głowę na jego ramieniu. Po cichu otworzył drzwi i poszedł do niegdyś mojego pokoju, kładąc mnie na łóżku. Wyszedł ze mnie, na co lekko się skrzywiłam.
- Zaraz przyjdę. – Wyszeptał i pocałował mnie w czoło.
- Wróć do mnie za chwilę, a nie za 4 godziny. – Wymamrotałam.
Uśmiechnął się do mnie przepraszająco i wyszedł z pokoju. Powieki miałam coraz cięższe, ale robiłam wszystko żeby nie zasnąć, aż do powrotu chłopaka. Na szczęście po kilku minutach wrócił.
- Ten widok jest kuszący. – Wymruczał a ja zdałam sobie sprawę, że spódniczka podwinięta była nad same biodra. Próbowałam ją obciągnąć, ale bez skutku.
- Ktoś tu jest bardzo zmęczony. - Zaśmiał się chłopak. - Pomogę ci.
Położyłam ręce w wzdłuż ciała, nie mając siły nawet mu podziękować. Byłam wyczerpana zarówno wszystkimi informacjami, jak i czterema orgazmami, które dzisiaj przeżyłam. Marcel usiadł na łóżku i unosząc moje biodra, wygładził materiał na moim ciele. Położył się obok mnie, przyciągnął do swojego ciepłego torsu i przykrył kołdrą.
- Powiesz mi? – Zapytałam, obracając się w jego objęciach.
- Jesteś zmęczona. Śpij.
- Nie. – Odparłam stanowczo.
Westchnął zrezygnowany i odgarnął swoje włosy.
- Mój ojciec też ma na imię Harry. Zmieniłem imię, bo chciałem mieć z nim jak najmniej wspólnego. Nienawidzę go. - Czułam jak cały się spina, a dłonie zaciska w pięści. - Myślę, że gdybym go zobaczył, zabiłbym go gołymi rękoma. Za to co zrobił mamie, Gemmie i mi. Ten bydlak nie powinien żyć. Jebany skurwiel... – Uciszyłam go kładąc palec na jego nabrzmiałych ustach.
- A ten wiek? Nie zdałeś?
- Szczerze to nie miałem kiedy nie zdać, bo rzadko chodziłem do szkoły. – Zaśmiał się smutno. – Sam nie wiem. Jakoś tak wyszło. – Wzruszył ramionami. – Przepraszam. – Wyszeptał. – I dziękuję, że zostałaś.
Pocałowałam go, a on odwzajemnił pocałunek.
- Jak twoja ręka? – Całkowicie o niej zapomniałam.
Uniósł ją sam ciekawy jak to wygląda. Materiał był przesiąknięty, ale na szczęście krwawienie ustało.
Podniosłam się, odkrywając nas aby mieć lepszy dostęp do rany i powoli odsłoniłam szramę.
- Masz jakąś apteczkę?
- W łazience. – Odparł.
Wstałam z łóżka i poszłam do toalety. Po znalezieniu czerwonego pudełka, wróciłam do chłopaka i zapaliłam lampkę nocną. Usiadłam na nim w rozkroku. Położyłam na kolanach mały ręcznik i polałam ranę wodą utlenioną. Trochę się pieniło, ale nie było aż tak źle. Marcel skrzywił się z bólu. Po chwili powtórzyłam czynność.
- Długo będziesz mnie jeszcze torturować? – Wyszeptał.
- Jeśli będziesz się jeszcze bardziej wiercić to tak. - Odparłam, a on westchnął bezradnie.
Przetarłam ranę sucha gazą i obwinęłam bandażem, ostatecznie związując końce na pęczek. Położyłam apteczkę na szafce i po zgaszeniu światła wtuliłam się w Marcela, plącząc nasze nogi i odpływając w głęboki sen.
*Kilka dni później*
Po zrobieniu mocnego makijażu oczu, nałożyłam warstwę różowego błyszczyku na usta i wyszłam z łazienki. Marcel stał przed lustrem i próbował zawiązać krawat. Gdy jego wzrok spotkał się z moim w lustrze, irytacja w jego oczach zmieniła się na podziw i pożądanie. Odwrócił się i wolnym, seksownym krokiem podszedł do mnie.
- Wyglądasz… Nieziemsko. – Położył dłonie na moich biodrach i spojrzał na mnie z góry. Pomimo wysokich szpilek nadal przewyższał mnie wzrostem. – A ten dekolt… - Jęknął. - Rezerwuję sobie z tobą pierwszy taniec. - Wymruczał.
Pochylił się, łaskocząc mnie swoimi włosami i złożył pocałunek pomiędzy moimi piersiami. Miałam na sobie czarną sukienkę sięgającą przed połowę uda i z dekoltem w kształcie litery V kończącym się na linii pod piersiami. – Pięknie pachniesz. – Dokończył zaciągając się moim zapachem, a ja zachichotałam.
Podniósł swoją twarz na wysokość mojej i złożył na moich ustach krótki pocałunek.
- Pomożesz mi z krawatem? Męczę się od 5 minut. – Westchnął zrezygnowany.
Sięgnęłam do jego szyi i kilkoma ruchami zawiązałam krawat, dociągając go do kołnierzyka.
- Dziękuję. – Odparł i ponownie musnął moje usta. – Gotowa?
- Tak. Jeszcze tylko płaszcz i możemy iść. – Uśmiechnęłam się.
