piątek, 30 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 16

Po pięciu minutach stania pod drzwiami w końcu odważyłam się zapukać. Deszcz zagłuszał wszystko co działo się w domu. Znów pogrążyłam się w zamyśleniu, jednak nie na długo. Drzwi otworzyły się. Stał w nich Marcel, ale gdy mnie zobaczył od razu je zamknął.
- Marcel. Otwórz. Nie musimy się już spotykać. Jeśli chcesz zniknę z twojego życia raz na zawsze. Chcę tylko ci wszystko wytłumaczyć. Proszę, wysłuchaj mnie.
Czekałam i czekałam. Po drugiej stronie panowała cisza. W końcu drzwi ponownie otworzyły się, a ja odetchnęłam z ulgą.

I przez cały ten czas wstrzymywałam oddech.

Weszłam do środka i spojrzałam na chłopaka. On jednak tylko przelotnie na mnie zerknął i skierował się do siebie. Podążyłam za nim i w końcu znaleźliśmy się u niego. W pokoju panował półmrok. Na łóżku był lekki bałagan, podobnie jak na biurku. Usiadł na materacu i bawił się swoimi palcami.
- Mogę? – Zapytałam chcąc przewiesić kurtkę przez oparcie fotela.
Spojrzał na mnie i kiwnął głową. Gdy odwiesiłam okrycie i stanęłam obok biurka. Wolałabym siedzieć obok niego na łóżku, ale pewnie nie życzyłby sobie tego.
- No więc? – Odparł z wyczuwalną niecierpliwością w głosie.
- No wiec… - Westchnęłam. – Znowu wszystko zawaliłam. Nie panowałam nad sobą gdy Zayn zaczął mnie całować. Jest tak za każdym razem.
- Za każdym razem? – Wykrztusił.
W jego oczach czaiło się niedowierzanie.
- Tak, ale to nie to co myślisz. Spaliśmy ze sobą dwa, może trzy razy. Po prostu nie potrafię sobie radzić z problemami…
- I dlatego za każdym razem włazisz Zaynowi do łózka. – Wtrącił zirytowany.
- Nie. To znaczy… Ugh. On też tego chciał. Kocha mnie, ale…
- To skoro on kocha ciebie a ty jego, to po co zawracasz sobie głowę mną? Uwierz mi. Nie było mi łatwo gdy dowiedziałem się o tym, że to ty kazałaś Niallowi mnie pobić. A potem, że spałaś z Zaynem. Myślałem, że moje gorsze dni w końcu się skończyły. Gdy wczoraj ode mnie wyszłaś, pierwszy raz od 4 lat nie miałem potrzeby się ciąć. Ale dzisiaj rano… Mój szczęśliwy czas znowu się zakończył. Bo najwyraźniej ten pocałunek nic dla ciebie nie znaczył i wolałaś pieprzyć się z Zaynem.
- Nie kocham go. Poza tym nie wiesz co czułam gdy się całowaliśmy.
- Może nic nie czułaś. - Znowu mi przerwał.
- Przestań do cholery! Zależy mi na tobie, ale ty tego nie rozumiesz.
- Gdyby ci zależało, nie uprawiałabyś seksu z Malikiem! – Krzyknął stając przede mną. – Zawróciłaś mi w głowie już pierwszego dnia w tej cholernej szkole! Było fajnie. Ale jakoś potem zaczęło się sypać. Bo co? Chciałaś wiedzieć więcej, ale ja nie chciałem ci nic powiedzieć. Naprawdę nie było mi łatwo. Chciałem ci się zwierzyć, ale nie byłem jeszcze na to gotowy. Gdybyś miała takie gówniane życie jak ja, wiedziałabyś co to znaczy. Nie wiesz co to jest prawdziwy ból i cierpienie, bo nie miałaś okazji tego doświadczyć. Nie życzę ci niczego złego. Ale irytuje mnie twoje zachowanie bo... Po prostu zachowałaś się jak dziwka. – Wydusił.
Ręce miał zaciśnięte w pięści, a w oczach szkliły się łzy. Podobnie jak po chwili w moich. Gdy wypłynęły, zakryłam ręką usta, powoli przetwarzając wszystkie informacje, które właśnie usłyszałam. Po raz kolejny usłyszałam dzisiaj, że zachowuję się jak szmata. Ale niestety wszyscy mają rację. Opierałam się o biurko, z zawieszonym wzrokiem w podłodze. Spojrzałam spod rzęs na chłopaka. Szczękę miał zaciśniętą, a wzrok nieobecny, jakby analizując swoje słowa. Przez jego twarz przepływały różne uczucia. Po chwili otworzył usta i spojrzał na mnie.
- Lily, przepraszam cię. Wiesz, że mam problem z panowaniem nad sobą i nad tym co mówię. Ja… Ja tak nie uważam.
- Nie Marcel. Masz rację. Zachowuje się jak dziwka. Może powinnam jechać do lasu i jakoś to wykorzystać.
- Ej, przestań. – Podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona. – Nie mów tak. Owszem, twoje zachowanie było ostatnio bezmyślne. Dość często. Ale to nie powód, żeby oceniać siebie aż tak nisko. Wczoraj powiedziałaś mi, że popełniasz błędy. Masz rację, bo każdy je popełnia. Niektórzy częściej, inni rzadziej. Ale naszym obowiązkiem jest uczyć się na błędach i więcej ich nie robić. Mam nadzieję, że zrozumiesz sens tych słów. Nie chcę, abyś znów zrobiła coś głupiego, bo cierpisz wtedy i ty i ja. Obiecaj mi to. Nie chcemy ponownego smutku, bo mi też na tobie zależy. Bez względu na wszystko. – Odparł i przyciągnął mnie do siebie.
Nic z tego nie rozumiem. Parę minut temu myślałam, że mnie nienawidził, a teraz? Głos miał spokojny, a jego gest przytulenia całkowicie mnie zaskoczył. Zawiesiłam ręce na jego szyi i przyciągnęłam go do siebie jeszcze mocniej.
- Dziękuję. I Obiecuję. – Wyszeptałam.
- Również dziękuję. – Odparł i czułam, że się uśmiecha.
Trwaliśmy w tej pozycji kilka długich, ale wspaniałych minut.
- Napijesz cię czegoś? – Zapytał odsuwając się. - Mam wodę, sok, herbatę, kawę. Chyba. – Zaśmiał się.
Również zachichotałam.
- Może być sok.
- Okey. To zaraz wracam. Rozgość się. I przepraszam za ten bałagan.
- Spoko. – Odparłam uspokajająco.
Marcel uśmiechnął się i wyszedł z pokoju. Obróciłam się w stronę łóżka. Wygładziłam kołdrę i położyłam się. Drzwi cicho zaskrzypiały, gdy chłopak wrócił.
- Nie za wygodnie? – Rzucił podając mi szklankę.
- Idealnie. Dziękuję. – Uśmiechnęłam się i upiłam łyk pomarańczowej cieczy.
Marcel odstawił moja szklankę i usiadł obok. Patrzyliśmy się na siebie w przyjemnej ciszy.
- Masz łaskotki? - Zapytał po chwili.
- Mhm. – Potwierdziłam niepewnie.
Uśmiechnął się pod nosem i gdy odstawił szklankę wskoczył na łóżko. Rozpoczynając słodką torturę, łaskocze mnie bezlitośnie pod żebrami, a ja piszczę, chichoczę i wije się pod nim. W końcu chwytam go za nadgarstek, próbując powstrzymać, ale na próżno. Łaskocze mnie z jeszcze szerszym uśmiechem i większą siłą.
- Nie! Przestań! – Wołam, ale nic z tego. – Marcel! – Protestuję ze śmiechem. Rzucam głową na boki, cały czas próbując wywinąć się spod niego, chichocząc i odpychając jego ręce, ale on nie odpuszcza.
- Marcel, przestań! – Błagam z uśmiechem i w końcu spełnia moja prośbę.
Chwyta moje dłonie, którymi jeszcze chwile temu odpychałam jego i położył je po obu stronach mojej głowy, przytrzymując je swoimi i wisząc nade mną. Oboje ciężko dyszymy, łapiąc powietrze. Patrzy na mnie z… Radością? Ciekawością? Pożądaniem? Co za spojrzenie!
- Jesteś śliczna. - Wyrzucił z siebie.
Wpatruję się w jego zielone oczy, a on nie spuszcza ze mnie wzroku, skanując moją twarz centymetr po centymetrze, jakby widział mnie po raz pierwszy. Zamykając oczy, pochylił się nade mną i pocałował mnie w usta. Puścił moje dłonie i wplótł palce we włosy. Robiąc to samo, czułam jak powoli zalewa mnie fala pożądania. Nagle nasz pocałunek się zmienił. Z delikatnego i subtelnego muskania warg, przerodził się w zmysłowy, głęboki i zdecydowany pocałunek. Moje mięśnie spięły się słodko. Przeniósł swoje dłonie na moją talię i ścisnął mnie aby otrzymać dostęp do wnętrza moich ust. Nasze języki plączą i otulają się wzajemnie. Jęczę w jego usta z powodu ogarniającej mnie coraz większej przyjemności. Przygryza moją wargę i muska słodko i czule jeszcze kilka razy moje usta. Nasze oddechy są ciężkie i szybkie. Położył się na mnie i wtulił twarz w zagłębienie szyi.
- Co to? - Zapytał unosząc się.
Przejechał opuszkami palców po mojej skórze i spojrzał na mnie.
- To Zayn prawda? Zrobił ci to wczoraj jak się pieprzyliście? - Wyjąkał, a ja wiedziałam, że chodzi o malinkę.
Wstał ze mnie gwałtownie i podszedł do biurka, zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować.
- To nie Zayn. - Odparłam siadając na materacu. - Niall dzisiaj u nas był.
- Oh. Jeszcze lepiej! - Spojrzał na mnie poirytowany. - Wiesz co Lily...
- On chciał mnie zgwałcić. - Wtrąciłam.
Jego wyraz twarzy od razu się zmienił.
- Nie zrobił tego prawda? - Odparł z troską w głosie.
- Nie. - Szepnęłam.
- Oh Lily. - Podszedł do mnie i wziął mnie na kolana. - Zrobił ci coś jeszcze?
- Pobił mnie. W uda.
Nic więcej nie mówił. Przytulił mnie do siebie i kołysał uspokajająco. Trwaliśmy w takiej pozycji kilka minut.
- Zadziwiają mnie twoje nagłe zmiany nastrojów. - Powiedziałam po chwili.
- Jestem niestabilny emocjonalnie i często mam huśtawki nastrojów. Stwierdzono to klinicznie.
Zachichotałam
- No co? - Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
- Nic, po prostu śmiesznie to brzmi. - Zaśmiałam się, a on dołączył do mnie.

***

- Będę się zbierać. - Odparłam niechętnie, bo bardzo wygodnie leżało mi się w jego objęciach. Gdy chciałam się unieść, przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej.
- Dlaczego?
- Jest późno. Nie chcę ci przeszkadzać. Poza tym muszę jeszcze znaleźć jakiś nocleg.
- Jak to? Nie masz gdzie mieszkać? - Zapytał zaskoczony.
- Wyprowadziłam się od chłopaków. Męczyło mnie mieszkanie tam. A u mnie jeszcze przez miesiąc będzie trwał remont.
Zawiesił wzrok w powietrzu, poważnie się nad czymś zastanawiając.
- Możesz przez ten czas zamieszkać u mnie.
- Nie, Marcel. Nie chcę wam przeszkadzać. Poradzę sobie.
- Nalegam. - Nie dawał za wygraną. - Nie chcę abyś szlajała się po jakiś brudnych motelach. Może u mnie nie jest jakoś na bogato, ale przynajmniej będę miał cię na oku. - Nie widziałam go, ale czułam, że się uśmiecha. - Na prawdę nie będziesz przeszkadzać. Babcia na pewno nie będzie miała nic przeciwko, a ja tym bardziej. Proszę.
- Okey. - Westchnęłam.
- Dziękuję. - Wyszeptał i ucałował mnie w czubek głowy.
Splótł nasze palce, całkowicie zasłaniając moje dłonie swoimi, a ja oparłam się z powrotem o jego ramię, pogrążając się w myślach dotyczących Marcela.

Chłopaka, w którym zakochiwałam się w niewiarygodnie szybkim tempie.
 

 
 
No i mamy kolejny rozdział! :D Dzisiaj zaczynam ferie, więc przez najbliższe dwa tygodnie będę miała więcej czasu na pisanie, co wiąże się z tym, że będziecie mogli szybciej spodziewać się postów. Oczywiście wszystko zależy od was i od waszych wspaniałych i motywujących komentarzy, za które dziękuję. ♥ Rozdział 17 za 29 komentarzy. ;*
 
♥ Luv ya ♥
Ola xx

wtorek, 27 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 15

Obudziłam się niechętnie, ale gorąco które mnie ogarniało robiło się trochę nieznośne. Przeciągnęłam się i poczułam w talii rękę chłopaka, a na biodrze jego erekcję. Lekko się uniosłam, powoli przypominając sobie wydarzenia z wczorajszego wieczoru. Rozejrzałam się po pokoju. Wszędzie leżały ciuchy, przy łóżku zużyta prezerwatywa. Zamarłam. Zakryłam usta dłonią.

Co ja najlepszego zrobiłam.

Zdjęłam z siebie rękę Zayna i wyszłam z łóżka, od razu ubierając bieliznę, a potem kolejne części garderoby. Jak ja mogłam. Możliwe, że gdy Marcel po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuł się szczęśliwy i zapomniał o gorszych dniach, ja zabawiałam się z Zaynem i jego fiutem. Zamyślona nie usłyszałam jak Malik wstał z łóżka i po chwili obejmował mnie w talii.
- Hej, mała. Gdzie się wybierasz. – Wymruczał sennym głosem, stojąc za mną zupełnie nagi.
- Zostaw mnie. – Warknęłam i strąciłam jego ręce.
- Ej, ej. Co się dzieje. – Odparł zaskoczony.
- A jak myślisz? Co się mogło stać? Całuję się z Marcelem, po czym się z tobą bzykam. Chyba nie na tym polega przyjaźń.
- To do kogo masz pretensje? – Parsknął.
- Zayn! Uwiodłeś mnie!
- Sama tego chciałaś. – Rzucił wciągając spodnie.
- Tak? Od kiedy? Sam wiesz, że zależy mi na Marcelu.
- To skoro tak ci na nim zależy, to mogłaś mnie zatrzymać. – Odparł niewzruszony.
- Próbowałam się odpychać. A ty co? Przyssałeś się do mnie jeszcze bardziej!
- Cóż. Tak czy siak jest już po fakcie. Chyba powinien poznać prawdę.
- Teraz jesteś taki mądry? Ciekawe jakbyś zareagował na jego miejscu.
- Pewnie użyłbym tych żyletek, które od niego przytachałaś.
- Oh.
- Oh. – Rzucił przekomarzając się ze mną.

Ale mi wcale nie jest do śmiechu.

- Dlaczego ty zawsze musisz wszystko popsuć?! – Krzyknęłam.
- Ja to zepsułem? O ile dobrze mi wiadomo to ty działasz na dwa fronty i nie możesz się zdecydować, kogo w końcu wybrać. To ty to psujesz. I jeśli dalej będziesz tak postępować, to zostaniesz sama. Nikt nie będzie miał ochoty słuchać twoich ciągłych przeprosin. I łaskawie nie wmawiaj mi, że to wyłącznie moja wina. Przyznaję się, że trochę przewinień w tym wszystkim należy również do mnie. I owszem, nie musiałem tego robić, ale sama wiesz co do ciebie czuje i jak na mnie działasz. Ale sama tego chciałaś. Nie czułem, żebyś wczoraj w jakikolwiek sposób sprzeciwiała się temu co robiliśmy. Więc dobrze ci radzę. Zastanów się nas swoim postepowaniem, zanim skrzywdzisz kogoś na tyle, że nie skończy się to szczęśliwie. – Odparł i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
I potem jeszcze raz wychodząc z domu. Wkurzył mnie, ale ma rację. To na siebie powinnam i jestem cholernie zła. Usiadłam na łóżku chowając twarz w dłonie. Złość natychmiast została zastąpiona żalem i bezsilnością, a z oczu wypłynęły pierwsze łzy. Mogę mieć pretensje wyłącznie do siebie.

***

Siedzę przy biurku już którąś godzinę z koleji, robiąc wszystko by zająć myśli czymś nie związanym z Zaynem lub Marcelem. I jak na razie nawet mi się udaje. Napisałam już opowiadanie z polskiego i przerobiłam chyba cały zbiór zadań z matmy, a mój mózg po tym wszystkim to jedna wielka miazga. Pogoda również nie pomaga w ogarnianiu myśli. Od samego rana pada, a na ulicy płyną już wielkie strumienie wody. Jeśli do wieczora deszcz się nie uspokoi, znowu czeka mnie kilkugodzinne wylewanie wody z piwnicy.
Poczułam wibracje telefonu i sięgnęłam po urządzenie do tylnej kieszeni moich spodni. Nie zerkając na wyświetlacz, odebrałam.
- Słucham?
- To prawda?
Z drugiej strony usłyszałam, pełen złości, ale jednocześnie smutku i żalu głos Marcela. Przeszyło mnie w samych kościach. On już wie.
- Marcel, to nie tak…
- A jak? Zaufałem ci. Nawet nie wiesz jak się cieszyłem gdy poczułem twoje usta i ciało przy moim. Ale ty po tym wszystkim uprawiasz seks ze swoim najlepszym przyjacielem. Nie wiem co w ciebie wstąpiło. Czułem się jak idiota gdy Zayn mi to powiedział. I również stwierdził, że twoje zachowanie nie jest fair. Naprawdę zastanów się co robisz. A najlepiej to daj sobie ze mną spokój. Myślę, że wtedy rozwiążą się twoje wszystkie problemy.
- Marcel… - Nie zdążyłam dokończyć bo w słuchawce nastąpiła głucha cisza, oznajmiająca zakończenie rozmowy.
W tym samym momencie, ktoś wszedł do domu. Z impetem wstałam z fotela i szybko wyszłam z pokoju. Mam z Zaynem trochę do pogadania. Gdy doszłam go kuchni, zderzyłam się z umięśnionym i wytatuowanym ciałem. I od razu wiedziałam do kogo należy. Śmierdział jeszcze trochę wódką ale to pewnie pozostałości, które wylały się z niego po roztrzaskaniu butelki. Pomimo pewnie mocnego uderzenia, rany nie wyglądały poważnie. Niepewnie spojrzałam na jego twarz i od razu obleciał mnie strach.
- N-niall? C-co ty tutaj robisz? – Odparłam drżącym głosem.
Powoli postępował w moja stronę, a ja odsuwałam się do tyłu. Dopóki nie natrafiłam na ścianę. Zbliżył się do mnie i palcem przesunął od ucha do moich ust.
- Przyszedłem do ciebie. – Jego głos był spokojny ale przepełniony groźbą.
Zadrżałam gdy cała jego dłoń przyległa do mojego policzka.
- Może porozmawiamy? N-napijesz się czegoś? – Odparłam najspokojniej jak potrafiłam, ale i tak całe moje ciało dygotało pod wpływem ogarniającego mnie strachu.
- Nie przyszedłem tu pić i rozmawiać. No chyba, że pod pojęciem rozmowy kryją się inne pojęcia np. zastraszanie, bicie i tak dalej. – Jego głos cały czas był złudnie spokojny.
Na jego słowa przeszedł mnie dreszcz. Wiem po co tu przyszedł. Zayn się nie mylił.
- Niall, proszę…
- O co mnie prosisz? – Błękit jego oczu coraz bardziej nade mną dominował.
- N-nie bij mnie. Proszę. - Wyjąkałam.
- A więc tego się boisz. Może muszę to wykorzystać?
Gdzieś głęboko powoli wzbierały łzy i robiłam wszystko aby nie znalazły ujścia. Nie mogę płakać. Nie teraz.
- Niall, c-co się z tobą stało? Zmieniłeś się.
- Ja się zmieniłem? To ty mnie zmieniłaś. Zdziro. – Zęby miał zaciśnięte, a jego ręka zniknęła z mojego policzka.
- Dlaczego… - Nie zdążyłam dokończyć, bo jego dłoń boleśnie uderzyła w moją skórę.
- To przez ciebie. Dlatego pragnę się teraz na tobie odegrać. – Rzucił i złapał mnie za włosy ciągnąc do pierwszego lepszego pokoju.
- Puść mnie! – Krzyknęłam, a ten szarpnął jeszcze bardziej.
Pomieszczenie do którego mnie zaciągnął stało puste. Trzymaliśmy w nim pudła i przy ścianie stało tylko małe łóżko. Rzucił mnie na materac i w tym czasie zamknął drzwi na klucz.
- Dam ci teraz nauczkę. Taką, że się nie pozbierasz. – Chwycił kawałek materiału który wystawał z pudła i przedarł go na cztery części.
Każdą z nich przywiązał moje nogi i ręce do rogów łóżka. Gdy pochylał się nade mną zauważyłam czerwone kropeczki na jego ramieniu. Czy on ćpa?! Szybko zorientował się, że wpatruję się w jego ranki, więc od razu zganił mnie mocnym uderzeniem w twarz.
- Zabawimy się. Nie obchodzi mnie czy tego chcesz czy nie. – Sięgnął po nóż i przeciął moje jeansy.
Po chwili leżałam przed nim jedynie w bieliźnie i T-shircie, który podwinął aż pod moje piersi. Położył się na mnie, a na udzie poczułam jego erekcję. Nie, nie, nie. Błagam.
- Niall, czemu to robisz? – Powiedziałam, ze łzami w oczach.
- Bo mogę. – Wydukał.
- Jesteś chujem. – Rzuciłam, a on ponownie mnie uderzył.
- Tak się bawimy? Mała suko?
Podniósł się ze mnie i zdjął swoje spodnie. Wrócił do poprzedniej pozycji, a jego twarz znajdowała się kilka centymetrów od mojej. Zaczęłam się wierzgać gdy przyssał się do mojej skóry na szyi.
- Niall! Przestań do cholery! – Krzyczałam, ale jego to nie powstrzymywało.
Przygryzł skórę zębami, a potem ponownie zaczął ją ssać. Chciałam go z siebie zrzucić, ale bez pomocy rąk jest to nie możliwe.
- Teraz jesteś moja. – Warknął kończąc dmuchnięciem w skórę. – Ale to dopiero początek. – Wyszeptał.
I gdy chciał zdjąć bokserki ktoś zaczął szarpać za klamkę.
- Lily? Co się dzieje? – Usłyszałam zza drewnianej powłoki głos Louisa.
- Niall tu jest! – Krzyknęłam rozpaczliwym głosem.
Blondyn zgromił mnie wzrokiem, uderzył i poszedł otworzyć drzwi. Wychylił jedynie głowę.
- Niall? Co tu robisz?
- Wyjaśniamy z Lily kilka spraw.
- Louis on chce mnie zgwałcić! – Przerwałam im spokojną pogawędkę.
Niall zamarł i zesztywniał. Obrócił się w moja stronę i szybkim krokiem podszedł do mnie, rzucając się na mnie z pięściami. Zaczął bić mnie po nogach, a ja wręcz wyłam z bólu. Łzy nieustannie wypływały z pod zamkniętych powiek. Słyszałam krzyk Louisa. Chyba nawet próbował go odciągnąć, ale ten wpadł w traumę i nawet nie drgnął. Jego pięści zderzały się z moimi udami z coraz większą siłą, a ból docierał aż do kości. Nagle chłopak zaprzestał ruchów i zaczął kiwać się na boki. Po chwili padł jak kłoda na podłogę tracąc przytomność. Louis stał obok ze strzykawką w dłoni. Nie czułam nóg, a ból był tak ogromny, że nie miałam nawet siły wydobyć z siebie słowa. Chłopak usiadł obok mnie i głaskał uspokajająco po włosach.
- Policja zaraz tu będzie, Lily. Zabierze go. – Odparł uwalniając moje kończyny z ciasnych węzłów. Od razu skuliłam się w kłębek i objęłam nogi. Nie minęło nawet kilka minut, a już były sine.
- Musisz się przejść. Zobaczyć czy nie połamał ci kości. Pomogę ci. – Wyciągnął do mnie rękę.
Niechętnie chwyciłam ją i prawie bez sił stanęłam obok łóżka. Moje nogi były jak z galarety i trzęsły się, ale jakimś cudem udało mi się postawić kilka kroków.
- Jest okey. Usiądź.
Tak też zrobiłam, a on zajął miejsce obok mnie i przytulił mnie. Nie miałam już czym płakać.