Zajrzałam do szafy i zdjęłam z wieszaka okrycie, od razu je na siebie zakładając. Marcel podał mi rękę i po wyjściu z domu, pojechaliśmy do szkoły.
Sala w której miał odbyć się bal była przepięknie udekorowana. Okrągłe stoły ustawione były na połowie sali i pomimo ich sporej ilości, pomiędzy nimi zachowana była idealna odległość aby móc swobodnie się poruszać. Na każdym z nich ustawiona była czarna i biała zastawa, na talerzach znajdowały się czerwone karteczki z imieniem i nazwiskiem, a w samym centrum stołów znajdowały się małe bukieciki, do których przywiązano balony w kształcie serc. W miejscu dla orkiestry również nie szczędzono dekoracji, a przy wejściu stały dwa ogromne wazony wypełnione czerwonymi różami. Na sali było już sporo osób, a kreacje były przeróżne. U dziewczyn od skromnych sukienek, ledwo zakrywających tyłek do długich sukni wieczorowych, najczęściej czarne lub w przeróżnych odcieniach czerwieni. Chłopcy natomiast proste czarne, grafitowe lub granatowe garnitury z muchami lub krawatami pod szyją. Udaliśmy się w głąb pomieszczenia w poszukiwaniu naszych miejsc.
- Lily! – Usłyszałam wołanie.
Odwróciłam się i spojrzałam na Zayna, który podążał w naszym kierunku. Miał na sobie elegancki czarny garnitur i śnieżnobiałą koszulę. Na nogach czarne, krótkie martensy a zamiast zwykłego krawatu bandana. Uwielbiam jego styl i to jak wspaniale potrafi łączyć elegancje ze stylem bad boya. Marcel puścił moją dłoń, pozwalając przytulić się do mulata, który od razu zamknął mnie w mocnym uścisku.
- Hej. – Odparłam szczęśliwa.
- Cześć. Ślicznie wyglądasz. – Odparł odsuwając mnie od siebie i lustrując ponownie od dołu do góry, zatrzymując się na dekolcie i oblizując przy tym dolną wargę. Skrzyżowałam ręce na piersiach zasłaniając mu widok, a on ściągną brwi na co się zaśmiałam.
- Rezerwuje sobie z tobą pierwszy taniec. - Odparł po chwili.
- Przykro mi Zayn, ale Marcel cię wyprzedził. - Uśmiechnęłam się spoglądając na chłopaka.
Marcel uśmiechnął się pod nosem i wzruszył ramionami. Zayn przywitał się z nim i przybliżył się do mnie.
- No to drugi. - Wyszeptał mi do ucha.
- Dobrze. Będę pamiętać. - Zaśmiałam się. - Wiesz może gdzie mamy miejsca?
- Tak. Chodźcie, zaprowadzę was. - Odparł mulat i skierowaliśmy się za nim do naszego stolika
***
Zmęczona, zdyszana i po przepchaniu się przez tłum w końcu dotarłam do naszego stolika. Po chwili dotarł do niego również Marcel, z którym przed chwilą tańczyłam.
- Nie wiedziałam, że jesteś aż tak dobry. - Odparłam nadal szybko łapiąc powietrze.
- Ja też. - Zaśmiał się.
Loki opadły mu na czoło, więc wyciągnęłam dłoń i odgarnęłam je do tyłu. Pociągnął mnie za rękę, zmuszając do wstania i posadził na swoich kolanach. Przysunął mnie do siebie tak, że nasze ciała prawie się dotykały a na kobiecości czułam jego pokaźną erekcję. Przygryzłam wargę i spojrzałam na niego.
- To przez to twój tyłek, którym przez cały utwór się o mnie ocierałaś. - Jego głos był niski i przepełniony pożądaniem.
- Może coś z tym zrobimy? - Wyszeptałam, przygryzając płatek jego ucha.
- Stoi mi od momentu jak zobaczyłem cię w tej sukience w domu, więc nie mam nic przeciwko.
- Okey. - Wstałam z niego, a on zaraz za mną. - Ale najpierw pójdziemy się przewietrzyć. - Odparłam.
Na moje słowa jęknął, a ja zaśmiałam się ciągnąc go za sobą w stronę wyjścia. Aby móc odetchnąć świeżym powietrzem musieliśmy przejść kilkanaście metrów w stronę szkolnego parku. Gdy uwolniliśmy się w końcu od dymu papierosowego, usiedliśmy na ławce. Po alejkach spacerowało sporo osób, którzy tak jak my postanowili odpocząć od głośnej muzyki. Po kilku minutach siedzenia zrobiło mi się zimno, więc opatuliłam się płaszczem, a Marcel przyciągnął mnie do siebie.
- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy... - Do moich uszu dobiegł głos, który tak dobrze znałam.
Marcel i ja spojrzeliśmy za siebie niemal jednocześnie, po czym ponownie zwróciliśmy wzrok ku sobie, patrząc na siebie z niedowierzaniem.
Czy Niall nie powinien być przypadkiem w więzieniu?
Lily postanowiła zostać z Marcelem, ale jakim sposobem i w jakiej sprawie na balu pojawił się Niall? Rozdział 27 za 32 komentarze. ;*
Cieszę się, że udało mi się dzisiaj znaleźć chwilę wytchnienia i dokończyć dla Was rozdział. Dziękuję również za cierpliwość oraz za wsparcie i wspaniałe komentarze. ♥
♥ Kocham Was ♥
Ola xx