***

Parzyłam chwilę na odjeżdżający radiowóz, po czym skierowałam się do kuchni po szklankę wody. Usiadłam na stołku przy wyspie i powoli sączyłam zimną ciecz. Mój wzrok skierował się w stronę drzwi, którymi wszedł właśnie Zayn. Zdjął buty i rozejrzał się po pomieszczeniu, nie puszczając się futryny. Spojrzał na mnie i slalomem dotarł do kuchni.
- Na co czekasz? Na księcia z bajki? – Prychnął.
Był nieźle wstawiony i ledwo patrzył na oczy. Cały czas wpatrywał się we mnie przymglonymi alkoholem, ale nadal intensywnie brązowymi oczami.
- Niemrawa coś dzisiaj z ciebie istota. Wiesz… Lily… - Zaczął przeczesując pijacko swoje włosy. - Nie dziwię się że Niall cię zdradził. Jesteś bezmyślna i… Nie wiesz czego chcesz. Nie myślałaś o tym, że twoje zachowane jest… Dziwkarskie?
Bez słowa wstałam i wyszłam z kuchni. W wejściu stał Louis.
- Ej, nie przejmuj się nim. Jest pijany.
- Ma powody żeby tak myśleć. – Rzuciłam i poszłam do siebie.
Nie czekając ani chwili dłużej, sięgnęłam po walizkę i położyłam ją przed szafą. Nogi nadal cholernie mnie bolą, ale na szczęście mogę już normalnie się poruszać. Poukładałam wszystkie rzeczy w walizce, a resztę klamotów wrzuciłam do pudła.
- Wyjeżdżasz? – Usłyszałam głos Louisa.
Spojrzałam na niego. Na jego twarzy malowała się udręka.
- Tak. Przynajmniej na razie.
- Co miałaś na myśli mówiąc, że ma powody?
- Trochę namieszałam. Trochę bardzo. – Odparłam spuszczając wzrok na dłonie.
Podszedł bliżej i spojrzał na mnie. Dopięłam walizkę i chwyciłam za uchwyt, stawiając ją w pionie. Mój wzrok skrzyżował się z jego, pełnym ciekawości.
- Jeśli chcesz wiedzieć zapytaj Zayna jak wytrzeźwieje. Trochę jest do opowiadania, a aktualnie nie mam do tego głowy. I ochoty. Przepraszam.
- Okey, nie przejmuj się. Nie powinienem w ogóle się w to mieszać. Pomóc ci? – Zapytał pokazując na walizkę.
- Tak, dziękuję.
Chwycił mój bagaż, a ja zarzuciłam kurtkę, chwyciłam pudło i wyszłam zaraz za nim.
Wsadziliśmy wszystko do bagażnika mojego garbusa. Deszcz nieustanie padał, więc wróciliśmy do domu.
- Gdzie się zatrzymasz?
- Jeszcze nie wiem. Muszę czegoś poszukać. Albo pojadę do rodziców.
- Pamiętaj. Zawsze możesz tu wrócić. – Uśmiechnął się smutno.
- Dzięki. – Odparłam i przytuliłam go.
- Będzie nam ciebie brakowało. – Wyszeptał, odwzajemniając mój gest.
- Louis przecież, nie wyjeżdżam nie wiadomo gdzie. Będziemy się widywać w szkole. – Odparłam uspokajająco.
- No tak. Zapomniałem. – Zaśmiał się cicho. – Trzymaj się. I daj znać jak coś znajdziesz.
- Pewnie. – Uśmiechnęłam się i wyszłam z domu.
Wsiadłam do mojego niebieskiego autka i odpaliłam silnik. Teraz jeszcze tylko wyjaśnić wszystko Marcelowi.

I błagać go o wybaczenie.



 
No i mamy nowy rozdział! :D Lily czeka kolejna trudno rozmowa z Marcelem. Wszystko w rozdziale 16 za 27 komentarzy. ;*
 
Dziękuję Wam za ponad 7 000 wyświetleń oraz cudowne i motywujące komentarze. Bez Was nie byłoby tego bloga. Jeszcze raz wielkie dzięki. ♥ ;*
 
♥ Kocham Was ♥
Ola xx

niedziela, 25 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 14

- A twój ulubiony kolor? – Zapytałam po chwili.
- Zdecydowanie czarny.
- Naprawdę? Mój też. – Spojrzałam na niego, a na jego twarzy malował się piękny uśmiech.

Oh i te dołeczki.

Położyłam się z powrotem obok niego i zatrzymałam wzrok na białym suficie.
- Gdybym cię lepiej nie poznała, nigdy bym nie pomyślała, że twoim ulubionym kolorem będzie czarny. Zaskoczyłeś mnie gdy pierwszy raz cię zobaczyłam. Nie przypuszczałabym, że do tej szkoły przyjmą takiego ucznia jak ty.
- Jakiego? – Spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- No wiesz… Spokojnego i ułożonego. Mało u nas takich ludzi. Dlaczego nie chodzisz do szkoły tak jak po domu?
- Nie chcę się tak pokazywać. Nie lubię, wręcz nienawidzę swojego ciała. Jest brzydkie i oszpecone. Nie lubię wzroku innych na sobie, dlatego w ten sposób mniej wrzucam się w oczy.
- Zdecydowanie bardziej podoba mi się taka wersja ciebie. – Uśmiechnęłam się i  przygryzłam wargę.
Zaśmiał się cicho, cały czas wpatrując się we mnie zielonymi oczami.
- Dlaczego masz tyle tatuaży? – Musiałam zapytać. Zastanawiam się nad tym od momentu kiedy zobaczyłam go wtedy na treningu.
- To przez blizny. Robiłem i nadal staram się robić wszystko, żeby zapomnieć o ojcu. Chciałem przykryć wszystkie okaleczenia tatuażami. Zawsze marzyłem o jakimś wzorze. Pierwszy zrobiłem sobie na plecach, ale z czystej przyjemności. Nie miałem jeszcze wtedy tylu szram.
- Co przedstawia? – Przewróciłam się na bok i oparłam się na dłoni.
- Lwa. Symbolizował głowę rodziny. To było dnia gdy mogłem wyjść z domu. Jeden jedyny raz wypuścił mnie na cały dzień. A ponieważ chciałem tatuaż, poszedłem do studia i go zrobiłem. Musiałem podrobić podpis ojca bo miałem wtedy 14 lat. Cały dzień mi go robili. Ból był straszny. Chcieli rozłożyć jego wykonanie na kilka dni, ale nie miałem takiej możliwości, więc musiałem wytrzymać. Gdy wróciłem pod wieczór do domu, ledwie mogłem się ruszać. Ojciec od razu zauważył, że jest coś nie tak. Dopytywał się mnie o co chodzi i gdzie byłem. Zaczął mnie szarpać, ale nic mu nie powiedziałem. Dopiero następnego dnia gdy spałem, dostrzegł że mam coś na plecach. Najpierw wyciągnął mnie z pościeli i zobaczył tatuaż, a potem przywiązał mnie do łóżka i… To był pierwszy raz kiedy użył bicza. Trwało to i trwało. Bił mnie do póki cały tatuaż nie zniknął.

C-co? Jak to? To okropne.

- W sensie… Zrobił tyle nacięć, że nie było widać tatuażu. – Odpowiedział na moje niezadane pytanie. - Po tym jak powtarzał chłostę, tatuaż zniekształcał się coraz bardziej. Do dzisiaj to jeden, wielki zmasakrowany bazgroł. A reszta powstała po tym jak zamknęli ojca. Chciałem zakryć swoje poranione i posiniaczone ciało. Ale to tylko pogorszyło sprawę. Wszystko zaczęło się paprać, a później blizny zaczęły się rozłazić. W pewnym momencie było tak krytycznie, że chcieli mi przeszczepiać skórę. Na szczęście udało się ją uratować i jakoś uleczyć. Jedyne co to te cholerne plecy. – Zaklął pod nosem i zakrył twarz dłońmi.
Patrzyłam na niego z cierpieniem i bólem. Niepewna i pełna wahania na to jak zareaguje, położyłam swoja dłoń na jego i wzięłam ją z jego twarzy. To samo zrobiłam z drugą.
- Nie myśl o tym. Przepraszam, że spytałam.
- Nie szkodzi. Nie przejmuj się. Mam tak codziennie. Codziennie o tym wszystkim myślę. Nie mam jak o tym zapomnieć. Nie wiem nawet jak to zrobić. – Westchnął.
- Jesteś niezwykły. – Ponownie się położyłam.
- Dlaczego tak uważasz? – Uniósł się i usiadł przy mnie.
- Tyle przetrwałeś. Nie poddałeś się mimo tego co przeżyłeś. Nie straciłeś nadziei…
- Tylko ci się tak wydaje. – Wtrącił. – Wiele razy mam już dosyć. Chcę zniknąć i nikomu nie zawadzać.
- Chciałeś się zabić? – Wydusiłam niedowierzając.
Skinął głową.
- Mam żyletki w biurku więc gdy mam gorszy dzień… Sama wiesz… - Spuścił wzrok na swoje dłonie.
- Tniesz się. – Wyszeptałam.
Kiwnął głową
- Ostatnio miałem same gorsze dni. - Spojrzał na mnie bezradnym wzrokiem.
W moich oczach wezbrały łzy. Gwałtownie wstałam i podeszłam do drewnianego blatu. Wysunęłam pierwsza szufladę a na jej dnie spoczywało cale pudełko ostrzy. Wyjęłam je i położyłam na biurku. Pod spodem leżał kawałek zakrwawionej chusteczki. Chwyciłam go drżącymi dłońmi. W środku znalazłam użytą już pewnie nie raz żyletkę. Rzuciłam ją na blat i zakryłam usta dłonią. Podparłam się o biurko, a po policzkach popłynęły pierwsze łzy
- Lily… - Usłyszałam za sobą.
Stał zaraz za mną i po chwili poczułam jego ciało przy swoim. Mocno mnie objął i uspokajająco gładził po ramieniu.
- Obiecaj mi, że już więcej tego nie tkniesz. – Wyłkałam.
Nie ususzałam żadnej odpowiedzi.
- Marcel.
- Obiecuję. – Odpowiedział od razu.
Obróciłam się w jego uścisku i gdy chciałam go objąć, przypomniałam sobie o dotykaniu. Przezwyciężenie chęci objęcia go jest trudne, ale w końcu poddałam się i spuściłam ręce wzdłuż ciała. Gdy uspokoiłam się, odsunął mnie od siebie, a ja chwyciłam jego dłoń i odsunęłam rękaw. Świeże blizny znajdowały się na całym nadgarstku, we wszystkie możliwe strony. Znajdowały się na tatuażu, który kiedyś był napisem, ale teraz nic nie dało się odczytać.
- Co tu było? – Czułam jak zaraz na nowo wybuchnę płaczem.
- Never give up. - Powiedział ledwo słyszalnym głosem.
Załkałam i wytarłam łzy dłonią.
- Ej, nie płacz już. Nie płacz z mojego powodu. Proszę. - Złapał mój podbródek i wymusił bym na niego spojrzała.
- Martwię się o ciebie Marcel. Wystarczy już tego cierpienia. Tyle lat musiałeś mierzyć się z brutalnością. Nie chcę abyś krzywdził samego siebie.
- Dobrze, nie będę. Zrobię to dla ciebie. – Uśmiechnął się nieśmiało.
Moje mięśnie spięły się uroczo na te słowa. Czuje się dla niego ważna. Zaufał mi i nie mogę go zawieść. Uniosłam niepewnie dłoń. Jego oczy rozszerzyły się i patrzył na mnie z niepewnością i strachem. Powoli położyłam ją na jego policzku. Ma miękką i cudowną w dotyku skórę. Nie spuszczał ze mnie swojego wzroku, obserwując mnie z niepokojem. Mocniej przycisnęłam ją do skóry chłopaka i powoli przesuwałam w stronę ust. Przymknął powieki i pochylił głowę w stronę ręki. Dołączyłam drugą dłoń po drugiej stronie twarzy. Jego oddech był ciężki i coraz szybszy. Przykrył moje ręce swoimi dużymi dłońmi i powoli otworzył oczy. Wolnym kciukiem potarłam jego dolna wargę. Gdy chciałam poruszyć dłonią, zdjął moje ręce ze swojej twarzy i przywarł do mnie wargami. Jego dłonie puściły moje i umiejscowił je na plecach, podążając nimi coraz niżej. Nie mogąc oprzeć się pokusie, wplotłam palce w jego włosy. Przyjął to ze spokojem, więc chyba to wolno mi robić. Zanim zdążyłam się zorientować, jego dłonie spoczywały na moich pośladkach. Ścisnął je lekko, a ja jęknęłam w jego usta. Wykorzystując sytuację wślizgnął swój język do moich ust i prowadził przyjemną walkę z moim. Ponownie ścisnął moją pupę, ale tym razem mocniej. Uniósł mnie i posadził na blacie. Rozszerzyłam nogi i przyciągnęłam go do siebie. Nasze ciała dzieliła minimalna przestrzeń, która zniknęła gdy objął mnie silnymi ramionami. Pocałował czule moje usta i oparł się czołem o moje. W pokoju było słychać tylko nasze ciężkie oddechy. Co trochę spoglądaliśmy sobie w oczy. W jego zielonych tęczówkach po raz pierwszy krył się spokój. Musnęłam jego nabrzmiałe wargi, a cudowną chwilę przerwał dzwonek mojego telefonu. Marcel odsunął się, pozwalając mi zejść z biurka.
- Halo?
- Lily. Możesz zejść? Jestem pod domem.
- Okey. Ale…
- Czekam w aucie. – Odparł i rozłączył się.
- Lily?
- Muszę iść Marcel. Przepraszam.
- Coś się stało? Kto dzwonił?
- Zayn. Nie mam pojęcia o co chodzi. Ale nie był zbyt spokojny.
- Daj znać co się stało. – Wyszeptał i podał mi kurtkę.
Szybko zarzuciłam ją na ramiona i chwyciłam żyletki. Patrzył na mnie zaskoczony.
- Wezmę to. Na wszelki wypadek. – Uśmiechnęłam się i musnęłam jego polik.
Szybkim krokiem wyszłam z pokoju i po schodach zeszłam na dół. Babcia Marcela gotowała coś w kuchni. Zajrzałam aby się pożegnać i otworzyłam drzwi.
- Lily? – Niski głos Marcela dobiegał zaraz zza moich pleców. Spojrzałam na niego, dopiero teraz dostrzegając jak bardzo jest wysoki.

A może to ja jestem taka niska?

- Do zobaczenia. – Odparł i pocałował mnie, przygryzając na koniec moją wargę.
Uśmiechnął się ukazując dołeczki i śnieżnobiałe zęby.
- Do zobaczenia. – Wyszeptałam i udałam się do samochodu.
Zayn siedział z dłońmi na kierownicy i wpatrywał się w drogę przed sobą.
- Co jest? – Rzuciłam, wpatrując się w niego.
Po chwili wyrwał się z zamyślenia i odpalił silnik.
- Niall u nas był.
- Po co? – Prychnęłam.
- Schlał się w jakimś barze. Był agresywny i szukał ciebie. Dobrze, że byłaś tutaj bo…
- Bo?
Zamiast odpowiedzi zdjął kaptur i spojrzał na mnie. Wyglądał fatalnie. Lewe oko miał podbite, a ze skroni, świeżą raną sączyła się krew. Tak samo było z wargą. Złączyłam usta w cienką linię.
- Dopadł by cię, a ja nie byłbym w stanie cię obronić. Jest zbyt silny, żeby mierzyć się z nim w pojedynkę.
- Byłeś w domu sam?! – Krzyknęłam piskliwym głosem.
Kiwnął głową.
- Louis był u siostry. Dobrze, że zjawił się Liam bo by mnie tam zatłukł. Uderzył go butelką więc stracił przytomność i wywiózł go gdzieś na przedmieścia.
Schowałam twarz w dłonie. Czego ten dupek od nas chce?
- Będziemy musieli z nim pogadać.
- Chcesz z nim gadać? Myślę, że według niego rozmowa to lanie po mordzie. On jest nie bezpieczny.
- Wiem, że jest niebezpieczny. Wszyscy o tym wiemy. Ale trzeba się dowiedzieć czego on od nas chce. Dzisiaj już na pewno z nim nie pogadamy, bo trochę potrwa zanim się ocknie, wytrzeźwieje i skuma gdzie jest. Ale w następnych dniach trzeba się mieć na baczności. A teraz jedźmy do domu, bo jestem zmęczona. No i czeka mnie jeszcze bawienie się w pielęgniarkę.
- Czy ty coś sugerujesz mała? – Wydukał niskim uwodzicielskim głosem.
- Zayn! Nie o to mi chodzi idioto. – Zachichotałam i szturchnęłam go w ramię.
Również się zaśmiał i ruszył w stronę domu.

***

- Nie możesz tutaj przebywać. Prędzej czy później Horan się tu zjawi i zrobi ci krzywdę.
- Zayn, przecież chodzimy do tej samej szkoły. Więc moja ‘ucieczka’ stąd nie miałaby większego sensu. Poza tym dobrze mi tutaj z wami. – Odparłam uśmiechając się.
Sięgnęłam do apteczki po wodę utlenioną i delikatnie polałam nią rany chłopaka.
- Ał, ał, ał. - Wyjąkał i skrzywił się. - Martwię się o ciebie Lily. – Westchnął i spojrzał na mnie.
Opuściłam ręce, a zaraz za nimi podążył wzrok. Uniósł mój podbródek i położył swoje usta na moich. Muskał je delikatnie, a po chwili jego język subtelnie przepychał się z moim.
- Zayn… nie… - Szeptałam między pocałunkami, lekko go odpychając.
Ale on tylko mocniej przywarł do mnie ustami i po chwili znajdowałam się pod nim. Chcę tego? Czy czuję coś do niego? Do mojego najlepszego przyjaciela? Z mojej głowy od razu uciekły wszystkie problemy i wydarzenia z dzisiejszego dnia i w jednym momencie zapragnęłam go.

Pragnę Zayna Malika. Tu i teraz.


 
 
Jest nowy rozdział! :D Nagły zwrot akcji? Cóż... Brak zdecydowania i niepewność co do swoich uczuć. Marcel nie będzie zbyt zadowolony gdy dowie się o poczynaniach Lily. No ale jak się pewnie domyślacie, wkrótce wszystko musi wyjść na prostą. ;* Rozdział 15 za 25 komentarzy. ;*
 
♥ Kocham Was ♥
Ola xx

piątek, 23 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 13

Zayn zaparkował na podjeździe i zgasił silnik
- Nadeszła ta chwila mała. Musisz działać. - Chwycił moja dłoń i spojrzał na mnie. – Dasz sobie radę.
- Muszę. – Westchnęłam.
- Mam jechać czy czekać na ciebie?
- Jedź. Mam mu trochę do powiedzenia. Pewnie to trochę potrwa. Mam nadzieję, że będzie chciał ze mną porozmawiać. – Spojrzałam na mulata.
- Musi. Musi zrozumieć, że ci zależy. Powodzenia. – Uśmiechnął się na co odpowiedziałam tym samym.
Puścił moją dłoń i wysiadłam z auta.
- Daj znać, a przyjadę.
Skinęłam głową i patrzyłam jak odjeżdża. Gdy auto zniknęło w ciemnościach Holmes Chapel odwróciłam się w stronę domu Marcela.

Czas wziąć się w garść Lily.

Wzięłam głęboki oddech i zapukałam do drzwi. Po kilku sekundach otworzyła mi babcia chłopaka.
- Dobry wieczór. Jestem Lily. Chodzę z Marcelem do klasy. Zastałam go może? – Uśmiechnęłam się.
- Tak oczywiście. Wejdź. - Przekroczyłam próg i od razu znalazłam się w salonie. Zaraz obok była kuchnia. – Wiele mi o tobie wspominał. – Zamarłam. Co jeśli powiedział jej o pobiciu? Chociaż wtedy nie traktowała by mnie tak uprzejmie nie? – Same dobre rzeczy. Cieszę się, że w końcu zawarł jakąś znajomość. – Dodała. Czyli jednak nic nie wie. Odetchnęłam z ulgą. – Musisz być jednak nastawiona na to, że nie mówi zbyt wiele.
- Tak, coś o tym wiem. Kilka razy mieliśmy okazję rozmawiać trochę dłużej. Jest bardzo zamkniętą w sobie osobą, prawda?
- Dokładnie. Trudno mu zawierać nowe znajomości. W starej szkole nie szanowali go. Od samego urodzenia ma trudne życie. – Przerwała, a jej oczy zaszły łzami. – Zaopiekuj się nim dobrze, kochanie. Potrzebuje kogoś kto go zrozumie i poświęci mu trochę czasu. No i w końcu wyciągnie trochę z domu. – Zaśmiała się cichutko. – Pewnie będzie u siebie. Po schodach na górę, ostatnie drzwi po lewo. – Wytłumaczyła oraz obdarzyła mnie serdecznym i przyjaznym uśmiechem.
- Dziękuję.
Gdy weszłam po schodach skierowałam się na koniec korytarza. Drzwi były uchylone, więc weszłam powoli. Pokój był oświetlany przez małą lampkę na biurku, jednak nikogo nie było w pomieszczeniu. Moją uwagę zwróciły ciche dźwięki pianina, dochodzące zupełnie skądś indziej. Wyszłam z pokoju i rozejrzałam się wokół. W oczy wrzuciła mi się mała smuga światła wychodząca z drzwi po drugiej stronie schodów. Z każdym krokiem dźwięk stawał się coraz donośniejszy. Otworzyłam drzwi i stanęłam w progu. Marcel siedział tyłem i wygrywał piękne dźwięki smukłymi palcami. Robił to z wdziękiem, a z każdym wciśnięciem klawisza, jego mięśnie spinały się. Miał na sobie czarne jeansy i czarny T-Shirt we wzory. Nie… To nie jest bluzka. Dopiero po chwili dostrzegłam, że to jego tatuaże. Ma pokryte nimi nie tylko ręce, ale całe plecy, aż do samej szyi. Włosy ma w nieładzie. Rozczochrane i pokręcone. Jego szkolny image doskonale chowa idealnie wykrojone i szerokie barki. Pochłaniałam wzrokiem każdy skrawek jego ciała. Próbowałam też przyjrzeć się tatuażom, ale jest zbyt ciemno by cokolwiek dotrzeć. Utwór, który gra jest smutny i wolny. Ciało Marcela prawie w ogóle się nie porusza. Jedynie palce przeskakują gładko z klawisza na klawisz. Jest w tym całkowicie zatracony. Gdy skończył grę, zamknął pianino i schował twarz w dłonie opierając łokcie na klapie.
- Piękny utwór. – Wyszeptałam.
Marcel momentalnie się spiął i spojrzał na mnie. Mrugnął kilka razy jakby niedowierzając, że tu stoję. Zerwał się z siedzenia i szybko zarzucił na siebie bluzę, chowając przede mną tatuaże. Zapiał się po samą szyję. Założył nawet kaptur. Dłonie minimalnie mu się trzęsą.
- Po co tu przyszłaś? – Rzucił. Szczękę ma zaciśniętą.
- Chciałam z tobą porozmawiać.
- A mamy o czym? – Bąknął i wyszedł z pokoju mijając mnie, nawet na mnie nie spoglądając.
- Marcel, proszę cię.
Skierowałam się za nim do jego pokoju i zamknęłam drzwi.
- Daj mi wreszcie to wszystko wytłumaczyć…
- Myślałem, że już wszystko powiedziałaś. Naprawdę nie mam ochoty słuchać tych wywodów jeszcze raz.
Te słowa były dla mnie jak nóż w serce. Od razu z moich oczu zaczęły wypływać łzy.
- Marcel, daj mi wreszcie szasnę. Za każdym razem jak chcę z tobą porozmawiać, ty odpychasz mnie i nawet nie chcesz zamienić ze mną słowa. Nie potrafię normalnie funkcjonować, kiedy ty mnie ignorujesz. To dla mnie naprawdę trudne. Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, że tego nie chciałam? Naprawdę nie chciałam, żeby tak to się skończyło. To mój największy błąd w życiu, ale jestem młoda i jak każdy uczę się na błędach. Żałuję mojej decyzji, jak niczego innego. Nie gniewaj się już na mnie. Marcel, naprawdę mi na tobie zależy. – Wyłkałam.
Łzy bez przerwy spływały po moich zaczerwienionych policzkach. Marcel cały czas siedzi w tej samej pozycji, zapatrzony w blat swojego biurka. Stałam i wpatrywałam się w niego. Nie wiem ile to trwa. Sekundy, minuty.
- To nie ma sensu. – Powiedziałam do siebie i skierowałam się do wyjścia.
- Poczekaj. – Usłyszałam za sobą zachrypnięty głos chłopaka.
Odwróciłam się i wierzchem dłoni wytarłam łzy. Wpatrywał się we mnie zagubionym wzrokiem. Wyglądał jakby bił się z myślami. Stałam przed nim i czekałam. Czekałam na jego reakcję. Ale im dłużej to trwało tym bardziej traciłam już nadzieje. Gdy miałam się odwrócić, aby opuścić pokój złapał mnie za rękę.
- Przepraszam. – Odparł.
Wpatrywał się we mnie szczerymi oczami, przepełnionymi udręką, ale jednocześnie ulgą.
- Za co mnie przepraszasz? To ja powinnam cię przepraszać. Mówić ci to codziennie. – Wyszeptałam.
Wpatrywałam się w niego spod rzęs. Taka wersja Marcela jako badboya podoba mi się bardziej. Zanim zdążyłam się zorientować, pocałował mnie w polik, a jego loki przyjemnie załaskotały moją twarz. Patrzyłam na niego zaskoczona. Na jego policzki wlał się rumieniec, a ja uśmiechnęłam się i w ramach wdzięczności przytuliłam się do niego. On cały się spiął i wsunął dłonie pomiędzy nas, odpychając mnie.
- Lily, nie. – Zacieśniłam uścisk, ale on wyszarpał się i odsunął ode mnie. Opierał się o biurko. Jego oddech był niespokojny, a w jego oczach przepełnionych strachem, szkliły się łzy.
Patrzyłam na niego niespokojnym wzrokiem.
- Marcel… - Zaczęłam podchodząc do niego, ale on nadal odsuwał się. Stałam w miejscu i bez przerwy wpatrywałam się w niego z niepokojem.

Dlaczego tak zareagował?

- Co się stało? Ja… Nie chciałam. Przepraszam. - Wyjąkałam.
Marcel nie spuszczał ze mnie wzroku, a gdy usłyszał pytanie, w jego oczach ponownie pojawił się strach. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłonie. Z oczu ponownie zaczęły wydostawać się łzy. Czy tak właśnie będzie wyglądać nasza znajomość? Bez zbliżania się do niego? Bez dotykania?
- To moja wina. To ja jestem tym niepasującym i popieprzonym ogniwem. Wszystko zawsze psuje się przeze mnie. Przestaje mnie dziwić dlaczego do tej pory nie spotkałem nikogo, kto chciałby przebywać w moim towarzystwie. Ludzie uznają mnie za dziwaka, bo boje się ich dotyku. Ale ja nic nie potrafię z tym zrobić. Nie powinienem w ogóle pojawiać się w twoim życiu. Nie chcę ci go niszczyć. Wystarczy już, że moje jest porąbane. Boje się, że będziesz domagać się ode mnie wielu rzeczy, a ja nie będę potrafił sprostać twoim oczekiwaniom.
- Chcę spróbować. – Odparłam bez wahania. Cóż… to może być dziwne i pewnie takie będzie, ale nie chcę tak po prostu o tym zapominać.
- Lily…
- Dlaczego tak się boisz? – Zapytałam zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Przeczesał włosy dłonią i usiadł obok mnie. Przez chwilę bił się z myślami. Jest cały spięty, a w jego oczach co trochę ukazują się inne uczucia. Strach. Ostrożność. Ból. Bezradność.
- Jedyny dotyk jaki znam to ból. Byłem zabawką ojca i robił ze mną co chciał i kiedy chciał. Bił mnie codziennie i nigdy nie wiedziałem z jakiego powodu. Gasił na mnie papierosy. Czasami rozbijał o mnie butelki po wódce. Ale największe ślady na moim ciele i w mojej psychice zostawił gdy mnie biczował. Przywiązywał mnie wtedy do łózka i uderzał po całym ciele. Najbardziej lubił ranić mnie w plecy, bo twierdził, że tam najbardziej boli. I faktycznie tak było. Uderzając w te same rany, pogłębiał je jeszcze bardziej, a ja później nie mogłem się ruszać. Jednak jego to nie obchodziło. Dalej mnie katował. A plecy… Cóż… Nie goją się do tej pory.
- Stąd ta krew? – Zapytałam drżącym głosem.
Skinął głową a w moim gardle urosła wielka gula. Łzy mimowolnie płynęły po policzkach. Jestem roztrzęsiona. Załkałam i rozpłakałam się na dobre.
- Lily, nie. Nie płacz. To już przeszłość. Nie chcę, żebyś ty też tym cierpiała. Wystarczy, że ja to przeżyłem.
- Gdzie on jest? – Wydusiłam.
- Kto?
- Ten bydlak, który cię tak skrzywdził.
- Siedzi w więzieniu. Ma dożywocie z karą śmierci. 
Odetchnęłam z ulgą. Nie potrafiłabym żyć z myślą, że ten człowiek znajduje się gdzieś na wolności i znowu mógłby skrzywdzić Marcela.
- Więc nie chcesz być dotykanym?
Kiwnął głową.
- Nikt mnie nigdy nie dotykał. I to jest najgorsze. Nie wiem jak zareaguję gdy… No wiesz… Dotkniesz mnie.
- To znaczy? Gdzie nie mogę cię dotykać?
- Boję się dotyku na całym ciele, ale najbardziej tutaj. – Odparł i wskazał na swoje ciało od pasa w górę, aż do szyi. – I plecy. – Westchnął.
- Okey. Nie będę cię dotykać. Nie chcę sprawiać ci bólu. – Zapewniłam go. Uśmiechnęłam się krzywo, na co on odpowiedział tym samym, jednak ze smutkiem w oczach. – Ufasz mi? – Dodałam po chwili.
Czekałam na jego odpowiedź ale on przysunął się bliżej mnie i przytulił mnie do siebie.
- Tak Lily. Ufam.
Po tych słowach zrozumiałam, jak wielkim darzy mnie zaufaniem.
 
 


Jest rozdział 13, przed chwilą dokończony. :D Bardzo was przepraszam, że pojawił się dopiero teraz, ale miałam dzisiaj wycieczkę, która trochę się przeciągnęła. Kolejny rozdział pojawi się za 24 komentarze. ;*
 
♥ Luv ya  ♥
Ola xx

niedziela, 18 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 12

*Marcel P.O.V *

Gdy wyszedłem na główną ulicę, promienie słońca trochę mnie oślepiły. Przysłoniłem światło ręką i po chwili przyzwyczajenia, opuściłem ją. W moich słuchawkach zabrzmiały właśnie pierwsze dźwięki Ink Coldplaya. Rytmicznym ale spokojnym krokiem poszedłem w stronę księgarni. Babcia wiele raz powtarzała mi, że głośne słuchanie muzyki na ulicy jest niebezpieczne, ale nie mogłem powstrzymać się od zwiększenia głośności gdy rozległ się mój ulubiony fragment utworu. Dźwięk w obu słuchawkach otoczył mnie całkowicie powodując przyjemną izolację od świata. W księgarni od razu udałem się na dział z książkami o tematyce science-fiction i przeglądałem nowości, które pojawiły się tutaj od mojej ostatniej wizyty. Po przejrzeniu kilkunastu pozycji nic nie zachwyciło mnie na tyle bym postanowił coś kupić, więc trochę zawiedziony opuściłem sklep. Ehh.. Znowu będę zdany na swoje stare książki lub te babci o tematyce miłosnej, które i tak nic nie wnoszą w życie typowego śmiertelnika. Gdy akurat skończył się kolejny utwór, usłyszałem stłumiony krzyk z uliczki obok. Podszedłem tam chowając słuchawki do kieszeni i skręciłem w ciemna alejkę. Na jej końcu stała Lily mocno przyciskana przez swojego chłopaka do ściany. Przez chwilę wahałem się czy jej pomóc. W końcu to w sumie z jej winy ten idiota prawie mnie zabił. Jednak gdy chłopak przeniósł swoją jedną rękę na szyję, a drugą uderzył ją, zaczęło wyglądać to dość niebezpiecznie.
- Ej! Taki z ciebie słaby dupek, że bijesz kobiety? – Krzyknąłem i powolnym krokiem szedłem w ich kierunku. Gdzieś w środku kotłował się strach, który za wszelką cenę próbowałem stłumić i nie dać się mu omotać. Blondyn gwałtownie puścił dziewczynę, a ta łapała cenne powietrze. Niall podszedł do mnie, ale zanim zdążył porządnie się zamachnąć uderzyłem go najmocniej jak tylko potrafiłem uważając na gips na lewej ręce i jeszcze trochę bolący brzuch. Ku mojemu zdziwieniu chłopak zatoczył się i nieprzytomny upadł na ziemię.
- To było niezłe. – Powiedziałem w myślach upewniając się czy chłopak faktycznie stracił przytomność.
Przelotnie spojrzałem na Lily i odwróciłem się kierując w stronę ulicy.
- Marcel poczekaj! – Usłyszałem, ale nie zatrzymałem się. Jedynie spowolniłem trochę kroku. Chwile później poczułem delikatną dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłem się i spojrzałem na Lily.
- Dziękuję. – Odparła, a ja bez słowa ruszyłem w stronę domu. – Marcel… Ja cię jeszcze raz przepraszam. Uwierz, mi nie chciałam, żeby tak wyszło.
- Ale jednak tak wyszło. – Odparłem ponownie odwracając się w jej stronę. Spojrzałem na nią z bólem w oczach. – Zrozum wreszcie. On mnie prawie zakatował na śmierć. Twój chłopak. Ciebie też prawie przed chwilą udusił. Widzisz w ogóle co on robi? On jest niebezpieczny.
- Już z nim nie jestem. Zerwałam z nim.
- Oh. Świetnie. Wreszcie zrozumiałaś. Szkoda jednak, że tak późno. Obawiam się, że teraz będzie zachowywał się jeszcze gorzej pod pretekstem, że zerwałaś z nim z mojego powodu. Najpierw pozbędzie się mnie, a potem doigrasz się i ty. – Powoli zaczynało się we mnie gotować. - Uwierz mi. Nie jest mi miło gdy ktoś mnie bije. Widok krwi też nie jest miły.
- To po cholerę chodzisz na boks? Marcel dowiem się o tobie w końcu czegoś więcej?! – Wtrąciła zirytowana.
- Żeby się bronić. Przez pierwsze 16 lat swojego pieprzonego życia byłem mięczakiem, który nie potrafił sprzeciwić się własnemu ojcu. Robił ze mną co chciał. Widok krwi to była dla mnie codzienność. Bił mnie. Molestował. Maltretował. Zrzucał po schodach pełnych gwoździ i pinesek. Przytrzaskiwał palce drzwiami. Chodzę na boks żeby o tym zapomnieć. Nigdy nie miałem kogoś, kto by mnie wsparł, pocieszył. Codziennie zastanawiam się, czy jestem w ogóle zdolny do życia. Do poznania kogoś i zaufania. Wszystkie decyzje muszę podejmować sam, bo nie chcę w to wciągać i tak już zmartwionej wszystkim babci. Coraz częściej mam myśli samobójcze. Po co żyć z takimi wspomnieniami? Po co się męczyć skoro i tak nikt nie będzie za tobą tęsknił? Mam nadzieję, że zadowala cię ta ilość informacji, bo nie mam w tym momencie ochoty na dalsze zwierzanie się. – Odparłem i powoli się odwróciłem.
- Marcel, ja… Nie mów tak. – Wyszeptała drżącym głosem dziewczyna.
Zignorowałem to jednak i wyszedłem z ciemnego zaułku kierując się do domu.

*Lily P.O.V*

Zniknął za rogiem zostawiając mnie całkowicie samą z tymi wszystkimi myślami. Nie przypuszczałam, że jego przeszłość może być aż tak burzliwa. Wymagałam od niego nie wiadomo jakiego zaufania. Po czymś takim? Teraz wcale nie dziwi mnie jego zachowanie i czuję się jeszcze gorzej z faktem nasłania na niego Nialla. Byłam głupią idiotką. Kazałam Niallowi go nastraszyć podczas gdy on zmaga się z takimi wydarzeniami swojego młodzieńczego życia. I zrobiłam to tylko dlatego, żeby się go pozbyć i chronić swojego własnego, cholernego tyłka.

FUCK!

Jestem jednocześnie wściekła i załamana. Wściekła na siebie za to wszystko. Załamana faktem tej krótkiej ale dającej do myślenia historii. Co jeśli on widział we mnie deskę ratunkową? Osobę, która będzie go wspierać tak jak on tego oczekuje? Wszystko. Najnormalniej. Spieprzyłam.

***

Siedziałam przy biurku przeglądając notatki z polskiego. Co trochę do mojej głowy wpraszały się myśli dotyczące Marcela i Nialla. Przez idiotę Horana wyglądam fatalnie. Przestraszyłam się własnego odbicia kiedy wróciłam do domu. Całe lewe oko mam sine i lekko podpuchnięte, a polik od kilku godzin zaczerwieniony. Nawet gruba warstwa fluidu nie pomogła. To chyba oczywiste, że przez najbliższy tydzień nie pokarzę się w szkole. Czułam się bezpiecznie w swoim pokoju do momentu gdy nie usłyszałam krzyku Zayna w drzwiach wejściowych. Zgarnęłam większość włosów na twarz i założyłam okulary przeciwsłoneczne. Chłopak złapał za klamkę i wszedł do środka.
- Tu jesteś. Jak tam? – Rzucił z nutką zadowolenia w głosie i powoli do mnie podszedł.
- J-jest okey. Spoko. Właśnie robię polski. – Bąknęłam.
Nie chciałam z nikim rozmawiać w takim stanie.
- Lily? Widzisz coś w ogóle? Bo włosy chyba trochę za bardzo opadają ci na twarzyczkę. – Wyszeptał radośnie zagarniając moje włosy na plecy zrzucając przy ty okulary

No prostu świetnie.

Nie dość, że zobaczy zaraz w jakim jestem stanie, to jeszcze uzna mnie za jakąś psychopatyczną idiotkę, która po zmierzchu siedzi w okularach w zasłoniętym pokoju.
- Okulary? Przecież słońce już dawno zaszło. - Zdziwienie coraz bardziej było wyczuwalne w jego głosie. – Ej mała. Co się stało?
Obrócił fotel w swoją stronę, a ja w tym czasie zasłoniłam twarz dłońmi.
- Lily… O co do cholery… - Przerwał gdy wzięłam dłonie i spojrzałam na niego. – Jezu Lily. Kto ci to zrobił? – Zapytał kucając przede mną. – Ten skurwiel Horan prawda? – Kiwnęłam twierdząco głową. – Zabiję go. Jak tylko pojawi się w tym domu, zabiję gnoja.
- Zayn, to nie ma sensu. Do niego nic nie dociera. Chyba jest chory psychicznie. – Spuściłam głowę na swoje dłonie.
- To moja wina. Niepotrzebnie cię zostawiłem. Louis przecież mógł poczekać. – Wplótł dłonie w swoje włosy i opadł na podłogę. – Jak do tego doszło? – Spojrzał na mnie.
- Wracałam z kawiarni i wtedy mnie dopadł. Zaciągnął do uliczki no i się zaczęło. Dobrze, że pojawił się Marcel. – Westchnęłam.
- Jaki Marcel? Ten pedał? – Zapytał zdziwiony.
- Nie mów tak na niego! – Wrzasnęłam zirytowana.
Wstałam z krzesła i poszłam po coś do picia. Gdy wróciłam Zayn siedział na łóżku i gdy mnie dostrzegł odetchnął z ulgą.
- Już myślałem, że nie wrócisz. – Spojrzał na mnie spod swoich długich rzęs, gdy wręczyłam mu szklankę. – Dzięki.
- Ciekawe gdzie indziej miałabym się udać w takim stanie.
- Wyglądasz ślicznie. Jak… Piękna buntowniczka, która wpieprzyła swojemu byłemu.
- Oj wierz mi. Chciałabym mu wpieprzyć. – Na samą myśl zacisnęłam palce na szklanym kubku.
I od razu moje myśli ześlizgnęły się na Marcela, który pomimo tego, że mnie nienawidzi postanowił powstrzymać tego dupka. Uratował mnie i w dodatku trochę się otworzył. Powinnam się nauczyć doceniać takie rzeczy.
- O czym myślisz? – Zapytał mulat biorąc moją dłoń w swoje ręce.
- O Marcelu.
- Przypuszczam, że już długo o nim myślisz?
Skinęłam głową.
- Jest w nim coś takiego co przyciąga. Miał okrutną przyszłość. A ja go jeszcze bardziej zraniłam.
- To znaczy?
- Był bity przez ojca, a ja nasłałam na niego Nialla, żeby go nastraszył. Miałam go dosyć podczas gdy on chciał się ze mną zaprzyjaźnić.
- Kazałaś Niallowi go nastraszyć? Dlaczego nic o tym nie wiem? – Zayn nie spuszczał ze mnie wzroku.

***

- Wow, to nieźle narozrabiałaś. – Odparł mulat nadal niedowierzając w to co przed chwilą usłyszał.
- Wiem. Tylko nie mam pojęcia jak to wszystko pozbierać. Widzisz… Chyba mi na nim zależy. – Wyszeptałam i spojrzałam na Zayna.
Patrzył na mnie ze smutkiem na co zakuło mnie w sercu. Chłopak spuścił głowę. Objęłam go ramieniem i przytuliłam.
- Lily. Widzisz… Zakochałem się w tobie. Po prostu cię cholernie kocham. I zdaję sobie sprawę, że ty nie czujesz tego samego. – Spojrzał na mnie.
- Zayn… Też cię kocham, ale jak brata, którego nie mam. Jak przyjaciela, na którego zawsze mogę liczyć, bo… Zawsze byłeś, jesteś i będziesz… Przepraszam cię. Wszystko wszystkim pieprzę. - Schowałam twarz w dłonie.
- Nie mów tak. Nie chcę, żebyś była smutna.
- Tym bardziej nie chcę twojego smutku, Zayn.
- Wytrzymałem cztery lata wytrzymam i kolejne. Nie przejmuj się. Pociesza mnie fakt, że nikt nigdy nie będzie miał cię tak długo jak ja. W związkach bywa różnie, a przyjaciele raczej się nie kłócą. A już na pewno nie my. W końcu jesteśmy best friends forever, nie? – Zapytał a na jego twarz wpełzł delikatny uśmiech.
- Tak, dokładnie. – Odparłam, również się uśmiechając. – Dziękuję ci. – Kontynuowałam i wtuliłam się w niego. Trwaliśmy tak w ciszy przez dobre kilka minut.
- Jesteś na mnie zły? - Wyszeptałam.
- Nie, dlaczego?
- Bo powiedziałeś mi co czujesz, a ja... cóż. Pewnie nie takiej odpowiedzi się spodziewałeś.
- Nie ukrywam, jest mi trochę smutno, ale szczerze mówiąc... Już dawno pogodziłem się z takim stanem rzeczy. Wiem, że pasujemy do siebie jako przyjaciele i to też mi odpowiada. Zawsze będziesz dla mnie najważniejsza. Będę szczęśliwy jeśli ty będziesz szczęśliwa. Pamiętaj o tym. - Skinęłam głową. - Musisz tylko jeszcze to wszystko naprawić.
- Wiem. – Westchnęłam i oparłam głowę na jego klatce piersiowej.
 




Jest rozdział 12! :D Przepraszam, że tak długo na niego czekaliście, ale mam trochę nauki plus jeszcze wczoraj nieźle się zaczytałam. Nadchodzący tydzień również nie należy do tych luźniejszych, ale zrobię co w mojej mocy, żeby rozdziały pojawiały się od razu jak uzbiera się ilość komentarzy, które są bardzo motywujące i dziękuję za nie. ;* Myślę, że posty będą pojawiać się regularnie w ferie, które rozpoczynają się u mnie wraz z początkiem lutego.

Rozdział 13 pojawi się za 25 komentarzy. ;*

Pojawia się dużo komentarzy w których prosicie o dłuższe posty. Uwierzcie mi, robię co mogę, żeby były jak najdłuższe. No ale nie ukrywam też, że lubię was trochę trzymać w niepewności. :D ;*

Od następnego rozdziału akcja zacznie się kręcić wokół, jak już się pewnie domyślacie, Marcela i Lily, na co chyba większość z was bardzo mocno czeka. ;*

♥ Kocham Was ♥
Ola xx

środa, 14 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 11

- Zayn. Zaynie, obudź się. – Szeptałam do chłopaka lekko go szturchając.
W końcu otworzył oczy i sennie na mnie spojrzał.
- Niall tu przyszedł.
Na moje słowa chłopak od razu zerwał się z łóżka i ubrał bokserki. Gdy schylał się po bluzkę, do pokoju wpadł rozwścieczony Niall.
- Co tu się do kurwy wyprawia?! – Rozejrzał się po pokoju.
Wszędzie leżały porozrzucane ubrania. Potem swój wzrok skierował na mnie, na co jeszcze mocniej opatuliłam się kołdrą.
- Spałaś z nim?! Ty dziwko. – Wysyczał przez zęby i z zaciśniętymi pięściami ruszył w moją stronę.
Na szczęście Zayn go zatrzymał.
- Nie ośmieszaj się Niall. – Zaczął chłopak. – Najpierw sam bzykasz się z inną, a teraz nagle wyzywasz Lily od gorszych? Kiedyś byłeś wspaniałym przyjacielem i chłopakiem. A teraz? Szczerze to już mam w dupie tą przyjaźń. Ale co do waszego związku… Skrzywdziłeś ją cholernie mocno. Ona cię kocha idioto…
- Kochałam. – Wtrąciłam.
- Właśnie. Wczoraj przez twoje durne pomysły prawie się zabiła. Chociaż myślę, że gdyby do tego doszło nawet byś się zbytnio nie przejął. Przecież byłbyś zbyt zajęty pieprzeniem jakiejś dupy. Co się z tobą porobiło Niall…
- Chciałaś się zabić? – Zwrócił się do mnie zaskoczony.
Skinęłam, a on podszedł do łóżka.
- Lily, ja cię przepraszam. Ja… Nie wiedziałem, że aż tak zareagujesz.
- A jak mogłam zareagować? Uważasz, że chciałabym tak żyć? Z myślą, że gdy cię przy mnie nie ma, pewnie zabawiasz się z inną? Nie należę do takich osób Niall. Skrzywdziłeś mnie zbyt mocno, żebym mogła ci wybaczyć. Twoje przeprosiny nic nie zmienią. Tym bardziej jak będziesz teraz udawał kochającego i troskliwego chłopaka. Tobie już nie zależy.
- Ale Lily… - Powiedział kładąc rękę na moim ramieniu.
- Zostaw mnie. – Bąknęłam i zrzuciłam jego dłoń.
Obróciłam głowę. Nie chciałam na niego patrzeć. Czułam jak łzy powoli napływają do moich oczu.
- Ona coś powiedziała. – Odparł Zayn, gdy blondyn chciał usiąść obok mnie.
Zrezygnowany wstał i skierował się do wyjścia.
- Spieprzyłeś to Niall. – Rzucił Zayn i zamknął za nim drzwi.
Schowałam się pod kołdrę i pozwoliłam łzom swobodnie wypłynąć. Czułam jak materac ugina się.
Zayn uniósł pierzynę i położył się obok mnie.
- Nie płacz mała. Nie warto. – Wyszeptał mocno mnie do siebie przyciągając.

***

- To czego się napijesz? - Zapytał mulat.
- Czegoś dobrego. – Przygryzłam wargę.
- Ohh.. Nie pomagasz. - Uśmiechnął się szeroko i poszedł złożyć zamówienie.
Podparłam głowę na ręce i wpatrywałam się w ulicę za szybą. Był dzisiaj piękny dzień. Pomimo tego, że był początek lutego nie było śniegu, a temperatura dochodziła do prawie 10 stopni. Słońce świeciło od samego rana i czasami było przysłaniane przez mały, biały obłok.
- Jest tam coś ciekawego? – Usłyszałam głos Zayna.
- W sumie… To nie. – Zachichotałam.
Również się zaśmiał i przysunął w moją stronę kubek z kawą.
- Dzięki. – Odparłam i upiłam łyk gorącej cieczy.
- I jak? Smakuje? – Zapytał zaciekawiony wpatrując się we mnie.
- Znakomita. – Wymruczałam rozpływając się w przyjemności. - Uwielbiam kawy i chyba nawet mogę nazwać się ich koneserką.
- Ciekawe. – Powiedział i usiadł obok mnie. – Zamknij oczy. – Uśmiechnął się.
Wpatrywałam się w niego z ciekawością co ma w zamiarze.
- No zamykaj. – Zaśmiał się i zakrył moje oczy swoją dużą dłonią. – I nie otwieraj. – Wyszeptał mi do ucha.
Po chwili poczułam papierowy brzeg kubka przy swoich ustach. Wzięłam spory łyk kawy i próbowałam wyczuć jej smak oraz wszystkie dodatki.
- Co to za kawa? – Zapytał Malik.
- Jest mocna, ale dobra. Czuć też słodka nutę karmelu. Hmmm… Dark Roast?
- Dobrze. Teraz coś innego. 
Otworzyłam oczy i ujrzałam jakiś brązowy wypiek.
- Chcesz mnie utuczyć? – Zapytałam śmiejąc się.
- Miałaś nie podglądać. – Zganił mnie i ponownie przymknął moje powieki tym razem nie zabierając swojej dłoni.
Zachichotałam.
- Gryź.
Zrobiłam jak kazał i ugryzłam jak już zdążyłam zauważyć ciemnobrązowe ciastko. Było przepyszne. Rozpłynęłam się w błogim i przyjemnie słodkim smaku.
- Muffin czekoladowy. – Odparłam pewnie.
- Z..? – Kontynuował.
Dopiero po chwili wyczułam kwaskowaty smak owoców.
- Z wiśniami. – Dokończyłam i wytarłam usta chusteczką. – Możesz już zabrać rękę? – Zapytałam.
Nagle poczułam na swoich wargach jego ciepłe i miękkie usta. Zabrał rękę i moje oczy spotkały się z jego cudownie miodowymi tęczówkami. Przymknęłam oczy, a Zayn pociągnął mnie za sobą sadzając mnie na kolanach. Objęłam go za szyję i przepchnęłam język, aby po chwili toczyć przyjemną walkę z jego. Objął mnie dłońmi w talii, a kciukami zataczał małe kółeczka pod linią mojego stanika. Błogą chwilę przerwał dzwonek telefonu chłopaka. Zayn westchnął i sięgnął do kieszeni. Gdy chciałam zejść z jego kolan zatrzymał mnie i odebrał telefon.
- Halo. – Rzucił sucho. – Mhm… Czemu ja?... A może jestem zajęty… W dupe się pocałuj ciołku. – Zaśmiał się. – Dobra, jak to tak bardzo pilne to przyjadę. – Uśmiechnął się i rozłączył. - Przepraszam cię mała, ale dupek Louis chce coś załatwić siostrze ale oczywiście nie ma auta. A jak nie ma auta to dzwoni do…
- Ciebie. – Dokończyłam.
- Właśnie. – Odparł i przeczesał włosy. – Więc musze lecieć.
Zeszłam z jego kolan i usiadłam obok. Chłopak w tym czasie wstał i założył kurtkę, a ja przyglądałam mu się bez przerwy.
- Nie ładnie tak pożerać wzrokiem. – Powiedział i odwrócił się.
Zarumieniam się i spuściłam wzrok na swoje dłonie. Mulat podszedł do mnie i za podbródek uniósł moją głowę.
- Jeszcze to dokończymy. – Wymruczał i pochylił się nade mną składając delikatny pocałunek na moich chcących więcej ustach.
Puścił mi oczko i opuścił kawiarnię.
Siedziałam jakieś 10 minut dopijając kawę. Gdy po raz kolejny spojrzałam za szybę w oczy od razu wrzuciła mi się drobna sylwetka Marcela. Szybko zerwałam się z fotela, ubrałam kurtkę i opuściłam lokal.
- Marcel! – Krzyknęłam, ale chłopak nawet się nie zatrzymał.
Wołałam jeszcze kilka razy, ale nic to nie dało. Może po prostu nie chce mnie znać i więcej widywać. W sumie to mu się nie dziwię. To przykre. Dopiero teraz odczuwam jego brak. Myślę, że jest chłopakiem, z którym nie da się po prostu kolegować. On coś skrywa. Coś co dla ludzi z zewnątrz jest zakazanym owocem. Bardzo chcesz znać tą historię, ale nie możesz bo on bardzo dobrze ją chroni. Jednak przez moją niecierpliwość nie będę miała okazji poznać go lepiej.
- Fuck. – Zaklęłam w myślach i skierowałam się w stronę domu, do którego miałam niecały kilometr.
Sięgnęłam po telefon i po chwili śledziłam wzrokiem co trochę nowe informacje pojawiające się na ekranie urządzenia.
- No proszę, najpierw się z tobą liże, a potem każe samej wracać do domu? Co z niego za chłopak. – Odwróciłam się gwałtownie na znajomy mi głos.
- Czego ty jeszcze chcesz? – Rzuciłam.
Blondyn podszedł do mnie i chwytając za kurtkę, wciągnął do wąskiej uliczki.
- Zostaw mnie! – Krzyknęłam wyrywając się, ale ten mocno przygwoździł mnie swoim ciałem do ceglanej ściany.
- Twoje zachowanie jest irytujące wiesz?
- Niall, o co ci chodzi do cholery?! Zostaw mnie w spokoju dupku!
Cóż… Chyba nie lubi tego słowa, bo jego ręka od razu spotkała się z moim policzkiem. Złapałam się za bolące miejsce, ale chłopak od razu uwięził moje ręce nad głową.
- Słuchaj no mała zdziro…
- Przestań Niall! Co ja ci zrobiłam?! Jesteś jakiś psychiczny! – Rzuciłam a on ponownie mnie uderzył.
- Ej! Taki z ciebie słaby dupek, że bijesz kobiety? – Usłyszałam od strony ulicy.
Oboje z Niallem spojrzeliśmy w tamtą stronę. Smukła sylwetka i włosy zaczesane do góry przypominały mi tylko jedną osobę.

Marcela.
 
 
 
 
No i jest rozdział 11! :D Dziękuję za wasze wspaniałe komentarze. ;* Bardzo miło mi się je czyta, a po nich aż chce się pisać! :D Rozdział 12 pojawi się za 25 komentarzy. ;*

♥ Luv ya ♥
Ola xx

niedziela, 11 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 10

Rozdział zawiera sceny dla dorosłych.
Czytasz na własną odpowiedzialność. ;3


Trzęsącymi rękoma rozpakowałam ostrze i podpierając się o biurko przyłożyłam je do nadgarstka. W tej samej chwili do pokoju wpadł Zayn. Podbiegł do mnie i chwycił moje ręce. Stałam roztrzęsiona. Nie miałam już czym płakać.
- Dziewczyno zgłupiałaś? Po co ci to?
- Zayn, ja już nie mam po co żyć. - Wydusiłam i wtuliłam się w niego.
Jeszcze mocniej mnie do siebie przycisnął i głaskał uspokajająco po plecach.
- Ej.. Co się stało? – Zapytał.
- Byłam u Marcela. Chciałam go przeprosić. Powiedziałam mu wszystko, ale on mnie teraz nienawidzi. Potem pojechałam do Nialla. On… On mnie zdradził, Zayn. – Załkałam.
- Jak to? Nie… To nie możliwe. – Odparł przeczesując włosy.
Usiadł na łóżku ciągnąc mnie za sobą. Zajęłam miejsce obok niego.
- Widziałam ją. Leżała tam. W jego łóżku. Pili wino. Musieli się dobrze bawić.
- Nie przejmuj się nim. On nie jest wart tego, żebyś płakała, a tym bardziej odbierała sobie życie. To tylko zwykły dupek, który nie zasługuje na taką wspaniałą dziewczynę jak ty. Troszczyłaś się o ten związek, a ten debil cały czas to ignorował. Prędzej czy później skończył by w łóżku z inną. Przecież wiesz jaki on jest. Dla niego najważniejszy jest seks.
Westchnęłam i otarłam łzy. Zayn miał rację.
- Dziękuję ci.
- Za co? – Zapytał zaskoczony.
- Za to, że jesteś i zawsze mogę na ciebie liczyć.
- Przecież wiesz jak ważna dla mnie jesteś.
- Wiem, ale dopiero teraz to dostrzegłam. – Odparłam i pocałowałam go.
W jego oczach dostrzegłam zdziwienie, ale po chwili odwzajemnił pocałunek. Usiadłam na jego kolanach i wplotłam dłonie w jego ciemne, miękkie włosy. Czułam jak jego dłonie z ramion przesuwają się po plecach aby ostatecznie zatrzymać cię na moich pośladkach i ścisnąć je.
- Zayn... – Jęknęłam cicho a on wykorzystując okazję wepchnął swój język do moich ust. Nie przerywając pocałunku, obrócił nas i położył na łóżku tak, że znajdowałam się pod nim. Pocałunek robił się coraz bardziej namiętny i zaborczy. Gdy znalazłam brzeg jego bluzki, wsunęłam ręce pod cienki materiał. Raz w życiu widziałam Malika bez koszulki. Było to około 4 lat temu w wakacje, jeszcze zanim poznałam Nialla. Jego rodzice zaprosili nas do siebie. Mają dom z basenem więc wszyscy świetnie się bawili, chlupiąc się w wodzie w samych strojach kąpielowych. Był wtedy blady i miał ciało typowego nastolatka. Teraz jest muskularnym chłopakiem o szerokich ramionach. Błądziłam rękoma po jego idealnie ukształtowanych mięśniach i wyobrażałam sobie jak mogą wyglądać. Zayn zorientował się, że zadłużyłam się wspaniałą rzeźbą jego torsu i cicho się zaśmiał.
- Chciałabyś zobaczyć? – Uniósł jedną brew i uśmiechnął się ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
Kiwnęłam nieśmiało głową i przygryzłam wargę. Zayn wstał ze mnie i powoli ściągnął T-shirt odkrywając kolejne partie umięśnionego brzucha. Widok zapierał mi dech w piersiach. Był bardzo opalony, a tatuaże dodawały mu uroku i seksapilu. Napawałam się widokiem i skanowałam wzrokiem każdy centymetr jego ciała. Chłopak uważnie mi się przyglądał, a z każdym jego ruchem mięśnie seksownie się napinały. Na sam ten wspaniały widok moje podbrzusze szalało.
- Podoba ci się? – Jego głos był zachrypnięty i można było w nim usłyszeć rosnące podniecenie.
- Bardzo. – Wyszeptałam i podeszłam do niego, nie spuszczając wzroku z jego pięknego ciała.
Oparłam dłonie na jego obojczykach i spojrzałam mu w oczy.
- Masz cudowne ciało, Zayn.
- Założę się, że twoje jest milion razy lepsze. – Przyciągnął mnie do siebie, a ja zarumieniłam się.
Uchwycił moją twarz w swoje duże dłonie i gorąco mnie pocałował.
- Lily chcę żebyś wiedziała, że cię pragnę. Pragnę cię cholernie mocno. Nawet nie wiesz jak żałowałem tego, że poznałem cię z Niallem. Codziennie chciałem być na jego miejscu. Dlatego teraz gdy mam taką okazję nie mogę jej zmarnować, ale nie chcę być czuła się wykorzystana. Nie chcę abyś miała mi to potem za złe i nienawidziła mnie. Nie zniósłbym tego. Nie chcę w tej chwili zastanawiać się czy będzie to jednorazowa przygoda czy coś więcej. Po prostu chcę ciebie. Teraz. – Odparł i wpił się w moje usta. Oddawałam każdy jego pocałunek. Znam Zayna już bardzo długo i jestem pewna, że mogę mu zaufać.
- Lily? – Odezwał się chłopak. Patrzył na mnie troskliwym wzrokiem pocierając jednocześnie dłonią moje ramię. – Chcesz tego? Nie chcę cię zmuszać.
- Tak. Chcę.
Pocałowałam go, a on w tym czasie ściągnął moją bluzkę. Przesuwałam dłonie powoli w dół docierając do paska od spodni i rozpięłam go. Zaraz potem zajęłam się ekspresem. Chłopak ściągnął swoje spodnie i popchnął mnie na łóżko. Zanim zdążyłam się lekko unieść, przygniótł mnie swoim rozgrzanym ciałem. Zarzuciłam ręce na jego szyję, dając mu tym samym lepszy dostęp do zapięcia od stanika. Szybko się go pozbył i zajął się moimi piersiami.
- Zayn… - Zacisnęłam dłonie na jego włosach, delikatnie za nie pociągając.
Podążając pocałunkami coraz wyżej, przygryzł moją skórę w zagłębieniu szyi, by chwilę później pozostała w tym miejscu czerwona malinka. Dmuchnął w wilgotne miejsce, przyprawiając mnie o dreszcz. Składał delikatne pocałunki na linii mojej szczęki i gdy dotarł do ust, obdarował je krótkim pocałunkiem. Pozostawiając je nienasycone zajął się spodniami, których pozbył się razem z bielizną.
- Jesteś piękną kobietą Lily. – Wyszeptał.
Poczułam jego oddech przy swojej kobiecości. Zacisnęłam dłonie na kołdrze, gdy jego usta otarły się o moje czułe miejsce. Składał mokre pocałunki. Zacisnął dłonie na moich biodrach i wręcz przygwoździł mnie do materaca. Czułam ciepło budujące się w podbrzuszu. Po chwili dołączył do tego również język. Przyjemność była coraz większa i ogarnęła całe moje ciało. Czułam, że byłam blisko. Wepchnął we mnie dwa palce, a ja osiągnęłam szczyt z głośnym krzykiem. Gdy dochodziłam do siebie, zdjął swoje bokserki i wsunął się pomiędzy moje nogi, przybierając odpowiednią pozycję. Pocałowałam go mocno. Pragnęłam jego miękkich ust. I tego by mnie wypełnił. Właśnie teraz.
- Bierzesz tabletki? – Zapytał.
- T-tak. Od dwóch tygodni. – Wydusiłam.
- To dobrze. – Uśmiechnął się i ponownie przywarł do moich ust.
Poczułam na udzie jego męskość. Po chwil wszedł we mnie i płynnymi ruchami posuwał się coraz dalej. Robił to ze spokojem i ogromną czułością. Nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego. Wiele razy kochałam się z Niallem ale on jest innym chłopakiem. Jest typem bad boya, który pieprzy mocno i ostro. Zayn też przypomina niegrzecznego chłopca, ale to tylko pozory. On i Niall to zupełnie inne dwa typy osobowości. Oczywiście oboje lubią wdawać się w bójki., ale dla Nialla to przyjemność, a dla Zayna konieczność. Często jest mi żal chłopaków, gdy Niall ich do czegoś zmusza. Do czegoś czego nie chcieli, ale musieli zrobić bo inaczej Niall stałby się ich wrogiem. Choć uważam, że teraz to Zayn jest wrogiem dla Nialla.
Z zamyślenia wyrwało mnie mocniejsze pchnięcie Zayna. Jęknęłam zaciskając dłonie na jego karku. Zarzucił sobie moje nogi na plecy i po chwili był już we mnie cały. Czułam przyjemne rozpychanie.
- Jesteś taka ciasna. I dobra. - Wydyszał.
Kontynuował ruchy, by ostatecznie uderzyć w mój punkt G.
- Zayn, cholera! – Krzyknęłam i oddałam się orgazmowi, który usztywnił moje ciało. Po chwili doszedł również on. Ryknął drżąc i odchylając głowę. Zmęczona po dwóch orgazmach łapałam cenny oddech. Zayn wyszedł ze mnie i przyciągnął do siebie silnym ramieniem.
- Jesteś wspaniała. – Wyszeptał i przykrył nas kołdrą.

*Następnego dnia*

Obudziły mnie krzyki i wrzaski dochodzące z korytarza. Zayn jeszcze spał, nadal mocno mnie obejmując.
- Gdzie ona jest?!
- A gdzie może być? Oczywiście, że jest u siebie. Coś ty jej zrobił? Zayn od wczoraj stamtąd nie wychodzi.
Krzyki robiły się coraz donośniejsze.
- O cholera. – Powiedziałam do siebie i zakryłam usta dłonią.

Niall. Tu. Jest.
 


 
Dotarliśmy do kolejnego +18. :D Następny rozdział za 24 komentarze. ;*
 
Czeka mnie teraz trudny tydzień, bo zbliża mi się masa sprawdzianów, dlatego będę miała mniej czasu na pisanie, ale postaram się robić co w mojej mocy, żeby jak najszybciej pojawiały się kolejne rozdziały. Z góry dziękuję za wyrozumiałość ;*
 
Chciałam również wszystkim podziękować za wspaniałe i motywujące komentarze oraz ponad 3 000 wyświetleń. ;*
 
♥ Bardzo was kocham ♥
Ola xx

piątek, 9 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 9

Sala, w której leżałem była dość przestronna. Obok łóżka znajdował się mały stolik z szufladami, a naprzeciwko na ścianie wisiał 40-sto calowy telewizor. Całe pomieszczenie rozświetlało światło wpadające przez ogromne okno, przez które miałem widok na ulicę. Siniaki, które miałem już prawie zniknęły. Ramię też już nie bolało. Najgorzej było z brzuchem. Z każdym, choćby delikatnym ruchem, bolało jak cholera. Dwa, czasami trzy razy dziennie zmieniali mi opatrunki, co trwało dobre pół godziny. Najbardziej cieszę się, że nie muszę jeść szpitalnych posiłków, bo są okropne. Codziennie po 16:00 babcia przynosi mi coś dobrego. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła 12:00. Gdy chciałem sięgnąć po telefon do sali weszła Lily. Rozpromieniałem na jej widok, ale ją ewidentnie coś gnębiło.
- Hej. - Powiedziała cicho.
- Cześć. - Uśmiechnąłem się, a gdy chciałem się podnieść lekko skrzywiłem się z bólu.
Ponownie na nią spojrzałem. Jej oczy nagle zaszkliły się łzami.
- Lily, coś się stało? – Odparłem zaniepokojony.
- Mocno cię boli? – Zapytała z troską w głosie.
- Nie. Tylko jak zrobię coś gwałtownego. – Odparłem, a z jej oczu wypłynęły pierwsze łzy. – Czemu płaczesz? Lily?
- Marcel ja… Ja nie chciałam, żeby tak wyszło. Ja cię przepraszam… - Wydusiła i rozpłakała się na dobre.
- O czym ty mówisz? Za co mnie przepraszasz?
Spojrzała na mnie zaskoczona.

Ale ja naprawdę nie wiedziałem o co chodzi.

- Pamiętasz coś z przed… Z przed tego wypadku? – Wydukała.
- Nie wszystko. Ostatnie co sobie przypominam to jak ktoś zaciągnął mnie do łazienki. Gdy się obudziłem babcia powiedziała mi, że znalazła mnie jakaś dziewczyna.
Zakryła ręką usta i spuściła głowę.
- Lily, o co do cholery chodzi?
- Marcel, to ja cię znalazłam.
- Skąd wiedziałaś, że tam jestem?
- Bo… To Niall ci to zrobił. Ja chciałam, żeby on cię tylko nastraszył.
- Nastraszył?!
- Byłam na ciebie wkurzona, że nic nie chcesz o sobie powiedzieć. Chciałam, żebyś dał mi wreszcie spokój i myślałam, że jak on ci zagrozi, to będziesz bał się do mnie zbliżyć.
- C-co? – Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie usłyszałem.
- Marcel ja nie wiedziałam, że on posunie się do czegoś takiego. – Była coraz bardziej roztrzęsiona.
- Lily… Ta rozmowa nie ma sensu.
- Marcel proszę...
- O co ty mnie prosisz? Chcesz żebym tak po prostu o tym zapomniał? On mnie tam prawie zabił rozumiesz?! Nie przypuszczałem, że będziesz zdolna do czegoś takiego.
- Uwierz mi, ja naprawdę tego nie chciałam.
- Wyjdź.
- Marcel…
- Nie mam ochoty z tobą teraz rozmawiać.
Byłem wściekły. Cały się spinałem, na co brzuch przypominał o sobie przeszywającym bólem. Zamknąłem oczy i skuliłem się.
- Mogę ci jakoś pomóc? Nie mogę patrzeć jak…
- Wyjdź stąd i daj mi święty spokój! – Krzyknąłem, a ból stał się jeszcze większy.
Dziewczyna nie spuszczała ze mnie swojego załzawionego wzroku. Jednak wiedziała, że jej przeprosiny i dalsze tłumaczenia nic nie zmienią i w końcu opuściła pomieszczenie.

*Lily’s P.O.V*

Wiedziałam, że tak będzie. Zrobiłam z siebie tylko głupią idiotkę. Najpierw na niego krzyczę, żeby się odczepił, a teraz nagle chcę nie wiadomo jakiego wybaczenia. Jeszcze po czymś takim. Byłam załamana. Niall prawie go zabił. W sumie to wszystko moja wina. Ja kazałam go zastraszyć, ale nie przypuszczałam, że może się to skończyć tak źle. Mam za złe Niallowi, że tak postąpił. To wszystko miało odbyć się bez przemocy. To miała być normalna wymiana zdań. Ale Niall jak zwykle zrobił po swojemu.

Cholerna zazdrość.

Wyszłam ze szpitala i wsiadłam do auta. Chwilę zajęło mi zanim doprowadziłam się do porządku. Postanowiłam pojechać do Nialla. Chciałam spędzić z nim trochę czasu. Choć na chwilę zapomnieć o tym wszystkim.
Dziesięć minut później byłam pod jego domem. Wysiadłam z samochodu i bez pukania weszłam do środka.
- Niall? – Zawołałam, lecz nigdzie go nie było.
Weszłam po schodach i gdy byłam już na górze, drzwi od sypialni gwałtownie się otworzyły. Chłopak wyszedł z pomieszczenia w samych spodenkach i ze zmierzwionymi włosami.
- Lily? Co ty tutaj robisz?
- Pisałam ci, że przyjadę. Ja…
- Niall kochanie, gdzie jesteś? – Przerwał mi kobiecy głos, dochodzący z sypialni.
Spojrzałam na Nialla. Jego mięsnie były spięte, a szczęka co trochę zaciskała się i rozluźniła. Bez wahania ruszyłam do przodu i otworzyłam drzwi, zanim chłopak zdążył mnie zatrzymać. Na stoliku stały dwa kieliszki i czerwone wino, a w łóżku leżała nieźle już schlana brunetka.
- Niall, kto to jest? Myślałam, że jesteśmy sami. – bąknęła.
- Tak, jesteśmy. Ona już wychodzi. – Odparł i wyciągnął mnie z pokoju.
- Nienawidzę cię! Jak mogłeś?! – Krzyczałam jednocześnie się z nim szarpiąc.
Łzy od razu zaczęły spływać po moich policzkach.
- Nie było mnie dwie godziny, a ty już bzykasz jakąś laskę? Byłam taka głupia.
- Lily…
- Wiesz co, daj sobie spokój i idź skończyć to co zacząłeś zanim i ona zobaczy jakim jesteś skurwielem i ucieknie ci z łóżka. Współczuję jej. Pewnie będzie musiała przechodzić przez to samo co ja teraz. Ale co ciebie to obchodzi. Tobie zależy tylko na pieprzeniu.
- Skończyłaś?
- To ty to skończyłeś, gnoju.
Odwróciłam się i bez słowa wyszłam z domu, trzaskając drzwiami. Wsiadając do auta zeszły ze mnie wszystkie nerwy, które zostały zastąpione słabością. Płakałam już dzisiaj trzeci raz. A to nie wróży nic dobrego. Chciałam jak najszybciej znaleźć się u siebie. Przez łzy mało co widziałam. Na szczęście udało mi się w całości dojechać do domu. Łkając wbiegłam do środka i od razu skierowałam się do swojego pokoju zamykając drzwi na klucz. Skuliłam się w pościeli i zatraciłam we wszystkich wspomnieniach z dzisiejszego dnia. Zawsze gdy czułam się źle, był przy mnie Niall. A teraz? Nie miałam nikogo. Straciłam dzisiaj jakiekolwiek chęci do życia. Wstałam z łózka i podeszłam do biurka. Usłyszałam pukanie do drzwi i głos Zayna, ale zignorowałam to i sięgnęłam po jedną z żyletek. To chyba jedyne co mi na tą chwilę pozostało.
 
 
 
 
Jest i 9 rozdział. ;* Trochę się dzieje. Jak myślicie, Lily zdąży zadać sobie rany?
Wszystko okaże się w rozdziale 10, która pojawi się za 23 komentarze. ;*
 

♥ Kocham Was ♥
Ola xx